Fanfary
Mecz
Miało nie być bramek, a tu, tymczasem, TADAM!, były aż cztery. Wprawdzie dla jednej drużyny, ale zawsze. Hiszpanie atakowali i trafiali, Włosi dla odmiany atakowali i byli niecelni, albo powstrzymywał ich Casillas, a potem już po prostu nie widzieli celu w atakowaniu, skoro i tak nie było szans na odrobienie kilku bramek straty.
Hiszpanie
Zrobili to. Trzeci tytuł w ciągu czterech lat, 10 spotkań pucharowych nie tylko bez porażki, ale też bez straty gola (16,5 godziny!!!). I wreszcie zagrali na najwyższych obrotach, pokazując, że jednak im zależy i że wcześniej po prostu nie widzieli potrzeby w przesadnym przemęczaniu się. To jest drużyna jakiej nie było. Drużyna, która nie tylko obroniła jako pierwsza mistrzostwo Europy, ale też zdominowała wszelkie rozgrywki. Reprezentacyjne oraz klubowe, bo po zastąpieniu Silvy przez Pedro, cała jedenastka Hiszpanów składała się z graczy Barcelony i Realu. Wprawdzie żaden z tych klubów nie wygrał Ligi Mistrzów, ale wciąż uważa się, że są to najsilniejsze zespoły na Ziemi. Nie będziemy tutaj wyróżniać żadnego zawodników Vicente del Vicente del Bosque indywidualnie, bo jako kolektyw zagrali dokładnie tak, jak spodziewano się po nich, że zagrają. To znaczy jak spodziewano się przed turniejem, bo po pięciu przeczłapanych meczach Euro 2012 ciężko orzec, czy jeszcze ktokolwiek się spodziewał, że hiszpańska petarda wreszcie odpali.
Włosi
Walczyli dzielnie i niemal do samego końca, mimo że tak naprawdę na tak dysponowanych Hiszpanów nie mieli żadnych argumentów. Niemniej brawa należą im się nie tylko za walkę, ale również za całokształt turnieju, w czasie którego byli sporym zaskoczeniem.
Fujary
Hiszpanie
I nie można tak było od razu? Nie można było? Trzeba było narażać się na gwizdy kibiców?
Terminarz
Po Włochach, zwłaszcza - nic dziwnego - w drugiej połowie było widać zmęczenie tym turniejem. Nie dość, że męczyli się z Anglikami przez całe 120 minut plus rzuty karne, to jeszcze mieli w półfinale dwa dni odpoczynku mniej niż Niemcy, którzy dodatkowo z Grekami zagrali eksperymentalnym składem. Teraz, dodatkowy dzień mniej na regenerację w porównaniu z Hiszpanami, mógł być czynnikiem, który wyeliminował po części z gry przeciążonych Chielliniego i Mottę oraz wpłynął nieco na poziom widowiska (czy ktoś widział kiedyś, żeby Włosi popełnili tyle błędów?). Nie twierdzę, że wypoczęta Squadra Azzurra byłaby równorzędnym przeciwnikiem dla Espanii, bo raczej nie, ale zobaczylibyśmy lepszy mecz. Zmiany w terminarzu - do rozważenia.
Łukasz Miszewski