"Jeden błąd i nie ma cię w finale". Polacy prowadzą, ale muszą uważać

Jakub Seweryn
Choć Bartosz Zmarzlik i Maciej Janowski są liderami klasyfikacji żużlowego Grand Prix, trudno powiedzieć, że w ostatnich zawodach w Warszawie i Pradze wszystko poszło po ich myśli. - W Grand Prix często decydują niuanse. Bartek i Maciek jeżdżą równo, wchodzą do półfinałów w czołowych pozycji, zdobywają dużo punktów, ale wiemy, że system jest taki, że w półfinałach jedzie się praktycznie od nowa. Jeden błąd i nie ma cię w finale - mówi w rozmowie ze Sport.pl Piotr Protasiewicz. Sobotnie Grand Prix Niemiec w Teterowie rozpocznie się o godzinie 19:00. Transmisja w Eurosporcie Extra na Playerze.

Bartosz Zmarzlik (44 punkty) i Maciej Janowski (43) prowadzą w klasyfikacji generalnej żużlowego Grand Prix po trzech rundach. Trzecie miejsce zajmuje Duńczyk Leon Madsen (40). Trudno jednak nie odnieść wrażenia, że przed sobotnim Grand Prix Niemiec w Teterowie przewaga Polaków mogła być większa, szczególnie w przypadku Zmarzlika, który w Warszawie i Pradze był bardzo szybki, a jednak kończył rywalizację na półfinałach. 

Zobacz wideo Dlaczego Iga Świątek nie miażdży tak jak przed Roland Garros? Powtarzała tylko: kilka dni wolnego

"Zmarzlik jest tylko człowiekiem"

Innego zdania jest jednak Piotr Protasiewicz, doświadczony żużlowiec Stelmetu Falubazu Zielona Góra i ekspert Eurosportu. - Nie ma co przesadzać, bo to nie jest tak, że w Grand Prix jest tylko Bartek Zmarzlik, a reszta nie potrafi jeździć - mówił Protasiewicz w rozmowie ze Sport.pl. - To jest wyrównana piętnastka naprawdę dobrych zawodników i już w Pradze było widać, że jeśli komuś trochę brakuje prędkości, to trudno osiągnąć coś więcej. Bartek też jest tylko człowiekiem i ma prawo mieć troszkę gorsze momenty, ale generalnie jedzie bardzo równo, podobnie jak Maciej Janowski, co pokazuje klasyfikacja generalna Grand Prix - uzasadniał 47-latek. 

Bartosz Zmarzlik na Stadionie Narodowym w Warszawie miał sporą szansę na awans do finału, ale w półfinale przeszarżował i spadł z premiowanej awansem drugiej pozycji. W Pradze z kolei podjął ryzyko w wyborze pól startowych - już na starcie z pola wewnętrznego został "założony" przez Martina Vaculika i nie był w stanie przedostać się na jedno z dwóch pierwszych miejscu. 

Zdaniem Protasiewicza te niefortunne sytuacje nie są niczym nadzwyczajnym. - Bartek był na miejscu i wiedział najlepiej, co powinien zrobić. W trakcie ścigania takie rzeczy się zdarzają. Nie ma zawodników, którzy nie popełniają błędów, dlatego nie ma sensu specjalnie tego drążyć. Wybór pola startowego w Pradze broni się tym, że chwilę wcześniej w rundzie zasadniczej Bartek zdecydowanie wygrał z tego pola z Martinem Vaculikiem, którego miał obok na najlepszym polu. Zaryzykował i być może mógł wybrać lepiej, ale nie widzę tu większych błędów - tłumaczył "Pepe", który dalej uważa Zmarzlika za głównego faworyta do tytułu, a za największą przeszkodą dla niego i Macieja Janowskiego uznaje system punktowania w Grand Prix. 

- Nie oszukujmy się, Bartek Zmarzlik jest od kilku sezonów w bardzo dobrej formie i w ten sezon także wszedł podobnie, ale w Grand Prix często decydują niuanse, ustawienia czy pola startowe, przez co się wygrywa albo nie. Bartek i Maciek Janowski wchodzą do półfinałów w czołowych pozycji, zdobywają dużo punktów, ale wiemy, że system jest taki, że w półfinałach jedzie się praktycznie od nowa – jeden błąd i nie ma cię w finale. Tak było w Warszawie, tak było w Pradze. Ten system sprawia jednak, że różnice w klasyfikacji generalnej są bardzo niewielkie, co pewnie jest dobre dla kibiców, a dla samych żużlowców już niekoniecznie - mówił.

Kto zatem może Zmarzlikowi i Janowskiemu pokrzyżować plany? - To jest dopiero początek zmagań i jeszcze wiele może się wydarzyć. Widzieliśmy już w Pradze, że zawody wygrał Martin Vaculik, który przystępował do nich z końca klasyfikacji, a teraz jest już w połowie stawki z niewielką stratą do miejsc 4-6. To wszystko może się jeszcze wielokrotnie pozmieniać. Praga pokazała jednak, że każdy z zawodników w stawce może nagle wyskoczyć, bo różnice między nimi są niewielkie. Dlatego nie jestem w stanie wytypować tego, który najbardziej największym zagrożeniem dla Zmarzlika i Janowskiego - zaznaczał Protasiewicz. 

Dudkowi brakuje "błysku", Przedpełskiemu "stabilizacji"'

Piotr Protasiewicz ocenił także postawę dwóch pozostałych Biało-Czerwonych w tegorocznej stawce Grand Prix - Patryka Dudka i Pawła Przedpełskiego, którzy jeszcze nie zademonstrowali pełni swojego potencjału i zajmują dwa ostatnie miejsca w klasyfikacji GP.

- Trochę mnie niepokoi sytuacja Patryka Dudka, bo liczyłem, że będzie się prezentował nieco lepiej, a wygląda to bardzo przeciętnie - przyznawał Protasiewicz. - Jest to zawodnik z bardzo dużym potencjałem, który ma na koncie medale mistrzostw świata. Brakuje „błysku" w jego jeździe, ale trudno mi ocenić, z czego to wynika. Wygląda na to, jakby ciągle poszukiwał optymalnych rozwiązań, a do tego ma trochę pecha, bo w Warszawie wpadał w nierówności i raz skończyło się to upadkiem, a innym razem spadkiem z pierwszego na trzecie miejsce. Z pewnością jednak ciężko pracuje, by to poukładać i wierzę, że przeczeka ten trudniejszy moment i niedługo pokaże na co go stać.

- W przypadku Pawła Przedpełskiego spodziewałem się, że będą lepsze i gorsze turnieje. W Warszawie pokazał się z naprawdę dobrej strony, aczkolwiek widać, że jeszcze trochę mu brakuje do ścigania na najwyższym poziomie, również w lidze. Ci, którzy w Ekstralidze zdobywają regularnie dwucyfrówki, to później przekładają to na Grand Prix. Z kolei ci, którzy nie są w stanie ustabilizować formy w lidze, również w Grand Prix jeżdżą w kratkę - analizował ekspert Eurosportu. 

"Last Dance" Protasiewicza. Cel - powrót z Falubazem do Ekstraligi

Sam Piotr Protasiewicz zapowiedział ostatnio, że sezon 2022 będzie ostatnim w jego bogatej karierze. 47-letni "Pepe", który rywalizuje już na torze 32. sezon, przez 12 lat jeździł w Grand Prix, a z reprezentacją Polski zdobył trzy drużynowe mistrzostwa świata. Ponadto Protasiewicz ma na swoim koncie aż osiem złotych medali drużynowych mistrzostw Polski. 

- Myślę, że po 32 latach spędzonych na żużlu przyszedł odpowiedni moment, by podjąć taką decyzję. Nic nie trwa wiecznie, ostatnie sezony były dla mnie przeplatane kontuzjami, które kosztowały mnie naprawdę wiele. Ciało też ma swoje granice - tłumaczył doświadczony żużlowiec. - Także ten sezon rozpocząłem od urazu na treningu, który ciągnie się za mną do dzisiaj. Nie mogę wystartować – mamy czerwiec, a ja jeszcze nie przejechałem zawodów w pełni zdrowym. Wracam do treningów po kolejnej przerwie, mam nadzieję, że z ręką będzie już coraz lepiej. Moja decyzja jest przemyślana, widocznie tak miało być. Nie będzie to dla mnie problemem - przyznawał.

Protasiewicz ma jednak bardzo ambitny cel na koniec żużlowej kariery. Chce pomóc Stelmetowi Falubazowi Zielona Góra w powrocie do żużlowej Ekstraligi. Choć Protasiewicz na razie nie jest w stanie za bardzo pomóc swoim kolegom, drużyna spisuje się dobrze i prowadzi w pierwszoligowej tabeli.

- Awans? Bardzo byśmy chcieli, taki jest nasz plan. Aczkolwiek trafiliśmy chyba na najsilniejszą i najbardziej wyrównaną 1. Ligę w historii. Drużyny mają bardzo podobny potencjał, bardzo wyrównane składy i prezentują podobny poziom. Awans do Ekstraligi rozstrzygnie się dopiero w playoffach, ale wierzę, że to Stelmet Falubaz Zielona Góra go wywalczy, choć wiem, że do tego bardzo daleka droga - zakończył Piotr Protasiewicz. 

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.