"Wydaje się nieuniknione, że władze brytyjskiego tenisa będą musiały porzucić ubiegłoroczne stanowisko w sprawie rosyjskich i białoruskich tenisistów. Organizacje kobiecego i męskiego tenisa wywierają presję, aby tego lata dopuścić zawodników z obu krajów do rywalizacji, a WTA oferuje zachętę w wysokości 500 tys. dolarów za zniesienie zakazu" - czytamy w "The Telegraph".
W 2022 roku, w reakcji na atak Rosji na Ukrainę, władze Wimbledonu wykluczyły Rosjan i Białorusinów z turnieju. WTA oraz ATP odpowiedziały wówczas nałożeniem grzywny na Brytyjczyków, a także odebraniem punktów wszystkim tenisistom za występy w ubiegłorocznej edycji turnieju na kortach Wimbledonu.
Kary, jakie nałożyły wtedy WTA oraz ATP na Brytyjską Federację Tenisową, wyniosły po milionie dolarów od każdej organizacji. Jak informują teraz media na Wyspach, działacze kobiecego tenisa chcą obniżyć wysokość grzywny z mocą wsteczną do 500 tys. dolarów. Grzywny, która została już zapłacona.
Warunek jest prosty: w zamian za obniżenie kary Brytyjczycy mają w tym roku dopuścić rosyjskie i białoruskie tenisistki do startu w Wimbledonie oraz w turniejach rozgrywanych na nawierzchni trawiastej tuż przed wielkoszlemową imprezą w Londynie - w Nottingham, Birmingham i Eastbourne.
Pismo WTA zawiera podpunkt sugerujący, że grzywna zostanie zmniejszona o połowę także wtedy, gdy okaże się, że Brytyjska Federacja Tenisowa podjęła "odpowiednie wysiłki" w celu rozwiązania problemu w drodze negocjacji z rządem brytyjskim.
"Daily Mail" sugerował ostatnio, że władze brytyjskiego tenisa chcą rozmawiać z tamtejszym rządem o ewentualnym wprowadzeniu odmowy wydawania wiz dla Rosjan i Białorusinów. To zniosłoby odpowiedzialność z działaczy tenisowych i mogło uchronić przed kolejnym karami ze strony WTA i ATP.
Te mogłyby oznaczać, że - w najgorszym przypadku - wszystkie turnieje trawiaste przygotowujące do Wimbledonu mogłyby zostać przeniesione za granicę. "Zniszczyłoby to nasz krajowy system przed Wimbledonem i radykalnie ograniczyłoby dostępność tenisa dla brytyjskich kibiców, którzy chcą oglądać w akcji Andy'ego Murraya i Emmę Raducanu" - czytamy w "Daily Mail".
W pierwszej dwudziestce kobiecego rankingu WTA jest łącznie sześć tenisistek z Rosji i Białorusi (w Top 100 - 12), a u mężczyzn trzech (w Top 100 - sześciu). Władze tenisa twierdzą, że zabiegając o ich występ w Wimbledonie bronią praw tych tenisistów. W podobnych słowach wypowiadał się niedawno szef Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego Thomas Bach, twierdząc, że niedopuszczenie Rosjan i Białorusinów do rywalizacji to "ograniczenie praw człowieka".
Brytyjskie media mają świadomość, że brak zakazu występów dla Rosjan i Białorusinów może skończyć się tym, czego byliśmy świadkami w styczniu w Melbourne. "Perspektywa wykorzystania tenisa do promowania proputinowskiej agendy pozostaje realna, o czym przekonał się niedawno turniej Australian Open, gdy kibice wywiesili rosyjskie flagi i nosili koszulki z emblematem 'Z' na schodach Rod Laver Arena" - czytamy w "The Telegraph".
W poniedziałek rząd Wielkiej Brytanii ogłosił, że 30 krajów zadeklarowało poparcie dla zakazu dla rosyjskich i białoruskich sportowców startujących w międzynarodowych zawodach sportowych. Nie jest jasne, czy dotyczy to także Wimbledonu. - Zgadzamy się, że Putin nie może wykorzystywać sportu do legitymizacji swoich działań na arenie światowej - powiedziała sekretarz kultury Lucy Frazer.
Świat sportu na inwazję Rosjan zareagował rok temu, zaraz po wybuchu wojny w Ukrainie. Sportowcy z Rosji i Białorusi zostali wykluczeni z rywalizacji w m.in. siatkówce, piłce nożnej, łyżwiarstwie figurowym, skokach narciarskich czy wioślarstwie. Tenis nie poszedł tą drogą. Tenisiści z obu krajów mogą startować jako zawodnicy neutralni. Zakaz obejmuje jedynie reprezentacje Rosji i Białorusi w rozgrywkach Billie Jean King Cup, Davis Cup i United Cup.