Djoković poddawał się 77 zabiegom dziennie. "On jest z innej planety"

- 97 procent zawodników, gdy dostaje taki wynik rezonansu magnetycznego, to wycofuje się z turnieju. (...) Novak jest z innej planety. Jego mózg pracuje inaczej - ocenia Goran Ivanisević. Trener Djokovicia jest pełen podziwu dla Serba za triumf w Australian Open. Na pytanie, czy dowiedział się czegoś nowego o tenisiście, rzuca w swoim stylu: - Jest coraz bardziej szalony. A to szaleństwo nie ma końca.

Rzadko widziany publicznie płacz Novaka Djokovicia po wygraniu w niedzielę Australian Open to symbol trudnej drogi, jaką przeszedł w drodze po 10. triumf w Melbourne i 22. tytuł wielkoszlemowy. A wraz z nim przeszli ją jego bliscy i współpracownicy, z Goranem Ivaniseviciem na czele. 35-latek sam przyznaje, że jest trudny i właściwie po każdym turnieju dziękuje sztabowi szkoleniowemu za cierpliwość. A Chorwat, który jest jego trenerem od czterech lat, dzielnie to znosi i mówi wprost - Serb to kosmita.

Zobacz wideo Na co stać Igę Świątek w tym sezonie? "Zawiesiła poprzeczkę bardzo wysoko"

Największy triumf duetu Djoković-Ivanisević. "Wciąż mnie czasem zadziwia funkcjonowanie jego mózgu"

Djoković po niedzielnym triumfie w Melbourne rozkleił się dwukrotnie. Najpierw, gdy wspiął się po finale do swojego boksu i dołączył do zasiadających tam bliskich i współpracowników. Potem, gdy wrócił na kort i usiadł na krześle, czekając na ceremonię dekoracji. A podczas tej uroczystości przyznał, że zwycięstwo w tej imprezie było jednym z największych wyzwań w jego życiu i największą wygraną, biorąc pod uwagę okoliczności.

- Muszę się zgodzić z Novakiem - to był zdecydowanie najlepszy triumf, jaki wspólnie odnieśliśmy. Nie tylko ze względu na to, co się wydarzyło rok temu, ale ostatnie trzy tygodnie były wyjątkowo trudne. Wydawało mi się, że widziałem już wszystko w 2021 roku, kiedy wygrał tutaj z urazem mięśnia brzucha, ale to było niewiarygodne - mówi dziennikarzom Goran Ivanisević.

A w życiu Serba, jeśli chodzi o Australian Open, działo się ostatnimi czasy rzeczywiście sporo. Pierwszą sprawą był powrót na antypody po ubiegłorocznym zamieszaniu. Wówczas dotarł do Melbourne, ale został zatrzymany na lotnisku, cofnięto mu wizę i deportowano. Teraz przed turniejem i w jego trakcie zmagał się z urazem uda, a potem doszło zamieszanie z ojcem. Srdjan Djoković pozował do zdjęcia z kibicami z zakazanymi na terenie Melbourne Park rosyjskimi flagami, przez co zarzucano mu poparcie zbrojnej agresji na Ukrainę.

O ile pamięć o wydarzeniach sprzed roku i incydent z ojcem były utrudnieniami, to - jak się okazuje - niewiele brakowało, by 35-latek z powodu kłopotów zdrowotnych w ogóle do tego turnieju nie przystąpił.

- Może nie 100, ale 97 procent zawodników, gdy dostaje w sobotę taki wynik rezonansu magnetycznego, to idzie prosto do biura sędziego i wycofuje się z turnieju. Ale nie on. On jest z innej planety. Jego mózg pracuje inaczej. Pracuję z nim cztery lata, ale wciąż mnie czasem zadziwia funkcjonowanie jego mózgu - przyznaje z uznaniem Chorwat.

Jak dodaje, Djoković w walce o powrót do stanu zdrowia pozwalającego na udział w rywalizacji dał z siebie wszystko.

- Poddawał się 77 zabiegom leczniczym dziennie. Z dnia na dzień było lepiej. Nie spodziewałem się tego. Szczerze mówiąc, to byłem w szoku. Pierwsze dwie rundy - ok, ale mecz przeciwko Grigorowi Dimitrowowi był bardzo groźny. Ale przeszedł to i na koniec wygrał turniej - wspomina szkoleniowiec.

Ojciec tenisisty w związku ze wspomnianym incydentem nie pojawił się w boksie syna podczas półfinału i finału. Według trenera, o ile mogło się wydawać, że w niedzielę nie widać było wpływu tej sprawy na grę Serba, to w piątkowym półfinale już jak najbardziej.

- W półfinale był bardziej emocjonalny. Najpierw 5:1, a potem 5:5. Novak zwykle takich rzeczy nie robi. Jak prowadzi 5:1, to wygrywa 6:1. Nie pozwala na doprowadzenie do remisu w takiej sytuacji. Niezależnie od tego z kim gra. Ale takie rzeczy się zdarzają. Na szczęście był w stanie wygrać mimo całego tego szaleństwa dookoła. To niewiarygodne osiągnięcie - podkreśla Ivanisević.

Djoković może krzyczeć, dopóki wygrywa. Serb jak trener piłkarzy Realu Madryt

Gdy padło pytanie, czy jego zszokowała tak nietypowa dla Djokovicia emocjonalna reakcja po meczu, odparł, że i tak, i nie.

- On trzyma wszystko w sobie i czasem musisz eksplodować. Był zaskakująco bardzo cichy przez półtora seta. Nie powiedział ani słowa. Potem wszystko z siebie wyrzucił. To było bardzo emocjonalne dla nas i dla niego. To wspaniałe osiągnięcie. To były dla niego naprawdę ciężkie trzy tygodnie. Zdołał wszystko przezwyciężyć - tłumaczy zwycięzca Wimbledonu 2001.

On i reszta sztabu szkoleniowego jeszcze w trakcie finału doświadczyli na własnej skórze emocji kłębiących się w 35-latku. Nieraz podczas spotkania - w momentach, kiedy mu nie idzie - Djoković zerka zły na swój boks i pokrzykuje do współpracowników. Po finale zaś podziękował im za to, że go cierpliwie znoszą. Czy rzeczywiście jest taki trudny?

- Mogę o tym opowiadać przez 10 dni (uśmiech). Byłem tenisistą i też byłem trochę szalony. Rozumiem więc, jak on się czuje i rozumiem jego emocje. To jest wielkoszlemowy finał. Nie mam nic przeciwko temu. Jeśli to mu pomoże. Rozmawialiśmy o tym wiele razy. Powiedziałem mu: możesz mówić mi co chcesz, ale musisz wygrać. Inaczej będziesz miał problem. Póki wygra, to jest ok - dodaje z uśmiechem trener.

I porównuje funkcjonowanie Serba do pracy trenera piłkarzy Realu Madryt. W obu wypadkach oczekiwania zawsze są na najwyższym poziomie.

- Jeśli jako trener Realu nie wygrasz jednego czy dwóch meczów, to wylatujesz. W tenisowym życiu Novaka miło być w finale, ale ostatecznie musisz wygrać. Liczą się tylko triumfy wielkoszlemowe i rekordy. Ale to dobre wyzwanie. Już się do tego przyzwyczaiłem - zapewnia.

"W bitwie Hiszpania - Serbia jest teraz 22:22"

Śmiechem reaguje zaś na pytanie, czy przy okazji zakończonego w niedzielę turnieju dowiedział się czegoś nowego o Djokoviciu.

-On jest coraz bardziej szalony. A to szaleństwo nie ma końca. W pozytywnym tego słowa znaczeniu (uśmiech). Ten gość jest niewiarygodny. Nie wiem, jak opisać to słowami. Myślałem, że widziałem już wszystko, a potem widzisz to. Prawdopodobnie więc zobaczę coś jeszcze w przyszłości. Niewiarygodne. Wiem, że jest emocjonalny na korcie. To nie ma znaczenia. My coś mówimy, on coś mówi. Summa summarum wygrał po raz 10. Australian Open. A w bitwie Hiszpania - Serbia, jak w piłce ręcznej, jest teraz 22:22. Ten rok zapowiada się interesująco - podkreśla Chorwat.

Nawiązuje on oczywiście w ten obrazowy sposób do wielkiej rywalizacji na liczbę zdobytych tytułów wielkoszlemowych. Od teraz rekord wszech czasów w męskim singlu dzielą Djoković i Rafael Nadal. Hiszpan w tym roku skończyć 37 lat, Serb jest o rok młodszy. Jak długo zdaniem Ivanisevicia Serb będzie w stanie grać na najwyższym poziomie?

- Na pewno jeszcze dwa, trzy lata. To, jak dba o swoje ciało, jego podejście do wszystkiego, np. do jedzenia - to niesamowite. To niewiarygodny poziom. Mówimy o młodych zawodnikach. To świetnie dla tenisa, dla przyszłości tego sportu. Ale wciąż jest tu tych dwóch walczących. W Melbourne to Novak grał niejako u siebie, teraz przenosimy się na kort Rafy w tym meczu piłki ręcznej - dodaje, nawiązując do kolejnej odsłony wielkoszlemowej rywalizacji, którą będzie Roland Garros.

Chorwat docenia potencjał młodych graczy i chwali przede wszystkim Carlosa Alcaraza oraz Greka Stefanosa Tsitsipasa, ale nie ma wątpliwości, że jeśli mający w ostatnich latach coraz więcej kłopotów zdrowotnych Nadal przystąpi do turnieju w Paryżu, to będzie faworytem.

- Wielu gości może go pokonać, m.in. Novak. Ale Rafa wygrał tę imprezę 14 razy. To niesamowite. Oni dwaj naprawdę nawzajem się pchają się do przodu. Osiem czy dziewięć lat temu powiedziałem, że pobiją osiągnięcie Rogera Federera. Wtedy patrzono na mnie dziwnie, a teraz mamy 22:22. Dwóch niewiarygodnych miłośników rywalizacji, dwóch niewiarygodnych tenisistów. Czekam na ciąg dalszy. Mam nadzieję, że obaj będą zdrowi i że to będzie bitwa. I że będą młodzi, którzy będą próbowali znaleźć tylne wejście, by się zakraść i spróbować coś zdziałać. Ale wciąż ostatnie słowo należeć tu będzie do tych dwóch facetów - prognozuje Ivanisević.

Więcej o:
Copyright © Agora SA