Awans do finału w trzecim turnieju z rzędu sam w sobie robi wrażenie, choć Iga Świątek w tym sezonie wygrała wcześniej już sześć kolejnych imprez (a w całym sezonie siedem). Wyczynowi z ostatnich tygodni wartości dodaje fakt, że po każdym występie zmieniała kontynent. Truizmem jest stwierdzenie, że liderka światowego rankingu zdominowała mocno tegoroczną rywalizację kobiet. Wystarczy bowiem przypomnieć, że jej bilans meczów to obecnie 63-8 (lepszy w XXI wieku ma jedynie Serena Williams - 78-4). Zaskakującym jednak może być to, jak mało wśród elitarnego grona jej pogromczyń jest przedstawicielek Top10.
Trzy tenisistki miały w tym roku dużego pecha i aż cztery razy trafiły na rozpędzoną Świątek, a ta za każdym razem je odprawiała z kwitkiem. W tym gronie są: Amerykanka Jessica Pegula, Białorusinka Aryna Sabalenka oraz Rosjanka Daria Kasatkina. W przypadku Sabalenki za każdym razem zwycięstwo nad nią było krokiem 21-latki w kierunku triumfu w danym turnieju. Co do Peguli sprawdziło się to dotychczas trzykrotnie - w Miami (półfinał), French Open (ćwierćfinał) i US Open (ćwierćfinał). Teraz w San Diego przegrała z Polką znów w półfinale. Na pocieszenie pozostaje jej fakt, że pokonała ją w 2019 roku w 1/8 finału w Waszyngtonie.
Na pierwsze zwycięstwo w karierze nad Świątek czeka wciąż Coco Gauff. W tym sezonie również dwukrotnie była przeszkodą na drodze faworytki do tytułu - w Miami i French Open. O ile na Florydzie była nią w 1/8 finału, to w Paryżu stanowiła ostatni etap do pokonania. 18-letnia zawodniczka z USA również w półfinale ubiegłorocznej edycji imprezy w Rzymie nie sprostała Polce i ta w kolejnym spotkaniu w stolicy Italii przypieczętowała triumf. Teraz w San Diego nastolatka musiała uznać wyższość tenisistki prowadzonej przez Tomasza Wiktorowskiego w ćwierćfinale.
Z przymrużeniem oka można byłoby stwierdzić, że pokonanie Gauff i Peguli to w tym sezonie właściwie gwarancja sukcesu w danym turnieju dla Świątek, ale oczywiście nikt nie nadaje temu aż takiej wagi. Biorąc pod uwagę formę Polki trudno jednak wykluczyć, że owa "zasada" może po raz kolejny znaleźć potwierdzenie w rzeczywistości.
Na razie jednak Świątek nawet nie wie jeszcze, z kim zagra w finale, który zaplanowano na godz. 1 w nocy z niedzieli na poniedziałek czasu polskiego. Wcześniej bowiem dokończony zostać musi półfinał między Chorwatką Donną Vekić i Amerykanką Danielle Collins (mecz przerwano z powodu deszczu w trzecim secie przy prowadzeniu zawodniczki z USA 4:2).
Zarówno Vekić, jak i Collins plasują się poza czołową dziesiątką światowej listy. Paradoksalnie to akurat wcale nie musi być ułatwieniem dla Polki. Z ośmiu meczów, które w tym roku przegrała bowiem, tylko w jednym mierzyła się z rywalką z TOP 10 (Pod uwagę bierze się miejsce w rankingu zajmowane w dniu meczu). Z przeciwniczkami z tego grona 21-latka ma w tym sezonie bilans 12-1. A jedyną, której udało się z wygrać z Polką, była Ashleigh Barty. Dla przypomnienia - ta ostatnia pod koniec marca niespodziewanie ogłosiła koniec kariery. Australijka, na którą sposobu nie mogła znaleźć Świątek (bilans 0-2), pokonała ją ostatnio w pierwszej połowie stycznia w półfinale w Adelajdzie.
Jako ostatnie z czołowej dziesiątki popsuć tegorocznym bilans spotkań liderki światowej listy próbowały właśnie Gauff (8. WTA) i Pegula (6.). Ta druga zwróciła na siebie uwagę na początku kwietnia wpisem na Twitterze, który był humorystycznym komentarzem na temat rosnącej wówczas formy Polki. Świątek miała już wówczas na koncie kolejne triumfy w turniejach w Dausze, Indian Wells i Miami. Pisząca dla WTA Insider Courtney Nguyen zwróciła wtedy uwagę, że przenosi się ona następnie na korty ziemne, czyli jej ulubione.
- Niech ktoś nam wszystkim pomoże - napisała poniżej żartobliwie w rozpaczliwym tonie tenisistka z USA, która była wówczas dość świeżo po pierwszej tegorocznej porażce z Polką.
Przed sobotnim półfinałem w San Diego wspominała po raz kolejny, że Świątek gra inaczej niż reszta stawki i nie sposób być przyzwyczajonym do jej stylu. - Może to lepiej, by grać z nią pod koniec roku, ale sama nie wiem. Zobaczymy - mówiła w piątek ostrożnie.
Okazało się, że co prawda grała dobrze i urwała faworytce seta, ale pokonać jej nie zdołała. A wydaje się, że przynajmniej teoretycznie warunki były sprzyjające dla Amerykanki - Świątek wciąż zmaga się z przeziębieniem, które dokuczało jej już w ubiegłym tygodniu, kiedy rywalizowała w...Ostrawie. Pierwsza rakieta świata jeszcze w niedzielę grała w Czechach w finale (jedyny raz w tym sezonie przegrywając decydujący mecz) i dopiero na początku tygodnia przeniosła się do USA. Przed Ostrawą z kolei grała w nowojorskim US Open, choć ten występ zakończyła pod koniec pierwszej połowy września, więc miała czas na krótki odpoczynek i przyzwyczajenie się na powrót do europejskiej strefy czasowej.
W San Diego jednak, jak widać, na przeszkodzie nie stanęło jej ani to, że nie jest w pełni zdrowa, ani dodatkowo jet lag na początkowym etapie. A dominacja Polki potwierdza również to, że jako czwarta zakończy sezon z dorobkiem ponad 10 000 punktów do rankingu WTA. W tym gronie są także: Serena Williams (2013), Białorusinka Wiktoria Azarenka i Rosjanka Maria Szarapowa (obie - 2012).