PŚ w Wiśle. Prezes Wąsowicz: Adam Małysz na mnie siedzi, ale nie będziemy ryzykować

Orkan Grzegorz nie storpedował przygotowań Wisły do planowanej na dni 17-19 listopada inauguracji Pucharu Świata w skokach. Mimo to szef komitetu organizacyjnego zawodów Andrzej Wąsowicz chce, by kadra polskich skoczków zamiast czekać na treningi u siebie pojechała ćwiczyć do Szwecji.

Łukasz Jachimiak: Do inauguracji Pucharu Świata w skokach w Wiśle zostało już tylko kilkanaście dni – czy orkan Grzegorz nie wywiał śniegu, jaki już zdążyliście wyprodukować?

Andrzej Wąsowicz: W niedzielę był trudny dzień, a noc z niedzieli na poniedziałek była jeszcze trudniejsza. Ciężko wywalczony śnieg próbowało nam zwiać, właściwie próbowało nam porwać maty, które go przykrywają. Szalał też deszcz. Ale w poniedziałek zaczęło się uspokajać, nawet popaduje śnieg, dachy są białe. Prognozy pogody mówią, że jeszcze się ochłodzi. Gdyby lekko przymroziło, to stworzyłyby się warunki, żeby uruchomić gotowe do strzału armaty.

Oszacowaliście, że do zaśnieżenia skoczni potrzeba 1800 m sześciennych śniegu. Ile go macie teraz?

- Już 1600 m. I w dalszym ciągu produkujemy, bo życzeniem naszego partnera, czyli firmy Supersnow, jest żeby było ponad 2000 metrów sześciennych śniegu.

Żeby była rezerwa czy żeby w celach estetycznych ubielić też bezpośrednie sąsiedztwo zeskoku?

- Liczymy na to, że jak będziemy sypać armatkami z buli, to wiatr będzie roznosił śnieg tak, że nasypie go i po bokach zeskoku, dzięki czemu będzie ładniej. Ale najważniejsze jest, żeby zrobić grubszą warstwę śniegu na zeskoku. Po to, żeby w przypadku załamania pogody nic się nie stało. Przepisami jest wymagana warstwa co najmniej 30-centymetrowa, my chcemy zrobić 40-centymetrową. Dzięki temu będziemy spokojni, gdy przez pogodę zrobią się jakieś ubytki. A prognoza mówi, że temperatura powietrza ma wynosić od 13 do 15 stopni.

Kiedy będziecie w stanie rozłożyć wyprodukowany śnieg na całej długości skoczni? Wiem, że chcecie przygotować obiekt wcześniej, żeby mogli potrenować na nim Polacy. Jest jakiś termin, na który umówiliście się z kadrą?

- Umawialiśmy się wstępnie z Adamem Małyszem, bo on reprezentuje kadrę. I teraz on oczywiście siedzi na mnie, mówiąc w cudzysłowie, bo oni sobie planowali zgrupowanie w Wiśle od 7 listopada. Ale tylko prezes Apoloniusz Tajner, prezes Piotr Dziubasik [z firmy Supersnow] i ja możemy zdecydować, kiedy rozłożymy śnieg. Proszę mi wierzyć, że bardzo chcemy udostępnić skocznię zawodnikom. Nie tylko naszym. Im w pierwszej kolejności, ale dzwonią też do mnie inni trenerzy i codziennie pytają, kiedy rozłożymy śnieg. Moje stanowisko jest jednoznaczne: musimy ten śnieg mieć na zawody, żeby one się odbyły. Jeśli się stworzą warunki pogodowe, to jesteśmy w stanie w półtora dnia śnieg rozprowadzić. Przyjedzie jeszcze jedna maszyna, ze specjalnymi chwytakami, będzie szybko rozkładać śnieg i go ubijać. Jeśli na tydzień przed konkursami stwierdzimy, że nie ma zagrożenia deszczem, to wtedy rozłożymy śnieg i niech chłopcy dwa-trzy razy dziennie potrenują. Ale na razie twardo stoję na stanowisku, że trzeba czekać. To by była wielka kompromitacja, gdybyśmy nie przeprowadzili zawodów. To była nasza deklaracja, że tak wcześnie jesteśmy w stanie zrobić w Polsce skoki. Dużo było już komentarzy, że chyba w PZN-ie wszyscy na czele z Wąsowiczem powariowali. A na dzisiaj już to bardzo dobrze wygląda i niech tylko ustabilizuje się pogoda, to momentalnie rozciągniemy śnieg po zeskoku.

Zrobicie to najwcześniej kilka dni przed zawodami, czyli 7 listopada to data nierealna. W takim razie co będą robić nasi skoczkowie, nie mogąc trenować u siebie?

- Mamy informację, że w Szwecji jedna „90” ma być otwarta w przyszłym tygodniu. Namawiamy Adama, żeby tam pojechali i potrenowali. Rozumiem, że muszą poskakać na skoczni ze śniegiem, że nie mogą zacząć Pucharu Świata bez tego. Ale my o ewentualnym udostępnieniu skoczni zawodnikom zdecydujemy w ostatniej chwili. Chyba że będziemy mieli bardzo dużo wyprodukowanego śniegu – a maszyny pracują non stop już trzeci tydzień – to wtedy spróbujemy rozłożyć śnieg jak najszybciej. Ale tu też potrzeba stabilnej pogody, żeby było jak najmniej strat tego, co już wyprodukowaliśmy.

Z jakich krajów dzwonią do Pana trenerzy i proszą o możliwość poskakania?

- Łukasz Kruczek, z racji tego, że się znamy, dzwonił pierwszy. Mówił, że już nawet hotel zarezerwował. „Prezesie, ja muszę” – tak mi powiedział. Ale na szczęście on rozumie, że my musimy jeszcze bardziej. Dzwonił też Goran Janus [trener Słowenii], dzwonili Czesi, Rosjanie, Ukraińcy. Wszyscy się interesują, gdzie można poskakać przed inauguracją i wszyscy najchętniej zrobiliby to w miejscu tej inauguracji. Problem jest spory, bo nie słychać, żeby gdzieś w Norwegii czy Finlandii już jakiś obiekt był gotowy. Na razie wszyscy trenują na torach lodowych, jak nasi zawodnicy ostatnio w Oberstdorfie i wcześniej w Garmisch-Partenkirchen, ale lądują na igelicie. A to jest spora różnica, trzeba się przyzwyczaić do warunków zimowych.

Jest jakaś nadzieja dla kibiców, że jeszcze dostaną bilety? Może pojawiły się jakieś zwroty?

- Nie ma szans. Bilety, które ludzie zamówili na stronie Kupbilet a ich nie wykupili, dotarły do nas, część oddałem do ponownej sprzedaży przez Internet i one się rozeszły w niecałą godzinę, a część trafiła do sprzedaży tutaj, dla ludzi z okolic. I też już ich nie ma. Dla mnie to żaden kłopot, bo kasa się zgadza. Natomiast żal mi kibiców, którzy nie zdążyli. Dlatego organizujemy w centrum miasta, na placu Hoffa, strefę dla nich. Tam będzie można wspólnie oglądać transmisje konkursów, razem przeżywać te emocje, też dobrze się bawić.

Ile ludzi wejdzie do tej strefy?

- Plac jest spory, powinien przyjąć ze trzy tysiące ludzi.

Na trybunach każdego dnia będzie po osiem tysięcy widzów?

- Tak.

W piątek na treningach i kwalifikacjach również?

- Dopiero pojawi się oficjalna informacja, że sprzedamy bilety również na jedną trybunę, której na kwalifikacje planowaliśmy nie sprzedawać. W dniu kwalifikacji będziemy sprzedawać na nią bilety. Zapotrzebowanie jest duże, myślimy, że i w piątek będzie komplet widzów. Ci, którzy się spóźnili z zakupem biletów na zawody, chcą zobaczyć chociaż treningi i kwalifikacje. Te bilety są zdecydowanie tańsze [po 40 złotych], a od tego sezonu kwalifikacje są jak zawody, każdy musi w nich wystartować. Mam jeszcze jedną ciekawostkę: Kuba Janda, który stał się parlamentarzystą, podobno chciałby w Wiśle, którą bardzo lubi, zakończyć swoją karierę. Jako że z Kubą wiele lat się znamy, on tu często trenował, to trzeba mu przygotować jakąś niespodziankę. Pewnie jeszcze do mnie zadzwoni i potwierdzi, że chce u nas się pożegnać, więc musimy pomyśleć, jak tego naszego przyjaciela uhonorować.

Może warto to zrobić w porozumieniu z Międzynarodową Federacją Narciarską, bo Janda to przecież były wielki mistrz, który na pewno zasłużył na oficjalne podziękowania.

- To prawda, jak tylko Kuba potwierdzi, że u nas się chce pożegnać, to na pewno zaczniemy działać.

Zobacz wideo
Więcej o: