Po ostatniej piłce będącego prawdziwym rollercoasterem spotkania z USA Paweł Zatorski rozpoczął z kolegami z reprezentacji Polski świętowanie zwycięstwa 3:2 i awansu do półfinału mistrzostw świata. Wtedy jeszcze nikt postronny niczego złego nie podejrzewał. Sygnałem było to, jak chwilę później zachował się, przechodząc przez strefę wywiadów. Doświadczony libero minął proszących go o rozmowę dziennikarzy. - Przepraszam, ale idę, bo trochę się "szarpnąłem" - rzucił tylko. I dodał, że po kolejnym spotkaniu będzie już do dyspozycji dziennikarzy. Kolejnym, czyli sobotnim półfinale z Brazylijczykami zaplanowanym na godzinę 18. Tylko jak na razie nie wiadomo, czy dwukrotny mistrz globu w nim zdoła zagrać.
W czwartek, podczas meczu z USA w Gliwicach, wiele osób mogło myśleć, że gra na dwóch libero od trzeciego seta to wyłącznie zamysł taktyczny trenera Polaków Nikoli Grbicia. Od tego momentu w szeregach prowadzących 2:0 w setach gospodarzy Zatorski odpowiadał za przyjęcie, a Jakub Popiwczak działał w obronie. Okazało się, że było to działanie wymuszone.
- Podczas jednej z akcji Paweł rzucił się do piłki i potem poczuł ból. Czy to coś poważniejszego? Przekonamy się, gdy będziemy mieć wyniki badań - zaznaczył w rozmowie z dziennikarzami szkoleniowiec obrońców tytułu.
Serb od razu dodał, że - mimo dużej wagi zbliżającego się spotkania z Brazylią - zamierza zachować ostrożność w podejmowaniu decyzji personalnych na pozycji libero.
- Nie chcę ryzykować. Paweł jest dla nas bardzo ważny, bo ma duże doświadczenie i wnosi cenną energię, ale Kuba również świetnie sobie radzi. To dla mnie bardzo ważne, że mamy tak szeroki skład - podkreślał Grbić.
32-letni Zatorski grał w podstawowym składzie Biało-Czerwonych, gdy sięgnęli po tytuł mistrzów świata zarówno w 2014, jak i w 2018 roku. Młodszy o sześć lat Popiwczak debiutuje w imprezie tej rangi.