O ile w finałach mistrzostw świata w piłce nożnej nie mielibyśmy czego szukać (nawet marzenia o wyjściu z grupy byłyby na wyrost), o tyle w odbywających się też co cztery lata finałach siatkarskich mundiali reprezentacja daje nam ogromnie dużo radości. W 2006 r. drużyna Raula Lozano w dalekiej Japonii zdobyła srebrny medal, w 2014 r. chłopaki trenerskiego żółtodzioba Stephene'a Antigi na polskiej ziemi zostały mistrzami świata! Przeżyliśmy najpiękniejszy wieczór w historii polskiej siatkówki - po raz ostatni i jedyny do tej pory mistrzostwo świata zdobyliśmy równo 40 lat temu, w 1974 r. Co on oznacza dla polskich siatkarzy, poza nieśmiertelną sławą?
Dokładnych danych na ten temat jeszcze nie ma, bo jedyną pewną nagrodą jest premia FIVB, czyli światowej federacji siatkarskiej - 150 000 dolarów za złoto (co można przeliczyć na pół miliona złociszy) oraz 100 000 dolarów za srebro (330 000 zł). Do tego dochodzi premia dla najlepszego zawodnika turnieju (ok.100 000 zł), którą zainkasował Mariusz Wlazły, i po 50 000 zł dla najlepszych zawodników na każdej pozycji (w tej kategorii wyróżniono trzech reprezentantów "złotej" drużyny.
Większe premie wypłaci zawodnikom i członkom sztabu drużyny Polski Związek Piłki Siatkowej z pieniędzy od sponsorów (główni to Plus oraz Orlen). Ta kwota jest owiana mgłą tajemnicy. W 2006 r. za srebro Polacy dostali do podziału trzy miliony złotych, a tym razem prezes związku obiecywał, że będzie "sporo więcej". Sukces też jest większy, wspaniały i historyczny, więc nie będzie żadnym zaskoczeniem, jeśli siatkarze zainkasują dwa razy tyle co w 2006 r.
Czytaj też: Zygmunt Solorz pokazał, jak wyciska się pieniądze z kibiców. To początek ery płatnych supertransmisji?
Czytaj też: co może sobie kupić za jedną miesięczną wypłatę Robert Lewandowski?
Biorąc pod uwagę, że te pieniądze (załóżmy, że byłoby tego 6,5 mln zł, wliczając w tę kwotę premie z FIVB) podzieliłoby między sobą 14 zawodników i 11 członków sztabu w proporcji 3:1 na rzecz zawodników i trenera Antigi, to na każdego siatkarza przypadłoby mniej więcej 325 000 złotych. Biorąc pod uwagę, że mundial to 23 dni pracy na parkiecie, wychodzi przyzwoita dniówka na poziomie 14 000 zł. Dla porównania: na mistrzostwach w piłce nożnej wartość dniówki wynosiła mniej więcej 100 000 zł. To oznacza, że siatkarze dziennie, przynajmniej przez ten niecały miesiąc zarabialiby ponad połowę tego, co najlepiej wynagradzany prezes banku w Polsce.
Przy równym podziale tych pieniędzy na 25 członków ekipy wychodziłoby po ćwierć miliona na głowę. Niezależnie od sposobu podziału pieniędzy oraz od tego, ile ich finalnie do podziału będzie, niewątpliwie rekordzistą zostanie Mariusz Wlazły, który dostał nagrodę dla najlepszego gracza turnieju na swojej pozycji, a także dla MVP turnieju, w sumie inkasując 150 000 zł nagród finansowych od FIVB. Łącznie ze swoją "działką" w ramach drużyny jego portfel po tym magicznym miesiącu wzbogaci się może nawet o ponad pół miliona złotych.
Czytaj też: Małysz więcej wart bez nart, czyli ile latem zarabia polski mistrz zimowy?
To przyzwoite kwoty z punktu widzenia wynagrodzeń polskich siatkarzy, z których najlepsi mają w swoich klubach kontrakty rzędu 350 000 euro rocznie lub więcej. Rekordzista Bartosz Kurek zgarnia w klubie Lube Manca Macerata 350 000 euro rocznie, czyli mniej więcej 1,5 mln zł (tyle że on w podziale łupów nie bierze udziału, bo tuż przed turniejem odpadł z drużyny). A z tych, którzy grali, np. Michał Winiarski, w zeszłym roku włożył do kieszeni 1,6 mln zł (ma kontrakt w okolicach 400 000 euro rocznie). To oznacza, że miesięcznie zarabia ok. 140 000 zł.