Legia wysoko prowadziła, ale dwa gole rywali napędziły jej strachu w końcówce

Legia Warszawa prowadziła po godzinie gry już trzema bramkami z Koroną Kielce, ale zgotowała sobie trudną końcówkę, tracąc dwie bramki. Piłkarze Kosty Runjaicia przetrwali jednak trudne momenty, zainkasowali trzy punkty i zmniejszyli stratę do lidera ekstraklasy Rakowa Częstochowa.

Po remisie Rakowa Częstochowa z Wartą Poznań oraz podziałem punktów pomiędzy Widzewem a Pogonią, okazję do poprawienia swojej sytuacji w tabeli miała Legia Warszawa. Podopieczni Kosty Runjaicia podejmowali "czerwoną latarnię" Ekstraklasy Koronę Kielce, która pod wodzą Kamila Kuzery chciała sprawić niespodziankę. Taką byłby choćby punkt, który udało się wywalczyć przeciwko Legii u siebie, w pierwszej kolejce.

Zobacz wideo Krzynówek wskazał wzór dla Santosa. "Szatnia była razem z nim"

Walka z rywalem, ale i murawą. Pełna dominacja i zasłużone prowadzenie Legii

Obie drużyny musiały mierzyć się nie tylko z rywalem, ale i z fatalną murawą. - Styczeń, z nieba pada śnieg, a murawa bardziej przypomina wybieg dla koni, a nie boisko piłkarskie - napisał na Twitterze, obecny na Łazienkowskiej, Dominik Wardzichowski, dziennikarz Sport.pl

Gospodarze od początku zaatakowali i już po kwadransie mieli na swoim koncie pięć rzutów rożnych. Nie przekładało się to jednak na bezpośrednie zagrożenie bramki Korony, ale wahadłowi - Mladenović oraz Wszołek - łatwo znajdowali się w polu karnym rywala. Brakowało jedynie dobrego ostatniego zagrania.

Murawa nie pozwalała na rozgrywanie akcji po ziemi, więc podopieczni Kosty Runjaicia od czasu do czasu szukali możliwości długiego podania. To przyniosło szansę na pierwszą bramkę. Ribeiro zagrał górą do wbiegającego w pole karne Macieja Rosołka. Młody napastnik przyjął piłkę w powietrzu i ograł Petrova. Defensor gości zahaczył zawodnika Legii i Kamil Sylwestrzak, arbiter spotkania, pewnie przyznał rzut karny. Na bramkę pewnie zamienił go Josue. To szósty gol Portugalczyka w tym sezonie ekstraklasy.

Kilkanaście minut później dorzucił do tego trzecią asystę. Za siódmym rzutem rożnym gospodarze w końcu stworzyli groźną sytuację. Kapitan Legii dośrodkował na czwarty metr, a tam kompletnie niepilnowany znalazł się Maik Nawrocki. Źle to świadczy o obronie Korony, że stoper rywala znalazł się przed bramką bez krycia. Pewnie strzelił gola i gospodarze prowadzili już dwoma bramkami.

Ten wynik utrzymywał się do końca pierwszej połowy, a mecz zaczynał się robić coraz bardziej nerwowy. Głównie za sprawą arbitra, który pokazywał żółte kartki przy każdej możliwej okazji. W pierwszych 45. minutach zrobił to aż sześć razy. Natomiast Korona mogła się cieszyć, że przegrywała tylko dwoma bramkami, gdyż w ofensywie nie pokazała nic - jeden celny strzał - a Legia bardzo łatwo forsowała jej obronę.

Korona nie istniała przez godzinę i nagle postraszyła Legię

Druga odsłona rozpoczęła się w sposób wymarzony dla gospodarzy. Po świetnej akcji po ziemi, mimo coraz gorszej murawy, z lewej strony mnóstwo miejsca miał Carlitos. Hiszpan zagrał w pole karne do Bartosza Kapustki, a polski pomocnik umieścił piłkę w siatce strzałem lewą nogą.

Pewne i wysokie prowadzenie trochę uśpiło Legię. Korona długo nie zagrażała jej bramce, ale po godzinie gry Nawrocki, autor drugiej bramki, nonszalancko zagrał do Rafała Augustyniaka, który nie spodziewał się podania. Piłkę przejął Jewgenij Szykawka, rezerwowy napastnik gości, który popędził na bramkę Kacpra Tobiasza. Mimo powrotu i obecności Bartosza Slisza na plecach zdołał pokonać golkipera rywali.

Bramka dla Korony wprowadziła trochę nerwowości w szeregach gospodarzy, natomiast goście uwierzyli w swoje możliwości i zaczęli atakować odważniej. Trwało to kilka minut i gdy wydawało się, że sytuacja wraca do normy, ponownie dał o sobie znać Szykawka. Dostał długie podanie, na pułapkę ofsajdową chciał złapać go Rafał Augustyniak, ale napastnik gości wybiegał jeszcze z własnej połowy. Ogromny błąd obrońcy Legii, a Białorusin popędził sam na sam z Tobiaszem. Ograł go i umieścił piłkę w pustej bramce. Na dziesięć minut przed końcem mecz ponownie odzyskał swoją temperaturę.

Mimo problemów gospodarze przetrwali ostatnie minuty i zainkasowali trzy punkty na inauguracje zmagań w rundzie wiosennej ekstraklasy. Legia umocniła się na pozycji wicelidera, a stratę do Rakowa Częstochowa zniwelowali do siedmiu punktów. 

Więcej o:
Copyright © Agora SA