Dwie jedynki i cztery dwójki. Zawiodła najważniejsza. "Jeśli od kogoś oczekiwać..."

Dawid Szymczak
Za kobiecą reprezentacją Polski frustrujący początek eliminacji Euro 2025. W pierwszej połowie grała dobrze, ale straciła dwie bramki. Po przerwie grała znacznie gorzej, wciąż marnowała dogodne okazje, a w dodatku pozwoliła Islandii strzelić trzeciego gola. Polki nie zdołały odpowiedzieć. Oceniliśmy je w skali szkolnej.

Rozczarowanie jest gigantyczne. Po meczu z Islandią mnożą się różne "ale" i trudno uciec od gdybania. Reprezentantki Polski można pochwalić za grę w pierwszej połowie, ale trzeba zganić za zachowanie w obu polach karnych - pod bramką rywalek brakowało zimnej krwi, a pod własną koncentracji i spokoju. Cena za nieskuteczność i drzemki była niezwykle wysoka, bo Polki przegrały pierwszy eliminacyjny mecz 0:3.

Zobacz wideo Jakim golfistą jest Michał Probierz? Selekcjoner o swoich umiejętnościach

Kluczowa była pierwsza połowa - reprezentacja Polski przez 43 minuty grała bardzo dobrze, ale przez pozostałe dwie spisały się fatalnie i straciły obie bramki. Islandia w całym meczu pokazała niewiele i nawet w bramkowych akcjach nie było grama finezji: wstrzeliwały piłkę tuż przed polską bramkę, a tam obrończynie rozdawały im prezenty - najpierw sprawę pokpiła Sylwia Matysik, która nie doskoczyła do rywalki, po chwili Małgorzata Grec, próbująca w ostatniej chwili uratować sytuację, wbiła piłkę do własnej bramki, a przy drugim golu obie stoperki wpadły na siebie i straciły równowagę, więc Dilji Zomers nikt nawet nie utrudniał oddania strzału. Wyglądało to tak, jakby Polki po kilkudziesięciu minutach równej i spokojnej jazdy same włożyły sobie kij w szprychy.

Po przerwie nie zdołały go wyciągnąć. Grały gorzej niż w pierwszej połowie, oddały Islandii inicjatywę, nie potrafiły zareagować. Zmarnowały kolejne dwie dogodne sytuacje i znów drzemały pod własną bramką. Ale mimo mnóstwa zastrzeżeń do gry Polek, trudno nie mieć wrażenia, że mecz z Islandią mógł ułożyć się i przebiegać zupełnie inaczej. "Gdyby" padnie w pomeczowych rozmowach wielokrotnie. Najczęściej w kontekście Pajor, Adamek i obu stoperek.   

Kinga Szemik: 2+. Była bezradna przy obu straconych golach w pierwszej połowie, za to uratowała drużynę przed stratą trzeciego, który jeszcze przed przerwą odebrałby Polsce resztkę nadziei. Dla równowagi zawiniła w 65. minucie po strzale Sveindis Jonsdottir – piłka wpadła przy bliższym słupku, a strzał ani nie był specjalnie mocny, ani precyzyjny. Zrehabilitowała się kilka minut później, gdy w sytuacji sam na sam odbiła strzał Jonsdottir. Przy pozostałych, niezbyt wymagających interwencjach, spisała się bez zarzutu.

Sylwia Matysik: 2-. Im dłużej trwał mecz, tym spisywała się gorzej. Zaczęła od napędzenia pierwszej groźnej akcji, po której świetną okazję miała Pajor. Sveindis Jonsdottir to najlepsza islandzka zawodniczka i co kilka minut Matysik nie potrafiła nad nią zapanować. Jeszcze w pierwszej połowie pozwoliła jej oddać groźny strzał, po którym piłka przeleciała nad poprzeczką, a później była bardzo bierna przy dośrodkowaniach. Nie ma przypadku w tym, że Islandia najgroźniejsze sytuacje stwarzała lewą stroną. Na mały plus - wybicie piłki sprzed pustej bramki.

Małgorzata Mesjasz: 1+. Pechowo wróciła do pierwszej jedenastki po długiej kontuzji. Nieszczęśliwie trafiła do własnej bramki na 0:1, a przy drugim golu zderzyła się z Woś. Razem z Sylwią Matysik miała duże problemy by powstrzymać schodzącą do środka boiska Jonsdottir.

Oliwia Woś: 1+. Wpadła na Mesjasz przy drugiej bramce, kompletnie nie kontrolowała ustawienia Zomers, która zza ich pleców niczym nie niepokojona oddała strzał. Z kolei przy trzecim golu pozwoliła Jonsdottir odwrócić się przodem do polskiej bramki i uderzyć. Bardzo zły występ.

Martyna Wiankowska: 4-. Aktywna z przodu, najmniej winna przy utracie bramek. W 30. minucie dobrze włączyła się do ataku, ale dośrodkowanie nie było idealne. Ta akcja ewidentnie ją rozochociła - już kilka minut później zacentrowała wprost pod nogi Grabowskiej, stwarzając jedną z najgroźniejszych okazji w tym meczu. Dzięki niej odetchnęliśmy pod koniec pierwszej połowy, gdy w ostatniej chwili wbiła piłkę spod nóg Karoliny Vilhjalmsdottir, która ustawiona na wprost bramki brała już potężny zamach. Pachniało wtedy stratą bramki, a Wiankowska temu zapobiegła. Druga połowa słabsza. Co niepokojące - prawdopodobnie zeszła z boiska z urazem.

Wiktoria Zieniewicz: 3. Jedyna zawodniczka z Ekstraligi robiła to, co powinna robić defensywna pomocniczka - skupiała się na odbiorze piłki i prostym podaniu do bardziej kreatywnych koleżanek. Asekurowała stoperki, nieźle się ustawiała, miała kilka ważnych przejęć w polu karnym. Chwilami za długo zastanawiała się, co zrobić z piłką, a w drugiej połowie, gdy brakowało jej sił, coraz częściej była spóźniona i pozwalała rywalkom swobodniej rozgrywać piłkę. Po przerwie, gdy Polska musiała gonić wynik, przynajmniej w dwóch akcjach powinna podjąć większe ryzyko i napędzić akcję. Zamiast tego wstrzymywała ją bezpiecznym podaniem do obrończyń.

Dominika Grabowska: 4. Jedna z dwóch najjaśniejszych postać w reprezentacji Polski. W pierwszej połowie to Polska częściej niż Islandia próbowała grać kombinacyjnie i atakować wielopodaniowymi akcjami. Główną rolę odgrywała w nich właśnie Grabowska. Szukała prostopadłymi podaniami Ewy Pajor, na małej przestrzeni współpracowała z Padillą-Bidas. W 33. minucie miała doskonałą okazję do zdobycia bramki, ale piłka po strzale tuż sprzed linii pola karnego poleciała nad poprzeczką. Po przerwie też zdołała oddać groźny strzał i wykreować okazję dla Kamczyk. Brawa za dobre czytanie gry i dojście do sytuacji strzeleckich. Do poprawy - jakość strzałów.

Kayla Adamek: 2+. Jeszcze przed przerwą powinna lepiej wykorzystać miejsce, które pojawiało się na połowie Islandii. Długo nie mogła znaleźć wspólnego języka z Pajor. Lepiej wyglądała jej współpraca z lewą obrończynią - Martyną Wiankowską. Tuż przed przerwą mogła zdobyć kontaktową bramkę, ale z trzech metrów trafiła prosto w bramkarkę. Szkoda. Mógł to być punkt zwrotny. Zmieniona jako pierwsza w 67. minucie.

Ewelina Kamczyk: 3. Grała w środku pola, choć najczęściej występuje na lewym skrzydle. Dobrze zaczęła mecz, gdy odebrała piłkę w środku pola i napędziła akcję z boku boiska. Była aktywna, szukała piłki, pokazywała się do gry i napędzała akcje Polek. Nieźle wyglądał pressing w jej wykonaniu. Przy samym polu karnym Islandii przydałoby się więcej spokoju.

Natalia Padilla-Bidas: 4. Była konkretna i powinna skończyć ten mecz mając dwie asysty. Dośrodkowanie do Pajor w 11. minucie nie mogło być lepsze. Podobnie jak to do Adamek w doliczonym czasie gry pierwszej połowy. Od skrzydłowej trudno oczekiwać więcej. W drugiej połowie zgasła - jak cała reprezentacja. 

Ewa Pajor: 2. Widać, że bardzo jej zależało. Brała się za rozegranie, skupiała na sobie uwagę obrończyń Islandii, schodziła do środka, ale chwilami brakowało jej zgrania z koleżankami i zagrań w tempo. Najważniejsze jest jednak to, że jeśli Polska ma awansować na Euro, to kapitanka i najlepsza zawodniczka musi wykorzystywać tak dogodne okazje, jak ta z 11. minuty. Z sześciu metrów uderzyła jednak prosto w bramkarkę, a po chwili dobitka poleciała tuż nad poprzeczką. To był kluczowy moment tego meczu. Gdyby trafiła, Polsce grałoby się znacznie łatwiej. W drugiej połowie, jeszcze przy wyniku 0:2, mogła podłączyć drużynę do walki, ale zrezygnowała z oddania strzału, chciała minąć jeszcze jedną rywalkę, ale kompletnie straciła panowanie nad piłką. Jeśli od kogoś oczekiwać spokoju i zimnej krwi w kluczowych momentach to właśnie od niej. A tego zabrakło.

ZMIENNICZKI: 

Klaudia Jedlińska: 3. Weszła w bardzo trudnym momencie, zaraz po stracie bramki na 0:3. Na początku szarpnęła na lewym skrzydle, ale niewiele z tego wynikało. W końcówce meczu to Islandia miała inicjatywę, więc jej wpływ na grę był bardzo mały.

Nikola Karczewska i Natalia Wróbel: bez ocen. Grały za krótko.

Więcej o: