Reprezentacja Polski w piłce nożnej notuje słabe wyniki w eliminacjach do przyszłorocznych mistrzostw Europy. Awans jest zagrożony. Kilka dni temu doszło do zmiany selekcjonera - Fernando Santosa zastąpił Michał Probierz. Na drugim biegunie są w naszym kraju siatkarze i siatkarki odnoszący wiele sukcesów.
Jako Sport.pl porozmawialiśmy z dr. hab. Radosławem Kossakowskim z Uniwersytetu Gdańskiego, który zajmuje się socjologią sportu, analizuje występy sportowców w ujęciu społecznym. Zapytaliśmy go m.in. jak kibice patrzą na pogrążoną w kryzysie reprezentację Polski w piłce nożnej, czy afera premiowa zniechęciła fanów do drużyny narodowej i dlaczego siatkarze nie są w stanie zdobyć takiej popularności jak piłkarze.
Dr hab. Radosław Kossakowski: Dobre pytanie, ale wydaje mi się, że nie do końca nimi jesteśmy. Wszystko dlatego, że mamy też w naszym kraju takie "znieczulacze" jak np. siatkarzy. Z jednej strony jest cierpienie kibica w związku z występami polskich piłkarzy, niekończące się dyskusje o kryzysach. Potem na szczęście zwykle na boisko wyjdą siatkarze, którzy tak jak ostatnio w finale mistrzostw Europy z Włochami pokazali najwyższy poziom. Do tego są też Iga Świątek, żużlowcy, lekkoatleci.
Zdecydowanie tak. To nie wynika oczywiście z sukcesów, bo tych nam generalnie brakuje. Nawet ćwierćfinał Euro 2016 nie zapisał się na każdej ulicy w Polsce złotymi zgłoskami. Dziś zainteresowanie piłką w Polsce wiąże się przede wszystkim z postacią Roberta Lewandowskiego. Mam wrażenie, że w PZPN pojawia się powoli refleksja, co stanie się w przypadku gdy Lewandowski zrezygnuje z gry w kadrze. Czy Stadion Narodowy nadal będzie wypełniał się do ostatniego miejsca? Czy kibice będą jeździć za drużyną na wyjazdowe mecze? Lewandowski nadal popularnością przewyższa kolegów. Wzbudza oczywiście zainteresowanie także klubowymi występami.
Aż tak to nie, ale w oczywisty sposób przyciąga on więcej kibiców. Natomiast nawet bez niego futbol pozostanie w Polsce sportem narodowym. To generalnie najpopularniejsza dyscyplina w wielu miejscach na świecie, do tego najprostsza i świetnie wypromowana medialnie oraz marketingowo.
W Polsce mamy bardzo dobry produkt piłkarski pod względem opakowania. Jestem fanem polskiej ekstraklasy, którą śledzę. Nie mam wątpliwości, że pod względem oprawy medialnej czy nowoczesnych stadionów nie ustępujemy najlepszym ligom w Europie. Oczywiście poziom samych spotkań jest nie do porównania.
Wygląda na to, że nie. Poziom emocji związanych z piłką nożną jest w naszym kraju tak wysoki - i to od dekad - że utrata statusu najbardziej popularnej dyscypliny nie jest możliwa.
Siatkarze i siatkarki - mimo sukcesów - przegrywają czasem ważne mecze, Iga Świątek straciła prowadzenie w rankingu WTA, ale nie żyjemy tym tak bardzo, mimo że mówimy o drużynach czy tenisistce, które są na wyższym poziomie niż reprezentacja piłkarska, i ich wyniki mają obiektywnie większe znaczenie. Ale jednak to niepowodzenia piłkarzy są najgłośniej komentowane. To paradoks, bo mówimy przecież o zespole, który i tak nie zdobędzie mistrzostwa świata. Dla nich sukcesem jest już awans na dany turniej międzynarodowy lub wyjście z grupy.
Jak to w Polsce - ponarzekamy, pokrzyczymy, popłaczemy, a i tak ludzie kupią bilet na stadion na następne eliminacje lub konkretne spotkanie. Czekamy na to, a meczów drużyny narodowej nie ma aż tak wiele.
Dużo mówi się ostatnio o przesycie futbolem. Piłkę nożną można śledzić właściwie przez cały tydzień - w weekend rozgrywki ligowe, w tygodniu puchary. Do tego dochodzą zawody reprezentacyjne. To wszystko prawda, ale spotkania kadry uchodzą nadal za święto w Polsce. Ktoś powie, że to święto coraz mocniej konsumpcyjne, karnawał na trybunach, atmosfera podobna jak na siatkówce tylko więcej widzów. Jest popyt na tego rodzaju kibicowanie. Społeczeństwo nasze jest zamożniejsze, ludzie chcą pojechać na mecz na Narodowy. To zawsze jakaś pamiątka, okazja, aby się pokazać.
Wróciłbym jeszcze do tej szydery, bo z jednej strony jest zrozumiała, z drugiej czasem niesprawiedliwa. Sprowadzanie dziś np. Grzegorza Krychowiaka jedynie do bohatera memów nie jest dla mnie osobiście w porządku. To zasłużony reprezentant Polski, w swoim czasie jeden z najlepszych defensywnych pomocników na świecie. Znam powody, za którymi stoi takie podejście kibiców, którzy kpią sobie z jednego czy drugiego zagrania Krychowiaka. Tak jak mówiłem, piłka nożna to emocje. Ludzie potrzebują tych emocji, bo pracują ciężko cały tydzień, a potem szukają pewnego rodzaju katharsis. Jak piłkarz zarabiający miliony kopie się po ręce, to znajdujemy usprawiedliwienie dla szydery w myśl: "należy mu się".
Piłkarze są trochę teflonowi. Oczywiście powstało wokół tego spore zamieszanie, ale ostatecznie wybrnęli z sytuacji. Nikt nie wziął pieniędzy, a jeśli nawet pokłócili się między sobą, to nie mam wrażenia, by przeciętny kibic żył tym do dziś. Kryzys reprezentacji na boisku za kadencji Fernando Santosa zlał się w jedno z aferą premiową, trochę przykrył wszystko.
To pokazuje, jak odbierana jest siatkówka. Oczywiście nie jest sportem niszowym, w naszym kraju ma miliony kibiców, ale z drugiej strony jak zmienimy perspektywę z polskiej na międzynarodową, to okaże się, że świat nie emocjonuje się tak mocno tą dyscypliną sportu.
Przeciętny Niemiec czy Anglik słyszał o siatkówce, ale mogę się założyć, że nie byłby w stanie wymienić nazwiska nawet jednego czołowego siatkarza świata. Żyjemy siatkówką, ale to regionalny sport pod względem popularności. Pamiętam, jak jedna z moich studentek pisała kiedyś pracę magisterską, w której porównywała siatkówkę w Hiszpanii i w Polsce. Była zszokowana, jak bardzo zawodowi hiszpańscy siatkarze chcieliby grać w naszej lidze. Okazało się, ze w swoim kraju mogli liczyć jedynie na stosunkowo niskie kontrakty, a w reprezentacji zaledwie na zwrot kosztów podróży. Siatkówką żyją też Włosi czy Francuzi, ale nie w takim stopniu, jak futbolem.
Siatkówka jest często w Polsce na drugim miejscu w rankingach najpopularniejszych dyscyplin sportowych. Problemem są hale, których nie da się wypełnić w takiej liczbie, jak stadiony piłkarskie. Do tego specyficzna liga siatkarska. Najsilniejsze kluby piłkarskie są u nas często w największych miastach. A w siatkówce? Głównie na południu Polski i niekoniecznie w tych najbardziej licznych miejscowościach. Siatkarze robią swoje, ale wątpię, by kiedykolwiek przegonili piłkarzy pod względem popularności.