Liga Mistrzów. Wilkowicz: Pięć rzeczy po Barcelona - Bayern

Barcelona pokonała na Camp Nou 3:0 Bayern Monachium w pierwszym meczu półfinału Ligi Mistrzów. Swoimi spostrzeżeniami po spotkaniu dzieli się Paweł Wilkowicz, dziennikarz Sport.pl.
Lionel Messi Lionel Messi GUSTAU NACARINO/REUTERS

Messi odzyskał głód. I kompanów

Pep Guardiola sobie ten mecz przepowiedział. - Messiego w takiej formie, w jakiej jest teraz, nie zatrzyma żaden system ani żaden trener - mówił po przylocie do Barcelony. Pewnie chciał z jednej strony być miły, z drugiej dołożyć Messiemu jeszcze trochę presji. Ale na nim gdy jest rozpędzony presja nie robi wrażenia, przynajmniej w klubie, bo w kadrze bywa inaczej. - Grałem już w meczach, w których go zatrzymywaliśmy. Ale teraz się nie dało - mówił po środowej porażce Bastian Schweinsteiger. Messi dwoma golami na Camp Nou (to też pierwsze jego gole w fazie pucharowej obecnej LM) odzyskał rekord bramek w europejskich pucharach - wyrywają go sobie z Cristiano Ronaldo - dał też znać, że jest gotów do powrotu po Złotą Piłkę. Ale jeśli wróci po nią, to już jako inny Messi. Bardziej dojrzały, przeczołgany przez problemy z kontuzjami i podatkami - mówił przed meczem o tym jak ciężko mu bywało w 2014 na boisku i poza nim - Messi już nie dzieciak goniący za kolejnymi rekordami, tylko mąż stanu. Messi odchudzony o kilka kilogramów w porównaniu z niedawnymi czasami. To efekt pracy włoskiego dietetyka Giuliana Posera, ale też specjalisty  od przygotowania fizycznego Barcelony, Rafaela Pola. Ale najważniejsza była odmiana nastroju. Messi odzyskał głód. I znalazł sobie wreszcie w ataku Barcy taką kompanię, w której nie musi już dominować, w której go tak samo cieszą gole cudze jak i swoje. Trochę tak, jak było jeszcze za czasów Ronaldinho, gdy Brazylijczycy przyjęli Messiego do klanu jak swojego. Teraz, jak napisała argentyńska "La Nacion", w trójce Messi-Luis Suarez-Neymar yerba mate przechodzi z rąk do rąk, a współpraca jest doskonała. Dlatego te wszystkie indywidualne zaszczyty to nic przy tym co Messi zrobił w środę dla drużyny. Wyprowadził dwa ciosy nokautujące Bayern właśnie wtedy gdy się wydawało, że na Camp Nou już do końca będzie klincz. Z tego najlepszego ataku 2015 roku, Messi-Suarez-Neymar niewiele już wtedy zostało. Suarez tracił łączność z tą dwójką, Neymara ponosiły nerwy, a Messi przyszedł na ratunek. Pierwszy gol był oczywiście po asyście Daniego Alvesa, jak tyle innych. Dzięki temu co Messi robi z jego podaniami Alves ma już w karierze więcej asyst niż Zinedine Zidane.

O historii FC Barcelony i jej najlepszych piłkarzach przeczytasz w książkach >>

Josep Guardiola i Luis Enrique Josep Guardiola i Luis Enrique KAI PFAFFENBACH/REUTERS

Luis Enrique idzie na swoje

Trzeba jeszcze poczekać do rewanżu w Monachium, ale wstępnie zapowiedzieć to już można: właśnie kończy się w Barcelonie era trenera Pepa Guardioli. Mit pozostanie, i bardzo dobrze, musi pozostać. Ale kończy się bycie zakładnikiem tych wspomnień z lat 2008-2012, gdy Barcelona była Rzymem futbolu i zbierała jedno trofeum za drugim. A wszyscy trenerzy po Guardioli takimi zakładnikami byli: Tito Vilanova, Gerardo Martino. Cały czas odmierzano: co się zmienia, ile zostało z tego co zostawił Guardiola, itd. Luis Enrique też to musiał przepracować, bo też w jego przypadku było najwięcej podstaw do porównań: grali razem, Enrique po Guardioli był kapitanem Barcy, po Guardioli trenerem drużyny B, a w końcu - pierwszym trenerem. Wiele rzeczy ich łączy, zaczynając od pracoholizmu i wzajemnej sympatii, a kończąc na obsesji przygotowania fizycznego. Ale to co zbudował teraz Luis Enrique jest już jego. Bywały zakręty: kryzys po jesiennej porażce z Realem, spory z Messim, głosy z szatni, że trener nie umie tłumaczyć swoich pomysłów. Ale na najważniejsze momenty Enrique wyszykował najlepszą Barcelonę. 3:0 w bezpośrednim starciu byłego trenera z obecnym i koniec dyskusji. Przy erze Guardioli pora na kropkę. Za to era Messiego trwa.

Josep Guardiola po porażce Bayernu Monachium z Barceloną 0:3 Josep Guardiola po porażce Bayernu Monachium z Barceloną 0:3 KAI PFAFFENBACH/REUTERS

Czarna bestia Guardioli

Bilans spotkań z rywalami z Hiszpanii w Lidze Mistrzów Pep Guardiola ma w Bayernie koszmarny. To jest jego, jak mawiają Hiszpanie i Włosi, czarna bestia, ten typ przeciwnika na którego nie umie znaleźć sposobu. Z Realem rok temu były dwie porażki, teraz trzecia z Barceloną, bilans bramek: zero strzelonych, osiem straconych. Rok temu chodziło o zły wybór taktyki, złe nastawienie drużyny, do czego się Guardiola od razu przyznał, biorąc winę na siebie. Tym razem znajdzie więcej usprawiedliwień. Bayern długo nie pozwalał Barcelonie przejąć kontroli nad meczem, a jeśli mimo wszystko się przedzierała w pole karne, wyrastał tam Manuel Neuer. Ale w końcu Leo Messi zrobił swoje. Dyrektor sportowy Mathias Sammer wziął Guardiolę w obronę, powiedział, że więcej się nie dało zrobić, że drużyna po prostu doszła do ściany jeśli chodzi o możliwości. Chodziło o to, że Guardioli po serii kontuzji zostało ledwie 13, 14 piłkarzy zdolnych grać na takim poziomie. Ale cień jednak nad Hiszpanem teraz pozostanie: przychodził do drużyny, dla której awanse do finału Ligi Mistrzów były stanem normalnym. A teraz wszystko wskazuje na to, że Bayern nie dotrze tam już drugi rok z rzędu.

Bayern - Barcelona. Robert Lewandowski. Relacja na żywo Bayern - Barcelona. Robert Lewandowski. Relacja na żywo EMILIO MORENATTI/AP

Robert Lewandowski i jego poślizg

Tak, to będzie najbardziej pamiętne pudło w tym meczu. Poślizg do piłki, źle przystawiona noga po świetnym podaniu Thomasa Muellera. Na pewno inaczej ułożyłby się wówczas mecz. Ale czasu potem było jeszcze dość, by stworzyć kolejne sytuacje, zapomnieć o tej. A Bayern nie był w stanie tego zrobić. Miał poważny problem z ostatnim podaniem. Przepadł bez wieści najbardziej nieprzewidywalny z piłkarzy, których Guardiola miał do dyspozycji, czyli Thiago. On przyjechał do siebie: na boisko, przy którym się wychował, do szatni, w której dał się zapamiętać jako pewny siebie, dobry duch drużyny. W środę nim nie był, zresztą jego trener uprzedzał przed meczem, że Thiago po kontuzji gra jeszcze bardzo nierówno. Tym razem akurat był dołek, Bayern grał w ataku bez kompasu. Chwaliliśmy Guardiolę, że już w pierwszej połowie w locie przestroił obronę. Ale ataku przestroić nie dał rady.

FC Barcelona FC Barcelona ALBERT GEA/REUTERS

Półfinały jak z marzeń

Niech nie będzie dużo gorzej - to jedyna prośba przed rewanżami. Pierwsze mecze półfinałów były znakomite. Obydwa, nie tylko ten na Camp Nou, który przypomniał dlaczego za czasów Guardioli nazywano ten stadion operą pressingu. Również mecz Juventusu z Realem, w tej parze w której się rewanż zapowiada dużo ciekawiej. Barcelona pokazała, jak sobie radzić z byciem faworytem, Juventus - jak  boksować powyżej swojej wagi. Pora na odpowiedź Bayernu i Realu.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.