Jak trwoga to do bloga, czyli z niezbędnika kibica-internauty

Wszyscy wiedzą, co to blog. Taki dłuższy Twitter. Miejsce w sieci, w którym człowiek regularnie pisze o różnych sprawach, odwiedzający czytają i komentują, autor komentuje komentarze, komentujący komentują komentarze do komentarzy i żyją tu na planie filmowym niczym w jednej wielkiej rodzinie. Prawda czasu, prawda ekranu, a blog mówi bolesną prawdę o sanacyjnej rzeczywistości.

Starożytni Rzymianie mawiali, że libelli mają swoje habent. Albo fata. Fata bardziej. Blogi też mają. Jedne trwają latami, grono odwiedzających jest w miarę stałe i coraz bardziej zaprzyjaźnione z autorem, dyskusje w komentarzach ciągną się dniami-tygodniami, czasem nawet przenoszą się do rzeczywistego świata. Inne blogi trwają krócej niż zadowolenie z gry ukochanej drużyny: a to autorowi/-rce się znudzi, a to się obrazi na małą ilość ''komciów'' i z okrzykiem ''FsZysCy jEsTeŚcIe GUPIII!!!1111'' pójdzie sobie w dal siną jak usta Pauliny Czarnoty-Bojarskiej, a to wreszcie autor/-ka hasła zapomni i założy nowego bloga, a stary rozpaczliwie miga tysiącem animowanych gifów, dopóki go litościwy administrator nie skasuje...

Na blogach (hmm, właściwie czemu ''na'', a nie ''w''?) pisze się o wszystkim: o miłości, o szkole, o książkach, o filmach, o dzieciach, o rodzicach, o wpływie Lukacsa na Lacana, Lacana na Żiżka i Żizka na Ozzy'ego Osbourne'a, o jedzeniu, o niejedzeniu, o planach na przyszłość, o pogodzie, o życiu, Grażynko, o życiu, o pociągu do Jasła, o wzmiance, że zgasła, o zdartych dwóch hasłach i tym, że słał, słał, aż zasłał. O wszystkim. O piłce nożnej także. Ba! istnieją takie blogi, na których pisze się wyłącznie o piłce nożnej.

Blogi piłkarskie możemy podzielić na trzy gatunki: a) blogi kibicowskie, b) blogi prowadzone przez dziennikarzy sportowych, c) blogi prowadzone przez samych piłkarzy. Pierwszych jest Legion albo nawet Grupa Armii Środek z Bokami i Ariergardą, drugich sporo, zaś ostatni gatunek jeszcze nie wykształcił się do końca i kiedy piszę ''nie wykształcił'', to naprawdę chodzi mi o gatunek, a nie o autorów.

Blogi kibicowskie to gatunek posiadający wszystkie wady i zalety występujące w blogosferze. Powstają, trwają, upadają, większość poraża zmysł wzroku zestawem kolorystycznym, a część także ogłusza ustawioną na autoodpalanie muzyką. Poświęcone są z reguły największym gwiazdom piłki nożnej w rodzaju Messiego czy innego Cristiano Ibrahimovicia, a jeśli autor jest ambitny - całym drużynom. Niestety, mało kto decyduje się poświęcić czas i energię na blogowanie o Odrze Wodzisław czy Meduzie Gdańsk (serdeczne życzenia z okazji dzisiejszych 12. urodzin), za to chętnych do pisania o Realu Madryt, Barcelonie, Juventusie czy nawet, wstyd powiedzieć, Bayernie Monachium są całe tłumy. Niektórzy nawet potrafią wytrwać w zbożnym postanowieniu dłużej niż rok. Blogi takie oferują najnowsze informacje o zawodnikach, wyniki, statystyki, życiorysy, zdjęcia towarzyszek życia, tapety, filmy z Youtube oraz możliwość pospierania się z autorem, że jego Barca to mięczaki, bo mój Real Santander zjada ich na surowo, a ty się nie znasz, bo wiwaespaniaole i pozdro dla prawdziwych kibiców.

''Poligon'' to jednak rubryka o mocno zawężonej tematyce (choć istnieje możliwość, że to nie tematyka rubryki jest wąska, a raczej horyzonty autora do najszerszych nie należą) - tu piszemy i czytamy głównie o polskiej Ekstraklasie i sprawach z nią związanych. Niestety, mimo paromiesięcznego szperania po sieci, nie wpadł mi w oko kibicowski blog, poświecony polskiej piłce, który dawałby się czytać i zachęcałby, aby wracać nań/doń regularnie (rekordzista przetrwał w czytniku dwa miesiące). Ale że blogosfera szeroka jest jak morze przesławne i po-okrągłostołowe perspektywy - jestem przekonany, że po prostu źle szukałem i może Szanowna Wycieczka podrzuci parę ciekawych adresów?

Blogi dziennikarskie to dziwny gatunek, trącący lekko rozdwojeniem jaźni - autorzy mają przecież możliwość publikowania swoich tekstów na rodzimych portalach czy w gazetach, a skoro tak - po cóż pisać o tym samym, tyle że w osobnym miejscu. Cóż, jedni wykorzystują bloga do zachęcania czytelników, by odwiedzili strony gazety i tam przeczytali, co zdaniem autora powinni przeczytać, inni po prostu kopipejstują teksty między stroną gazety a blogiem. Są jednak także tacy, którzy traktują bloga równie poważnie, co pracę zawodową, a na jego łamach umieszczają to wszystko, co z powodów niezależnych od autora nie zmieści się w gazecie. Powiedziałbym nawet, że czasem teksty na blogu są zdecydowanie ciekawsze - więcej w nich informacji, więcej historii, anegdot, zdjęć, wreszcie autor czuje się u siebie, nie jest ograniczony limitem znaków czy linią programową, żadne naczalstwo pointy nie ucina, wreszcie można skorzystać z dobrodziejstwa prywatnej opinii i napisać, że jakąś drużynę się lubi ''bo tak!'', a jakiejś nie ''bo nie!'' Żyć, pisać, nie umierać, a granica między pracą, pasją i przyjemnością zaciera się bardzo szybko. Czasem zdarzają się dziennikarze, którzy traktują swoje blogi i czytających je internautów na tyle poważnie, że wchodzą z nimi w interakcję, popularnie zwaną dialogiem. Czytają komentarze, odpowiadają na nie, rozmawiają, wyjaśniają... jak to na klasycznym blogu.

Staram się regularnie zaglądać na większość dziennikarskich blogów dotyczących polskiej piłki nożnej - na wielu z nich można znaleźć ciekawe informacje, na innych ciekawe interpretacje, a na jeszcze innych ciekawe dyskusje, w czasie których kibice w obronie atakowanych klubów zaciskają wirtualne pięści, a autor zaciska wirtualne szczęki, usiłując przekonać kibiców, że to nie tak, jak myślą. Od parunastu miesięcy pierwsza trójka krajowych (tematycznie) blogów piłkarskich pozostaje bez zmian:

- Miejsce trzecie - Ligoblog Jacka Sarzało. Nie zgadzam się z połową tez autora, nie zgadzam się z 3/4 argumentów, jestem przeciw, wbrew, kontra, a Ligoblog często działa na moje ciśnienie lepiej niż mocna kawa, ale to zawsze jest związane z koniecznością znalezienia własnych argumentów, pogimnastykowania szarych komórek, przepracowania tematu, refleksji, autorefleksji itd. Bo przecież nie o to chodzi, żeby czytać wyłącznie to, z czym się zgadzamy, prawda? Różnice są fajne, spory są fajne, a gdyby człowiek czytał tylko to, z czym się zgadza i co sam myśli... No, ileż można czytać ''Poligon''?

- Miejsce drugie - ''Korupcja w polskim futbolu'' Dominika Panka. Kopalnia wiedzy na temat kto komu kiedy i za ile opchnął mecz i kto na ile został za to skazany, najnowsze doniesienia z frontu, licznik zatrzymanych, ręka na pulsie, a czasem nawet relacje na żywo z sali sądowej.

- Miejsce pierwsze - Czadoblog i to nie dlatego, że autor czasem tu zagląda, a dlatego, że Paweł Czado robi kawał niesamowitej roboty, przywracając pamięć o śląskim sporcie. Śląskim - nie polskim, nie niemieckim, ale śląskim, wyrastającym z familoków, hałd i miłości do sportu. Jeszcze jako kibic niezorganizowany ''poligonowo'' czytywałem tekst Pawła o przeszłości śląskiej piłki, o Erneście Wilimowskim, o Czesławie Kwiecińskim, o meczu FC Santos na Stadionie Śląskim, wynotowywałem ciekawostki, uzupełniałem swoje archiwum i wzdychałem, że tak ''kopniętego regionalnie'' pasjonata powinna mieć także Wielkopolska, Małopolska, Mazowsze i w ogóle każda część Polski, wszelkie emigracje włączając.

Jedynym dziennikarskim blogiem poświeconym obcej piłce jaki regularnie czytuję jest poświęcony piłce angielskiej blog Michała Okońskiego ''Futbol jest okrutny''. Długie teksty, wielokrotnie złożone zdania, piętrowe refleksje, fachowość... lista achów i ochów jest dość długa, więc może oszczędzę Szanownej Wycieczce tej litanii.

Odrębnym gatunkiem są blogi piłkarskie. A właściwie piłkarsko-trenerskie. Piłkarsko-trenersko-działaczo... Przepraszam, wejdę jeszcze raz. Blogi ludzi związanych z futbolem zawodowo. Najulotniejszy rodzaj blogów związanych z futbolem, bowiem większości autorów starcza paru i entuzjazmu na parę zaledwie wpisów. Rzadko który blog tworzony przez piłkarza, trenera czy działacza trwa dłużej niż kwartał, pół roku już kategoria seniorska, a rok pisania oznacza, że autor został zwolniony z pracy i nie wie, co zrobić z wolnym czasem. Jacek Gmoch wytrwał dwa miesiące, piłkarz Lechii Gdańsk Paweł Pęczak - miesiąc, menadżer Jarosław Kołakowski - także miesiąc, za to Marcin Piekarski wytrwał rok, ale 18 wpisów na 12 miesięcy - to nie brzmi dumnie. Trwa na posterunku Jerzy Engel, ale po pierwsze primo: to nie tylko blog, to cała strona, z której każdy trener może sobie ściągnąć... a, nie - to nie ta strona. Zresztą z tamtej też nie można. Po drugie zaś primo Jerzy Engel pracuje w PZPN więc ma dużo wolnego czasu.

Co dziwne - z możliwości, jakie daje blog nie korzysta Jan ''powiem-wszystko-na-każdy-temat-a-poza-tym-aktualny-prezes-PZPN-powinien-odjeść-i-trener-kadry-też'' Tomaszewski. Ma on, co prawda, tu i tam swoje felietony, a na pisaniu bloga nikt jeszcze kokosów nie zbił, ale za to jaka wygoda: można napisać wszystko, można pisać dowolnie często.. a tu proszę - zaledwie rok i od maja cisza. Chyba szkoda w tak szarych okolicznościach przyrody.

Są jednak wyjątki od reguły: regularnie na swoim blogu pisują Piotr Reiss i Jerzy Dudek. Obaj piszą grzecznie, mają ładne fryzury, wyprasowane spodnie, łokcie trzymają przy sobie, nie mlaszczą przy jedzeniu i tworzą wpisy typu: ''wczoraj zagraliśmy mecz z FC/KS Whatever. Wygraliśmy po dwóch bramkach moich kolegów, a ja miałem okazję do strzału/obrony, ale jej nie wykorzystałem. Koledzy nie mieli do mnie pretensji, bo to przecież tylko sport, który jakże lubię, a jutro będę lubił jeszcze bardziej. Do zobaczenia na boisku''. Ziew. Ziew szeroki i głośny. Zdecydowanie ciekawsze są zapiski rezerwowego bramkarza Wisły Kraków Ilie Cebanu - poziom ugrzecznienia podobny, ale teksty są dłuższe, więcej jest opowieści z ławki (no, nic dziwnego),szatni, autokaru, a poza tym blog jest dwujęzyczny, bo Ilie pisze po rosyjsku, a zaprzyjaźnione osoby tłumaczą to na polski. Ambitni mogą więc przypomnieć sobie bukwy, miagkije znaki, poczytać w oryginale i bawiąc - uczyć. Się. Języka.

Gdybym miał wybierać pierwszą trójkę blogów piłkarsko-trenerskich, to ''na dziś'' całe podium obsadziliby autorzy związani z portalem weszlo.com. O samym portalu to może kiedy indziej (uff, wybrnąłem...), ale pomysł na przyciągniecie ludzi związanych zawodowo z piłką i oddanie im miejsca na własną twórczość by naprawdę niezły.

- Miejsce trzecie - Andrzej Niedzielan. Pisał jako gracz Wisły, choć wszyscy rozumieliby, gdyby machnął ręką, bo na ławce nastroju do pisania raczej się nie ma. Teraz pisze jako zawodnik Ruchu Chorzów, jako podstawowy gracz drużyny z czuba tabeli, ale w tekstach widać, że to ten sam człowiek, że zna swoją wartość, ale zna także swoje wady i słabości. Nie epatuje, nie kokietuje, nie przesadza w żadną stronę, pisze swobodnie, ładną polszczyzną i pozostaje tylko mieć nadzieję, że nie zagląda za często do komentarzy, bo tam nie dzieje się za przyjemnie. Na razie Andrzej Niedzielan pisuje nadal więc chyba psychikę ma silniejszą niż Dorota Świeniewicz.

- Miejsce drugie - Czesław Michniewicz. ''Polski Mourinho'' od dawna nie siedział na trenerskiej ławce, ale kiedy czytam jego teksty na blogu, to chciałbym, żeby ta przerwa potrwała jeszcze trochę. Bo naprawdę Michniewcza czyta się dobrze, nawet kiedy zaczyna wspominać dawne czasy i udowadniać, że wysoka publiczności, to nie ja, to oni i nie będę wymieniał nazwisk ani pokazywał palcem, ale tej rudej czupryny nie zapomnę długo. Czasem pisze krócej, czasem dłużej, ale zawsze warto zerknąć. Dla pokrzepienia serc, dla zaspokojenia ciekawości, dla śmiechu... co kto woli.

- Miejsce pierwsze i to miejsce pierwsze absolutnie, nie tylko w tej kategorii, ale pośród wszystkich blogów jakkolwiek związanych z krajową piłką... bururum, bururum, buru rum... napięcie rośnie... ale Szanowna Wycieczka pamięta, że to subiektywna ocena? To dobrze. A zatem Oscar goes to... Wojciech Kowalczyk. Poważnie. Czytam regularnie, regularnie się irytuję. Albo śmieję. Albo irytuję. I czytam. Bo z blogiem jest jak z felietonem. Może wywoływać entuzjazm, może wywoływać złość, może wywoływać uśmiech, łzy, chęć ściśnięcia autorowi dłoni, bądź ściśnięcia autorowi gardła, dopóki nie zrobi się fioletowy i zacznie tak fajnie robić ''Hrghjgrhggrfffff''... Nie wolno mu jednego: nudzić. Nuda to morderca felietonów, blogów i ich czytelników.

I Wojciech Kowalczyk nie nudzi. Śmieszy, tumani, przestrasza, wkurza, irytuje, bawi, prowokuje do reakcji, do myślenia, do przyjęcia lub odrzucenia... Jeśli Szanowna Wycieczka będzie miała rano problem ze spionizowaniem się fizycznie, emocjonalnie czy intelektualnie - niech sobie strzeli jeden tekst Kowalczyka. Na mnie działa. Tylko kobiety i dzieci proszone są o czytanie z zamkniętymi oczami, bo autor się ''nie obcyndala'' i czasem używa słów... których używamy wszyscy, ale się do tego nie przyznajemy.

A które blogi czytuje Szanowna Wycieczka?

Andrzej Kałwa

Poligon to rubryka Z czuba.pl w której Andrzej Kałwa pisze o polskiej ligowej rzeczywistości, która jaka jest - każdy widzi, a niektórzy nawet sądzą, że ją rozumieją.