Qinwen Zheng lepiej weszła w to spotkanie, a pierwszego seta wygrała 6:3. Była solidniejsza, brała sprawy w swoje ręce. Nie czekała, co zaproponuje Coco Gauff. Chinka atakowała raz za razem. Czasem popełniała błędy, ale nie aż tyle, by w ostatecznym rozrachunku nie wyjść na plus. Była lepsza i rosła z minuty na minuty.
Podobnie na początku drugiej partii, gdy prowadziła 3:1. Wtedy Zheng chyba zaczęła uświadamiać sobie, jak blisko znajduje się wielkiego sukcesu, zapewne największego w karierze po złotym medalu olimpijskim, jaki wywalczyła w tym roku w Paryżu. W styczniu doszła także do finału Australian Open, ostatnio wygrała m.in. turniej w Tokio i była w finale w Wuhan.
Od połowy drugiego seta obraz gry się zmienił. Podenerwowana Chinka zaczęła częściej psuć, Coco Gauff z kolei przechodziła do ataku. Jakby przypomniała sobie, że skoro tyle sukcesów odniosła już w deblu, to potrafi grać przy siatce. Kilka razy zdobywała punkty wolejem, zaczęła dominować nad rywalką. Do tego dorzuciła świetną grę w obronie.
Zapamiętamy taką akcję, którą Zheng chciała zakończyć siłowym rozwiązaniem. Uderzyła z całej mocy, wydając z siebie przy okazji okrzyk, ale szybka Gauff obroniła się i zdobyła punkt. - Słyszeli państwo ten krzyk. Ale defensywa Amerykanki w tym meczu, jak i całym turnieju na najwyższym poziomie - komentował Bartosz Ignacik z Canal+ Sport.
Gauff wygrała drugiego seta 6:4 i od tego momentu spotkanie nieco obniżyło poziom. To już była głównie wojna nerwów. Wojna, którą wytrzymała młodsza z tenisistek. Coco Gauff mimo zaledwie 20 lat zagrała w końcówce spotkania niezwykle spokojnie. Odrobiła w ostatniej partii straty ze stanu 3:5 i 15:30. To oznacza, że 22-letnia Zheng była zaledwie dwie piłki od wygrania całej imprezy i to w debiucie w WTA Finals.
Chinka ma czego żałować, bo wyraźnie nie wytrzymała w ostatnich minutach finałowego pojedynku. Co prawda obroniła pięć piłek meczowych, ale w tie-breaku zaczęła od 0:6 i nie zdołała dogonić rywalki. Zaczęła się spieszyć, popełniać kolejne błędy. Z kolei Coco Gauff przyjęła taktykę bezpieczną. Czekała na pomyłki przeciwniczki, stosowała głównie proste zagrania. Nie był to może najbardziej efektowny tenis, ale w tak ważnym momencie niezwykle skuteczny. Podobnie wyglądało to w piątek w jej półfinale przeciwko Arynie Sabalence. Białorusinka wściekła rzucała rakietą, zrobiła wiele, by przegrać tamten pojedynek.
Finał był najdłuższym spotkaniem w tegorocznym WTA Finals. Po trzech godzinach i siedmiu minutach Coco Gauff mogła zacząć krzyczeć z radości. Wcześniej pozostawała niezwykle spokojna, nie było po niej widać wielkich emocji. Nie przeszkadzali jej także żywiołowo reagujący chińscy kibice. Tych w ostatnich dniach nie brakowało w Rijadzie. Po zakończeniu meczu nie popisali się, gdy zamiast oklaskiwać mistrzynię, zaczęli gwizdać. To był historyczny finał - jak podała komentująca Joanna Sakowicz-Kostecka nigdy wcześniej mecz finałowy WTA Finals nie kończył się w ostatnim decydującym secie tie-breakiem.
Coco Gauff została najmłodszą triumfatorką WTA Finals od 20 lat, gdy 17-letnia wówczas Maria Szarapowa okazała się najlepsza na kortach w Los Angeles. Amerykanka zasłużyła na sukces w Rijadzie, jak nikt. Po drodze pokonała zarówno Igę Świątek, jak i Arynę Sabalenkę. Początek jej współpracy z nowym trenerem okazał się doskonały. Od września nie prowadzi jej już Brad Gilbert, a Matt Daly.
To koniec sezonu w rozgrywkach WTA dla najlepszych. Kolejne rozgrywki ruszają pod koniec grudnia w Australii. Zapowiadają się niezwykle ciekawie. Liderką rankingu do końca roku będzie Aryna Sabalenka. Iga Świątek pracuje od niedawna z nowym trenerem, Jelena Rybakina zacznie współpracować z Goranem Ivaniseviciem. Coco Gauff po triumfie w Arabii Saudyjskiej będzie podbudowana, a Qinwen Zheng, mimo przegranej w sobotę, rozwija się w sposób imponujący w ostatnich miesiącach.