We wrześniu na Korsyce odbyły się kolejne mistrzostwa świata we freedivingu federacji AIDA. To były bardzo udawane zawody dla Polski z uwagi na złoty medal wywalczony przez Marię Bobelę-Klovar. Nasza zawodniczka okazała się najlepsza w konkurencji CNF, nurkując na głębokość 66 metrów. To jej rekord życiowy, a także rekord kraju.
CNF to skrót z języka angielskiego od nazwy dyscypliny: stały balast bez płetw. - Ja specjalizuję się w konkurencjach głębokościowych, w których chodzi o osiągnięcie jak największej głębokości. Wyróżniamy wśród nich konkurencję, która nazywa się stały balast. Nurek zanurza się i wynurza o własnych siłach, a na pasie i / lub szyi ma przyczepiony balast, którego nie może się pozbyć. Może do tego używać płetw lub monopłetwy. Stały balast występuje również bez płetw jako osobna konkurencja - opowiadała nam wcześniej Bobela-Klovar.
Rozmawiamy dziś z polską zawodniczką o jej sukcesie na Korsyce, treningach, obciążeniu mentalnym i jak najlepiej zacząć uprawianie freedivingu.
Maria Bobela: Jestem bardzo zadowolona. Nie tylko z uwagi na własny sukces, ale i patrząc przez pryzmat polskiego sportu, freedivingu głębokościowego. To pierwszy kobiecy medal dla naszego kraju w tej dyscyplinie na imprezie rangi mistrzostw świata. To ma dla mnie nawet większe znaczenie, że Polska pojawiła się na medalowej mapie freedivingu głębokościowego wśród kobiet. Ciężko na to pracujemy.
- Jeśli chodzi o koszty, to trudno dokładnie określić. Zależą mocno od lokalizacji, w której akurat trenujemy, od dostępu do głębokości, czy można np. nurkować z brzegu. Inaczej potrzebne jest chociażby dopłynięcie łodzią do wskazanej głębokości. Niewiele jest na świecie niestety takich miejsc, gdzie możemy swobodnie głębiej trenować bez konieczności zadbania o logistykę morską.
- Ostatnio dużo trenowałam w Chorwacji. Jednak w miejscu, w którym praktykowałam, jest maksymalnie 40 metrów, co nie jest dla mnie zadowalającym dystansem przez pryzmat budowania głębokości. Wydaje mi się, że najbliższymi sensownymi lokalizacjami są Grecja oraz Dahab w Egipcie, gdzie mieszkałam przez 2,5 roku oraz uczyłam się i trenowałam freediving. Tam mamy do dyspozycji 92 m.
- Nie jestem pewna, czy zgodzę się, że to sport ekstremalny na płaszczyźnie fizycznej. We freedivingu chodzi o to, by przed zanurzeniem jak najbardziej się rozluźnić, zrelaksować, wprowadzić w stan niemal uśpienia. Adrenalina, którą odczuwam, wynika głównie ze świadomości, że będę zanurzać się głęboko, osiągać nowe głębiny, poznawać nieznane mi dotąd miejsca. Z mojej perspektywy ten sport można nazwać "ekstremalnym" bardziej na płaszczyźnie mentalnej. Fizycznie nie czuję gigantycznych zmian u siebie od momentu, gdy zaczęłam uprawiać tę dyscyplinę. Oczywiście staram się lepiej odżywiać, trenuję także na sucho na siłowni i statycznie.
- Moim zdaniem jedno z najważniejszych zagadnień dotyczy treningu świadomości i wzmacniania mięśni, których działania nie jesteśmy w życiu codziennym świadomi - np. głośni, mięśni języka, podniebienia miękkiego i ogólnie kontroli gardła i jamy ustnej. Ta kontrola musi być bardzo wypracowana i świadoma, tak by móc właściwie korzystać z danych mięśni podczas nurkowania. Większość mojego treningu to nie jest trening ekstremalny, a bardziej specjalistyczny - techniczny.
- Bardzo istotny pozostaje element edukacji. Wiele osób nie ma świadomości, do czego zdolny jest nasz organizm. Pewne procesy fizjologiczne, które w nas zachodzą podczas nurkowania wgłąb, pomagają nam bardzo w tym sporcie. Te procesy są naturalne u ssaków. Wiele osób nie zdaje sobie z nich sprawy! Już sama wiedza na ten temat może nam bardzo pomóc w uwierzeniu we własne możliwości. Zdobywanie wiedzy tym zakresie pozwala przekonać nas, że możemy nurkować. Do tego oczywiście trzeba pamiętać o kwestii bezpieczeństwa: jak nurkować, gdzie, z kim, by robić to bezpiecznie – bo wbrew pozorom, jeżeli sport ten jest uprawiany zgodnie z zasadami – jest bardzo bezpieczny.
Na końcu wymieniłabym cierpliwość. Wiele osób idzie pierwszy raz nurkować i zakłada sobie, że zanurzy się na jakąś konkretną głębokość np. 10 metrów. Często ludzie stawiają sobie nierealne cele, a skłaniałabym do wchodzenia do wody bez oczekiwań. Trzeba z pokorą krok po kroku badać, na co pozwala nasze ciało i przede wszystkim głowa. Na bardziej zaawansowanym etapie zaś trzeba wyłapywać i "naprawiać" to, co nie pozwala nam na progres. Freediving w moim przypadku polega już głównie na wyłapywaniu problemów technicznych, które próbuję rozwiązywać poprzez analizę a później trening.
- Głównie natury technicznej - np. kwestie wyrównywania ciśnienia i nauczenia się, w jaki sposób mogę zabierać ze sobą jeszcze więcej powietrza - w jamie ustnej - jeszcze głębiej. W miarę zanurzenia, powietrze, którym operujemy i które wykorzystujemy do wyrównania ciśnienia, kompresuje się. Na pewnym etapie zanurzenia przychodzi taki moment, gdy musimy zadbać o to, by nie pozwolić powietrzu z jamy ustnej "uciec" do płuc. To dlatego, że jak znajdujemy się pod wodą do góry nogami i pozostajemy już mocno skompresowani, to nagle okazuje się, że nie ma już możliwości, by z powrotem zaczerpnąć powietrza z płuc do buzi. Właśnie dlatego trzeba nauczyć się pilnować mięśni wokół głośni, o których wspominałam – by zamknąć drogę powietrzu.
Trzeba też panować nad stresem – stąd element relaksacji, o którym wspominałam na początku. Można mieć bowiem wytrenowane świetnie mięśnie, ale z uwagi na emocje powstaną napięcia mięśniowe, które spowodują np. otwarcie się głośni, a wtedy powietrze wraca do płuc i musimy zawrócić, bo nie mamy czym wyrównywać ciśnienia.
- Najważniejsze zawody odbywają się w naszej dyscyplinie pod koniec lata. Zwykle w końcówce sierpnia rozgrywane są mistrzostwa świata. Są dwie federacje nurkowe (AIDA i CMAS - przyp.red.), więc mistrzostwa odbywają się dwa razy w roku. Starty mistrzowskie to moje główne cele w każdym roku. Sezon natomiast trwa 12 miesięcy, bo z uwagi na inne warunki panujące na różnych kontynentach jest to nadal możliwe - np. obecnie nurkuje się na Filipinach.