Po jednej z dłuższych wymian zakończonym efektownym uderzeniem Igi Świątek z bekhendu w róg kortu operator pokazał Sloane Stephens, która westchnęła wymownie. Trudno się jej dziwić, bo Polka przypomniała nie po raz pierwszy, że należy do tenisowych mistrzyń adaptacji. Ale Amerykanka również pokazała się w zakończonym zwycięstwem rywalki 6:4, 6:4 spotkaniu z bardzo dobrej strony. Mogłaby się też podpisać pod słowami pierwszej rakiety świata z wywiadu, którego ta udzieliła przed wtorkowym meczem.
Trener przygotowania fizycznego Maciej Ryszczuk, który jest w sztabie Igi Świątek, już nieraz zbierał pochwały za swoją pracę i wtorkowy mecz w Dubaju także się do tego przyczynił. W sobotę Polka rozegrała bardzo intensywny i trwający dwie godziny oraz 17 minut finał turnieju w Dosze z Jeleną Rybakiną. Trzy dni później spędziła dwie godziny, walcząc ze Stephens o awans do 1/8 finału.
- Nie przygotowywałam się do tego turnieju, bo dopiero co tu dotarłam. Ale mam doświadczenie z ubiegłego roku w graniu pierwszego meczu po jednym treningu. Nie martwię się więc o to. (...) Zawsze jest ryzyko kontuzji. Ale w profesjonalnym sporcie nie ma sensu tego nadmiernie analizować lub starać się przewidzieć przyszłość, bo jestem dobrze przygotowana pod względem fizycznym - zapewniła Świątek na konferencji prasowej tuż po dotarciu do Dubaju.
W poprzednim sezonie również triumfowała w Dosze, a zaraz potem w Dubaju dotarła do finału. Wtorkowym występem pokazała, że tym razem też nie powinno jej braknąć paliwa.
Choć obie te prestiżowe imprezy rozgrywane są na kortach twardych, to warunki są nieco inne. Nawierzchnia w Zjednoczonych Emiratach Arabskich jest trochę szybsza, a - jak oceniła Świątek - wilgotność powietrza wieczorami mniejsza. Niespodziewanie teraz pojawiła się nowa analogia co do tych dwóch turniejów - w ubiegłym tygodniu, gdy Polka inaugurowała występ w Katarze, to przebieg jej meczu zakłóciła przelatująca nad kortem grupa paralotniarzy. We wtorek w ostatnim gemie tenisistki rozglądały się przez chwilę zdziwione, bo słychać było wystrzał fajerwerków. Nie zmąciło to jednak koncentracji 22-latki, która niedługo później sama mogła celebrować udany początek turnieju.
Tenisistka Tomasza Wiktorowskiego podczas wspomnianego spotkania z dziennikarzami dostała także pytanie dotyczące wyjątkowości meczów z Rybakiną i Aryną Sabalenką. W odpowiedzi wskazała sposób ich gry, który sprawia, że realizacja przygotowanej wcześniej taktyki jest bardzo trudna i może nie wystarczyć.
- A to z powodu dużej intensywności, z jaką obie grają. Musisz naprawdę stawać na rzęsach i być w gotowości. Bo jeśli pozwolisz im grać po swojemu, to skorzystają z tego - tłumaczyła.
Teraz pod jej słowami mogłaby się podpisać Stephens i użyć ich na pytanie o mierzenie się ze Świątek. Ta ostatnia, mimo krótkiej przerwy między dwoma startami, zachowała w pełni intensywność i ani na chwilę nie pozwalała sobie na utratę skupienia. Zwykle kiedy rywalka zostawiła jej cień szansy, to od razu bezlitośnie to wykorzystywała.
Na 30-latce z USA w pierwszym secie zemściła się też jedna duża słabość. Wygrała wówczas zaledwie 29 procent akcji po swoim pierwszym podaniu. Trudno liczyć na sprawienie niespodzianki w pojedynku z topową przeciwniczką przy takiej statystyce. Ta partia ogółem stała pod znakiem przełamań - było ich aż sześć z rzędu. Dla odmiany w drugiej doszło do jednego, na sam koniec i na wagę przypieczętowania awansu faworytki.
Świątek - jak już zostało powiedziane - zagrała bardzo dobrze, w perspektywie kolejnych meczów na jedno "ale" można zwrócić uwagę. W drugim secie Polce brakowało nieraz instynktu zabójcy. Nie wykorzystała aż dziewięciu "break pointów" i dopiero kolejną taką okazję zamieniła na punkt. W czekającym ją w 1/8 finału pojedynku z Ukrainką Eliną Switoliną trzeba zadbać o lepszą skuteczność pod tym względem.
Stephens, mimo porażki, zasłużyła teraz na parę ciepłych słów po tym występie. Młodsi kibice mogli już nie pamiętać jej najlepszych momentów w karierze. Siedem lat temu wygrała US Open, w kolejnym sezonie wystąpiła w finale Roland Garros, a w 2018 roku była trzecią rakietą świata. Ale potem albo miała kłopoty ze zdrowiem, albo z formą i na dłuższy czas wypadła ze światowej czołówki. Po raz ostatni w Top10 znalazła się w sierpniu 2019, obecnie jest 41. Ćwierćfinału turnieju WTA (nie licząc challengerów) nie przeszła od 2022 roku.
We wtorek jednak długimi fragmentami była bardzo wymagającą rywalką dla Świątek. Świetnie zmieniała tempo w wymianie, popisywała się dokładnymi zagraniami w pełnym biegu. Zdecydowanie błyszczała nie tylko noszona przez nią efektowna biżuteria. Musi jednak jeszcze poczekać na pierwsze zwycięstwo nad 22-letnią Polką (bilans 0-3) i na pierwszą w karierze wygraną z liderką listy WTA (bilans 0-11).