W zeszłym tygodniu podczas turnieju WTA 1000 w Dubaju Sania Mirza zakończyła karierę. 36-letnia tenisistka z Indii ma na koncie tytuły wielkoszlemowe, prowadzenie w rankingu WTA, na Instagramie obserwuje ją 11 mln osób - tyle samo co Rogera Federera, a ponad 10 razy więcej niż Igę Świątek, trzy razy więcej niż Marię Szarapową, prawie pięć razy więcej niż Naomi Osakę.
Kariera Mirzy była pełna sukcesów nie tylko na korcie. W drodze do światowej czołówki zawodniczka przebiła wiele szklanych sufitów. Jest najlepszą tenisistką w historii Indii, ale jej droga nie była usłana różami.
Gdy jako sześciolatka powiedziała rodzicom, że chce grać w tenisa, usłyszała, że jej skóra ściemnieje od przebywania na słońcu. - Nigdy nie znajdziesz męża - obawiali się rodzice przyszłej mistrzyni. Mirza wychowywała się w konserwatywnym społeczeństwie, w którym dziewczynkom rzadko przewiduje się sportową przyszłość - tym bardziej na korcie tenisowym.
W Indiach kibice ekscytują się krykietem, hokejem na trawie, badmintonem, ale nie tenisem. Tak przynajmniej było na początku XXI wieku, gdy Mirza zaczynała dorosłą karierę. Każdemu powtarzała, że chce zostać "nową Martiną Hingis".
Szwajcarka była dla niej wzorem do naśladowania. W dzieciństwie z podróży do USA Mirza przywiozła plakat Hingis, który powiesiła w pokoju w rodzinnej miejscowości Hajdarabad. Nie spodziewała się wtedy, że za kilkanaście lat w parze właśnie z Martiną sięgnie po tytuł wielkoszlemowy podczas słynnego Wimbledonu. A tak stało się w 2015 roku.
Wcześniej, jako 17-latka, Mirza wygrała juniorski Wimbledon 2003 w parze z Rosjanką Alisą Klejbanową. Jej ojciec jednak cały czas powtarzał, że córka nie ma organizmu sportowca. Jako juniorka Hinduska miała sporo drobnych kontuzji, ale mimo to dwa lata później zadebiutowała w turnieju wielkoszlemowym jako seniorka. Doszła do trzeciej rundy Australian Open, przegrywając z Sereną Williams. Chwilę później jako pierwsza tenisistka z Indii wygrała turniej singlowy rangi WTA w rodzinnym Hajdarabadzie.
Debiutancki sezon 2005 był dla Mirzy znakomity. W Nowym Jorku doszła do 1/8 finału US Open, w rankingu awansowała na 27. miejsce - najwyższe w karierze, które wyrównała jeszcze dwa lata później. Jej kariera w grze pojedynczej nie trwała jednak długo - w połowie 2012 roku z powodu kłopotów zdrowotnych Mirza przerzuciła się na debla i mikst. Rywalizując w tych konkurencjach odniosła największe sukcesy.
Szybko stała się także twarzą przemian społecznych, była symbolem rosnącej pozycji kobiet w Indiach. Na korcie była bardzo pewna siebie, poza kortem przyjmowała styl, który kłócił się z tradycją muzułmańską: nosiła kolczyk w nosie, koszulki z prowokacyjnymi napisami ("Nie stawaj mi na drodze", "Posłuszne kobiety rzadko tworzą historię"), mocny makijaż. Występowała w Indiach w wielu reklamach, promowane przez nią marki samochodów biły w kraju rekordy sprzedaży. Azjatyckie wydanie magazynu "Time" wskazało ją w 2005 roku jako jedną z "Bohaterek Azji". - Znalazła się między gwiazdami Bollywood a reprezentacją krykieta - chwalili ją redaktorzy "Time".
Sania Mirza Screen / Time
Mirza nawoływała do emancypacji kobiet, co jednak nie wszystkim się podobało. Już w 2005 roku ultrakonserwatywne stowarzyszenie muzułmańskie potępiło ją za "antyislamski" strój, w jakim wystąpiła podczas US Open. - Strój nie tylko nie zakrywa większości ciała, ale w ogóle nie pozostawia miejsca na wyobraźnię. To będzie miało deprawujący wpływ na młode kobiety - przestrzegali muzułmanie.
Mirza starała się tym nie przejmować. Podobnie jak emocjami politycznymi w ojczyźnie, gdy w 2010 roku wyszła za mąż za pakistańskiego krykiecistę Shuaiba Malika. Indie z Pakistanem pozostają we wrogich relacjach od 1947 roku, gdy doszło do podziału Indii Brytyjskich.
Tenisistkę na konferencjach prasowych irytowały pytania o Indie. - Cokolwiek powiem, cokolwiek założę, wszystko zostanie przeanalizowane i zmanipulowane - mówiła po jednym ze spotkań na Wimbledonie. Nie wytrzymała po Roland Garros 2012.
W Paryżu Mirza wygrała rywalizację w mikście w parze z rodakiem Maheshem Bhupathim. Dwa miesiące później mieli zagrać razem na igrzyskach olimpijskich w Londynie. Byliby kandydatami do medalu, ale Bhupathi ostatecznie zdecydował się wystąpić w deblu z Rohanem Bopanną. To oznaczało, że Leander Paes - największa gwiazda indyjskiego tenisa - został bez pary.
Federacja zaproponowała Paesowi wspólny występ z Vishnu Vardhanem (240. ATP), czego gwiazdor nie chciał przyjąć. By załagodzić konflikt, działacze rzucili pomysł olimpijskiego miksta z Mirzą, ale jej samej nie zapytali o zdanie. Tenisistka była wściekła, a Hindusi nie zdobyli w Londynie ani jednego medalu w tenisie.
Rok później Mirza została pierwszą południowoazjatycką ambasadorką kobiet z ramienia ONZ, dołączając do aktorek Nicole Kidman i Emmy Watson. Odbierając nominację, narzekała na brak szacunku do kobiet w Indiach, czym wywołała kolejne zamieszanie.
Wpływ Mirzy na kobiety w Indiach jest prawdopodobnie największą częścią jej spuścizny. - Żadna inna indyjska tenisistka jej nie dorównywała, co sprawiało, że wydawała się zarówno postacią samotną, jak i anomalią. Ale pokazując indyjskim kobietom, że sukces i niezależność na najwyższym poziomie są możliwe, utorowała ścieżkę, która prawdopodobnie pozostanie dobrze zapamiętana przez nadchodzące dziesięciolecia - mówi w rozmowie ze Sport.pl indyjski dziennikarz tenisowy Musab Abid z portalu Sportskeeda.
I dodaje: - Wiele młodych dziewcząt zajmie się tenisem lub jakimkolwiek innym sportem dzięki osiągnięciom Mirzy, a wiele z nich będzie swobodnie mówić, co myśli, dzięki bezpardonowym komentarzom, które wygłaszała w trakcie swojej kariery. Mirza nauczyła Hindusów, że nic nie powstrzyma kobiet, jeśli przestaną przejmować się opinią innych i po prostu zajmą się swoimi sprawami. I nie może być większej lekcji niż ta.
W 2018 roku Mirza została matka, a po kilku miesiącach rozpoczęła przygotowania do powrotu na kort. Chciała pokazać, że macierzyństwo nie oznacza końca marzeń w zawodzie. Nagrywała materiały, jak trenuje, by zrzucić kilogramy po ciąży. Znów inspirowała kobiety w Indiach.
- Podobnie jak większość fanów tenisa na całym świecie, zawsze będę pamiętać Sanię za jej nieustraszoną postawę i odważne wypowiedzi. Pod względem tenisowym zapamiętam jej forhend. Gdy Mirza była u szczytu formy, jej forhend był jednym z najlepszych na świecie, nawet w grze pojedynczej. Później wzmocniła inne elementy swojej gry, przechodząc do debla, zwłaszcza woleja, ale jej forhend był prawie zawsze najlepszym uderzeniem na korcie - mówi nasz rozmówca.
Mirza jest jedną z najwybitniejszych zawodniczek w historii indyjskiego sportu. Wygrała trzy turnieje wielkoszlemowe w deblu oraz trzy w mikście. Pierwszy duży sukces osiągnęła w Australian Open 2008, gdy doszła do finału par mieszanych. W tegorocznym finale miksta w Melbourne znów była w finale. Przez prawie 20 lat należała do tenisowej czołówki, a przez 91 tygodni była pierwszą rakietą deblowego rankingu WTA.
- Jest rzeczą oczywistą, że Mirza bardzo pomogła indyjskiemu tenisowi nie tylko grą i wynikami, ale także przez jej osobowość i postawę na korcie oraz poza nim. Wiele wygrała, ale miała też wpływ przez to, co mówiła i robiła. Pomogła znacznie podnieść rangę tenisa w Indiach. Ludzie mówili o niej i o tenisie, nawet jeśli nie rozumieli tego sportu - kończy Abid.