Podźwignęli się po latach. Potęga wraca z młodą falą. Najlepszy wynik od 1996 roku

Dominik Senkowski
Amerykanie są rewelacją tegorocznego Australian Open. Wyrównali najlepszy wynik z 1996 roku. Nowa fala daje nadzieje na sukcesy, ale amerykańska dziennikarka przestrzega: "Nas kibice uwierzą dopiero, gdy zobaczą wygraną w Wielkim Szlemie". Skąd wzięła się nowa generacja tenisa w USA?

Amerykanie przez lata należeli do absolutnej czołówki w męskim tenisie. Na przełomie wieków cieszyli się z sukcesów Andre Agassiego i Pete’a Samprasa. Po nich przyszedł Andy Roddick, który był nawet liderem rankingu ATP. W ostatnich latach jednak męski tenis w Stanach podupadł. Gwiazdą dyscypliny była Serena Williams, a tenisiści byli w cieniu koleżanek. 

Zobacz wideo Na co stać Igę Świątek w tym sezonie? "Zawiesiła poprzeczkę bardzo wysoko"

Ośmiu w trzeciej rundzie

Tegoroczny turniej Australian Open daje nadzieję fanom amerykańskiego tenisa w męskim wydaniu. Do trzeciej rundy w Melbourne awansowało aż ośmiu zawodników reprezentujących USA: Mackenzie Mcdonald (65. ATP), Francis Tiafoe (17.), Sebastian Korda (31.), Ben Shelton (89.), J.J. Wolf (67.), Michael Mmoh (107.), Tommy Paul (35.) i Jenson Brooksby (39.). W trzeciej rundzie wielkoszlemowej występuje tylko 32 zawodników, co oznacza, że aż 1/4 z nich reprezentowała USA. Z całej ósemki najdalej zaszedł Paul, który w piątek przegrał w półfinale z Novakiem Djokoviciem.

Amerykanie tak licznej reprezentacji na tym poziomie wielkoszlemowym nie mieli od 1996 roku - wtedy także w Australian Open aż ośmiu zawodników dotarło do trzeciej rundy. Różnica jest jednak na korzyść obecnego pokolenia, bo ich średnia wieku wynosi 24,07 lat, a tych sprzed 27 lat - 25,81. Nowi zawodnicy prawdopodobnie będą jeszcze lepsi. 

Jakby tego było mało, Mackenzie McDonald i Jenson Brooksby przeszli do historii. Pierwszy pokonał najwyżej rozstawionego w tegorocznym Australian Open Rafaela Nadala, a drugi Caspera Ruuda - turniejową "dwójkę". To był pierwszy przypadek od 29 lat, gdy amerykańscy tenisiści wyeliminowali w Wielkim Szlemie zarówno rozstawionego z numerem pierwszym jak i drugim. To też pierwszy raz w historii, gdy wyrzucili z turnieju dwóch najwyżej rozstawionych tenisistów. 

- Liczba naszych zawodników to ich największa siła. Nie jest to tylko jeden dobry tenisista, jest ich wielu i wszyscy czerpią korzyści ze swoich sukcesów. To bardzo ważne, bo ci zawodnicy mają ze sobą dobry kontakt i wzajemnie się inspirują - mówi w rozmowie ze Sport.pl Chris Oddo. 

Fritz i Tiafoe natchnęli resztę

Taylor Fritz to najwyżej sklasyfikowany dziś amerykański tenisista. Co prawda w Melbourne odpadł już w drugiej rundzie, ale w zeszłym roku zadebiutował w top 10 rankingu ATP (dziś jest 9.). Frances Tiafoe był z kolei w półfinale US Open, świetnie prezentował się także na turnieju Laver Cup w Londynie, gdzie żegnano Rogera Federera. 

- Sukcesy Fritza i Tiafoe natchnęły pozostałych. To ważne kamienie milowe w rozwoju męskiego tenisa w USA. Dzięki nim reszta zawodników uwierzyła, że także może należeć do światowej czołówki - uważa Oddo. I dodaje: "Na starsze pokolenie 24-25 latków (Paul, Fritz, Tiafoe) naciska teraz młodsze pokolenie". Korda, Brooskby czy Bradon Nakashima są z roczników 2000-2001. Najmłodszy w tym gronie Ben Shelton ma 20 lat.

- Trzeba też pamiętać, że Fritz czy Paul byli czołowymi juniorami świata. Potrzebowali czasu, żeby się rozwinąć i być może, żeby "Wielka Trójka" się zestarzała - dodaje nasz rozmówca. 

"Wielka Trójka" to Roger Federer, Rafael Nadal i Novak Djoković, którzy przez lata dominowali w męskim tenisie. Szwajcar zakończył już karierę, Hiszpan ma coraz większe problemy zdrowotne. Djoković pozostał w Australian Open, ale także narzeka na zdrowie. 

Korda z największymi sukcesami?

W USA tenisiści walczą z tenisistkami o uwagę kibiców. Siostry Williams przeszły już do historii (Venus formalnie nie zakończyła jeszcze kariery), a ich miejsce chciałaby zająć Coco Gauff. Wokół nastolatki jest w Stanach bardzo głośno. - Z kolei najbardziej rozpoznawalnym tenisistą jest dziś u nas Tiafoe. To z uwagi na to, jak się zachowuje i jak dobrze grał w zeszłym roku. Tu prawie wszyscy kibicują "Big Foe" - mówi w rozmowie ze Sport.pl Dahl. 

Dziennikarka pytana przez nas, co Amerykanie sądzą o występach swoich tenisistów w Australian Open, zaskakuje: "Amerykanie należą do tych osób, które "uwierzą dopiero, gdy to zobaczą". Nikt nie będzie przekonany, dopóki jeden z tych zawodników nie wygra turnieju Wielkiego Szlema."

Nasi rozmówcy największe nadzieje pod względem całej kariery pokładają w Kordzie. - To ze względu na jego wielowymiarową grę, wielkie możliwości - mówi Dahl. - Korda może skończyć jako najlepszy z nich wszystkich. Ma płynny, mocny styl gry, który jest dobrze zbalansowany. Posiada również mistrzowskie pochodzenie - dodaje Oddo.

W tegorocznym Australian Open Sebastian Korda pokonał m.in. byłego lidera rankingu Daniła Miedwiediewa, a w czwartej rundzie Huberta Hurkacza. Ma wspaniałe geny, bo jego ojcem jest Petr Korda - były czeski tenisista, zwycięzca Australian Open 1998 w singlu, była druga rakieta świata.

Zmiany w szkoleniu

Co się zmieniło w Stanach w kształceniu tenisistów, że pojawił się taki wysyp talentów? - Myślę, że Amerykanie zaczynają być mądrzejsi w kwestii treningu i rozwoju zawodników. Zmieniło się podejście, które królowało, a zakładało, że "serwis i forhend to wszystko, czego potrzebujesz" - mówi nam Dahl.

Podobnie uważa Oddo. - 10 lat temu szefowie Związku Amerykańskiego Tenisa zaczęli kłaść większy nacisk na grę na kortach ziemnych, rozwijając takie umiejętności, jak balans uderzeń, regularność z głęboki kortu i poruszanie się po korcie. Amerykańscy zawodnicy zawsze byli znani jako ci z mocnym serwisem i potężnym forhendem - opowiada dziennikarz.

Amerykanom pomaga z pewnością także spora liczba turniejów rozgrywanych w ich kraju. To nie tylko wielkoszlemowy US Open, największe turnieje Masters 1000 w Indian Wells i Miami, ale także imprezy np. w Delray Beach, Houston, Waszyngtonie czy Atlancie. Reprezentanci gospodarzy mogą liczyć na dzikie karty od organizatorów tych imprez. 

Taką drogę przyjął np. Ben Shelton. - 12 miesięcy temu tułał się w szóstej setce rankingu ATP, ale rok zakończył jako 92. rakieta świata. Ten gigantyczny skok wykonał, choć do tej pory nie rozegrał choćby meczu poza granicami Stanów Zjednoczonych. Podróż do Australii na turniej Wielkiego Szlema jest dla 20-latka pierwszą wyprawą poza ojczyznę - pisał Filip Modrzejewski z portalu Sport.pl.

System wsparcia

Jak wygląda wsparcie dla tenisistów w Stanach? - Tenis w USA uchodzi za drogi sport. Gdy jesteś dobry, otrzymujesz pomoc od USTA [Amerykański Związek Tenisowy - przyp. red.] w zakresie środków finansowych i treningu. Istnieje duży system wspierany przez US Open i inne organizacje odpowiadające za ligi tenisowe - tłumaczy Oddo. 

- Do tenisa w USA potrzebujesz głównie pieniędzy, ale jeśli jesteś bardzo utalentowany, czasami jesteś w stanie skłonić ludzi do tego, że pomogą ci finansowo na początku kariery - przyznaje Dahl. 

Na Florydzie istnieje akademia IMG - wcześniej znana jako akademia Nicka Bollettieriego, wychowawcy wielu czołowych tenisistów. Bollettieri zmarł w grudniu zeszłego roku, ale następcy rozwijają jego dziedzictwo. Z agencją IMG związana jest m.in. Iga Świątek.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.