Weekend w Zakopanem będzie drugim po konkursach w Wiśle domowym występem polskich skoczków przed własną publicznością w Pucharze Świata. Wyjątkowo podekscytowany debiutem w roli trenera na Wielkiej Krokwi wydaje się Thomas Thurnbichler. Austriak w rozmowie ze Sport.pl opowiada o ostatnim treningu przed zawodami, dostosowaniu się do własnego obiektu, na którym Polacy ostatnio w ogóle nie mogli skakać, a także o swoich oczekiwaniach wobec nadchodzących konkursów.
Thomas Thurnbichler: Na wieży sędziowskiej. Ktoś przyszedł i zamknął tam drzwi "Titusowi", czyli Krzysztofowi Miętusowi, mojemu asystentowi. Był przez chwilę zamknięty, przez co przedłużyła nam się końcówka treningu i przejazd do hotelu.
- Ogólne wrażenia po treningu były dobre. Zawodnicy znaleźli odpowiedni rytm, a o to chodzi w Zakopanem. Bo wszystko tu dzieje się o wiele szybciej niż w Bischofshofen. Jest krótkie przejście z progu do pierwszej fazy lotu, jest mało czasu na odbicie. Forma całej czołowej czwórki wyglądała dobrze - Dawid, Piotrek, Kamil i Paweł skakali na naprawdę niezłym poziomie. Janek i Olek oddawali solidne skoki, więc możemy być zadowoleni.
- Mieliśmy do dyspozycji te zwykłe belki, ale nie sądzę, żeby to miało duży wpływ na zawodników.
- Nie jest to ani wielka wada, ale też nie zaleta okoliczności i obecnej sytuacji. Przecież nikt inny też tu nie trenował, więc nie zyskał nad nami przewagi w ten sposób. Cieszę się tym, że w czwartek udało się sporo nadrobić, bo warunki na skoczni były perfekcyjne i wykonaliśmy dobrą robotę. Skakaliśmy razem z Czechami i Bułgarami, wydaje mi się, że już złapaliśmy trochę z tego, co czasem nazywa się "grą u siebie", a z kibicami będzie jeszcze lepiej.
- Mam wobec nich spore oczekiwania, bo wiem, jak dobrze sprzedawały się bilety i że pod skocznią rzeczywiście będzie ogromnie dużo fanów. To przypomina mi myśli z czasów, gdy byłem młodym zawodnikiem. Wtedy oczekujesz właśnie tych tłumów, dokładnie tego, czego my będziemy świadkami w kolejnych dniach. Obiekt u siebie pełny kibiców. To dlatego nie mogę się już doczekać.
- Tak, choćby z zeszłego roku, gdy przyjechałem tu jeszcze ze sztabem austriackiej kadry. Zapamiętałem atmosferę, którą tworzyli kibice. Oprawa konkursu i ich doping dotyczył nie tylko Polaków, wspierali też pozostałe kadry. Zrozumiałem, że polscy kibice są fair. Jeśli widzą, że ktoś skacze pięknie i daleko, to wspierają go, doceniają jego styl i wynik.
- Chciałbym, żeby chociaż jeden raz w te dni kibice pod Wielką Krokwią zaśpiewali "Mazurka Dąbrowskiego". Celem jest co najmniej jedno zwycięstwo, to na pewno. Pracujemy nad szczegółami w skokach chłopaków, ale jesteśmy bardzo silnym zespołem. Wiemy, że gdy nasi najlepsi zawodnicy oddają swoje najlepsze skoki, jesteśmy w stanie ograć Austriaków.
- Musimy przyjąć taką, jaka będzie, nic z nią nie zrobimy. Wiem, że prognozy nie wyglądają obiecująco, ale oby ostatecznie nieco się zmieniły, poprawiły. W czwartek też miało mocno wiać, a ostatecznie warunki były w porządku, więc na to liczymy.