Polacy zdali test z gonienia Serbów i na koniec postawili ścianę. Wyjątkowe chwile Grbicia

Polscy siatkarze w każdym z trzech setów meczu Memoriału Huberta Jerzego Wagnera musieli gonić Serbów i za każdym razem - ku uciesze kompletu publiczności - robili to skutecznie. Najwięcej emocji bez wątpienia towarzyszyło podczas tego pojedynku Nikoli Grbiciowi, choć tradycyjnie nie dawał tego po sobie poznać. Trener biało-czerwonych po raz pierwszy zagrał przeciwko reprezentacji własnego kraju.

Teoretycznie był to mecz o nic. Losy zwycięstwa w tegorocznej edycji Memoriału Huberta Jerzego Wagnera rozstrzygnięte były już bowiem w piątkowy wieczór, po dwóch kolejkach spotkań. Polacy mieli bilans 6-0 i przy układzie pozostałych spotkań jasne było, że nikt z rywali nie odbierze im tego triumfu. Po pierwsze jednak, pojedynki biało-czerwonych z Serbami zawsze przyciągają (na ten dzień jedynie wyprzedano komplet biletów w Krakowie), a po drugie, tym razem - z uwagi na Nikolę Grbicia - ten sobotni miał dodatkowy smaczek.

Zobacz wideo Wilfredo Leon pokazał, jakie ćwiczenia wykonuje podczas rehabilitacji po operacji kolana

Falowania Polaków ciąg dalszy. Pojedynek na sprytnie ataki Kwolka i Kovacevica

Pojedynki z Serbią są wyjątkowe dla Grbicia nie tylko dlatego, że mowa o reprezentacji jego kraju. W latach 2015-19 był bowiem jej szkoleniowcem. Największymi sukcesami z tego okresu jest brązowy medal mistrzostw Europy z 2017 roku i triumf w Lidze Światowej 2016. Niespodziewanie został zwolniony na miesiąc przed kolejną edycją czempionatu Starego Kontynentu. Polska federacja z kolei zatrudniła go w styczniu z myślą przede wszystkim o igrzyskach w Paryżu. Medal rozpoczynających się w piątek mistrzostw świata z pewnością jednak zostałby przyjęty z dużą satysfakcją.

Tegoroczna edycja memoriału odbywającego się w Krakowie była jednym z głównych sprawdzianów biało-czerwonych przed zbliżającym się wielkimi krokami mundialem. Wyniki gospodarzy na papierze są wzorcowe - trzy zwycięstwa 3:0 nad tak mocnymi ekipami jak Iran, Argentyna i Serbia to dobry sygnał. Oglądający te spotkania widzieli jednak, że ich gra idealna nie była, choć sami zawodnicy podkreślali na każdy kroku, że taka ma być podczas MŚ, a nie teraz. W ostatnich dniach w Krakowie falowała, czego efektem była nieraz konieczność odrabiania strat. Tak wyglądały m.in. dwa pierwsze sety meczu z Argentyną, taki sam scenariusz dotyczył każdej z trzech partii w sobotę.

Grbić postanowił tego dnia dać szansę od początku spotkania kilku zmiennikom. Od pierwszej akcji pojawili się środkowy Karol Kłos w miejsce Jakuba Kochanowskiego i przyjmujący Bartosz Kwolek, który zastąpił Aleksandra Śliwkę. Kwolek już w pierwszej akcji wyciągał piłkę znad głów sztabu szkoleniowego zasiadającego na krzesełkach obok boiska. Po chwili został ustrzelony zagrywką przez jednego z graczy z Bałkanów, ale w dalszej części spotkania radził sobie bardzo dobrze i z 13 "oczkami" był najlepiej punktującym graczem w polskiej ekipie.

25-latek często sprytnie ocierał piłkę o blok przeciwników, do czego już dobrze przyzwyczaił kibiców. W bardzo podobnym stylu gra serbski przyjmujący Uros Kovacević. Ci dwaj zawodnicy spotkają się nowym sezonie w klubie z Zawiercia i można się spodziewać, że kibice będą mieli mnóstwo okazji do podziwiania ich w podobnych akcjach.

Loża szyderców w kwadracie dla rezerwowych. Polski blok w końcówce był nie do przejścia

Udane wejście zaliczył też z ławki rezerwowych Mateusz Poręba. W pewnym momencie 23-latek, stojąc jeszcze obok boiska, źle odczytał sygnał od Grbicia i myślał, że od razu ma wejść na boisko. Zerwał się więc, ale szkoleniowiec uspokoił go i pokazał, że zostanie wprowadzony za chwilę. Koledzy z drużyny, którzy obserwowali to z bliska, nie podarowali mu tego i naigrywali się z niego żartobliwie przez kilka kolejnych minut. Po chwili los środkowego podzielił będący na boisku Łukasz Kaczmarek. W połowie drugiego seta, po punkcie dającym remis 16:16, zrobił ekspresyjny i triumfalny wymach ręką i przyklęknął na jedno kolano. Obok tak efektownej celebracji drużynowi szydercy również nie mogli przejść obojętnie i po kolejnych akacjach siatkarza Zaksy Kędzierzy-Koźle powtarzali ją w swoim gronie.

Kaczmarek w ataku miał lepsze i gorsze chwile. Ale czasem, gdy mu nie wychodziły akcje w ofensywie, to nadrabiał blokiem. Ten ostatni element stał się znakiem firmowym Polaków w końcówkach. Zwłaszcza w ostatniej, gdy od stanu 21:22 zdobyli w ten sposób trzy punkty z rzędu. Zagrywka też dobrze funkcjonowała, a pięć asów rozdzielili między siebie Mateusz Bieniek (3) i Marcin Janusz (2).

Niedziela będzie ostatnią szansą na chwilę oddechu dla biało-czerwonych przed mundialem. Dzień później zbierają się już w Katowicach. Zanim jednak w piątek rozpoczną udział w tej imprezie, to trzy dni wcześniej zagrają sparing z Argentyńczykami.

Więcej o:
Copyright © Agora SA