Kurek wprost o wygranych w Memoriale Wagnera. "Nie możemy być zadowoleni"

Agnieszka Niedziałek
- Jesteśmy na dobrej drodze, ale trzeba trzymać głowy nisko, stąpać twardo po ziemi i mieć świadomość, że to nie jest maksimum naszej formy - podkreśla Bartosz Kurek, nawiązując do rozpoczynających się w przyszłym tygodniu mistrzostw świata. A potwierdzeniem tego, że sam wziął sobie te słowa do serca, jest jego wypowiedź na temat triumfu w Memoriale Huberta Jerzego Wagnera. - Ma to dla nas czwartorzędne znaczenie - przyznaje kapitan reprezentacji Polski siatkarzy.

Może się wydawać, że Hubert Jerzy Wagner nie byłby zachwycony słysząc takie stwierdzenie odnośnie imprezy noszącej jego imię. Słynny "Kat" z pewnością jednak byłby zadowolony z podejścia polskich siatkarzy. Sam serwował swoim zawodnikom bardzo ciężkie treningi, które miały przynieść efekty podczas najważniejszych turniejów w sezonie i podobnie robi teraz Nikola Grbić. Choć intensywne zajęcia biało-czerwonych pod okiem Serba trudno porównać z dawnym bieganiem z obciążeniami po górach późniejszych mistrzów olimpijskich z 1976 roku i mistrzów świata 1974, to w obu przypadkach liczy się skupienie na głównym celu.

Zobacz wideo Wilfredo Leon pokazał, jakie ćwiczenia wykonuje podczas rehabilitacji po operacji kolana

"Nie możemy być z siebie zadowoleni. Przynajmniej nie w tym momencie"

Grbić prowadzi reprezentację Polski od tego roku. Dzięki wygranym 3:0 z Irańczykami i Argentyńczykami jeszcze przed sobotnim pojedynkiem z Serbami jest ona pewna dziesiątego w historii triumfu w Memoriale Huberta Jerzego Wagnera. Towarzyska impreza, w tym sezonie mocno obsadzona, to pierwszy wygrany turniej biało-czerwonych pod wodzą nowego szkoleniowca. W lipcu wywalczyli trzecie miejsce w turnieju finałowym Ligi Narodów. To wszystko jednak schodzi na dalszy plan.

- Ma to dla nas czwartorzędne znaczenie. Nie przyjechaliśmy tu walczyć o zwycięstwo. Przyjechaliśmy walczyć o poprawę naszej gry i powoli to osiągamy. Idzie to wszystko w dobrym kierunku, ale musimy pozostać skoncentrowani i cały czas pracować nad wyeliminowaniem mankamentów - zaznacza Bartosz Kurek.

Jego zdaniem na radość więc jeszcze zdecydowanie za wcześnie. Nie znaczy to, że nie dostrzega plusów obecnego etapu, ale przede wszystkim tonuje zapędy hurraoptymistów.

- Jesteśmy na dobrej drodze, ale trzeba trzymać głowy nisko, stąpać twardo po ziemi i mieć świadomość, że to nie jest maksimum naszej formy. Przynajmniej ja tak to widzę, ale myślę, że koledzy się ze mną zgodzą - dodaje 33-latek.

Zapytany o to, gdzie biało-czerwoni mają jeszcze największe rezerwy, odpowiada krótko, choć w wypowiedzianych przez niego dwóch słowach zawiera się dłuższa lista.

- We wszystkim. Nie możemy być z siebie zadowoleni. Przynajmniej nie w tym momencie. Mam nadzieję, że będziemy za to mogli być za kilka tygodni - podkreśla, nawiązując znów do zbliżającego się mundialu, w którym Polacy powalczą o trzeci tytuł z rzędu.

Docelową imprezą poprzedniego sezonu, jeszcze pod okiem trenera Vitala Heynena, były dla nich igrzyska w Tokio. Skończyło się, jak wiadomo, na bolesnej porażce w ćwierćfinale. Na przeciwległym biegunie po tamtej imprezie byli Argentyńczycy, którzy niespodziewanie wywalczyli brąz. W piątek przez dwa pierwsze sety sprawiali gospodarzom sporo kłopotów i ci musieli odrabiać straty. W pierwszej odsłonie udało im się to dopiero w końcówce. Kurek zapewnia jednak, że on i jego koledzy nie mieli tego dnia kłopotów z koncentracją. 

- Była na dobrym poziomie. Argentyńczycy to brązowi medaliści igrzysk olimpijskich. To nie są chłopaki, którzy przyjechali się położyć na boisku - zaznacza kapitan mistrzów świata i MVP mundialu sprzed czterech lat.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.