Liga Mistrzów. Özila znów można się bać

"Bawarczycy, uważajcie - przestrzega Pep Guardiola: nie dość, że Mesut Özil wraca do Niemiec, to Mesut Özil wraca do formy". O rozgrywającym Arsenalu przed rewanżowym meczem z Bayernem pisze Michał Okoński, dziennikarz "Tygodnika Powszechnego" i autor bloga "Futbol jest okrutny". Mecz we wtorek o 20:45 - Relacja Z Czuba i Na Żywo na Sport.pl.

Przed, w trakcie i po meczu w Londynie był na ustach wszystkich z powodów raczej nieprzyjemnych. Większość dziennikarskich relacji układała się w charakterystyczny wzór: oto człowiek, którego przejście do Arsenalu późnym latem i jesienią odmieniło tę drużynę (że to bardziej skomplikowane, już dla Sport.pl pisałem tutaj ), wskazując na korzyści, jakie Kanonierzy odnosili z powrotu Flaminiego, aklimatyzacji Giroud, eksplozji formy Ramseya czy okrzepnięcia podstawowej pary stoperów Koscielny-Mertesacker), zimą gasł w oczach, a podczas samego meczu z Bayernem nie wytrzymał napięcia podczas pojedynku z Manuelem Neuerem. Ech, gdyby wykorzystał wówczas tego karnego...

Rany do wyleczenia

Uproszczone to były opowieści, bo choć owszem: Özil nie strzelił karnego, a w ciągu następnych minut meczu w Londynie wyraźnie nie mógł się pozbierać , to na ocenie jego występu w pierwszym spotkaniu z Bayernem zaważyły okoliczności zewnętrzne. Z pewnością Arsene Wenger mógł powierzyć strzelanie z jedenastu metrów komuś innemu, skoro w bramce gości stał zawodnik, z którym Özil wzrastał w Gelsenkirchen i który musiał w życiu obronić setki jego rzutów karnych (Neuer mówił po meczu, że świetnie wie, iż jego kolega z reprezentacji ma w zwyczaju czekać z uderzeniem, więc i on zwlekał z rzucaniem się w któryś z rogów). Z pewnością nie było winą Niemca, że po czerwonej kartce dla Szczęsnego musiał asekurować lewą flankę Arsenalu przed kolejnymi szarżami Bayernu (nabiegał się przy tym bardziej niż którykolwiek z Bawarczyków - prawie tak samo, jak Flamini i Wilshere), a nie mógł zostać zmieniony, bo roszady w składzie gospodarzy wymuszały kontuzje. Z pewnością też odczuwał już intensywność pierwszego sezonu w Premier League, gdzie - inaczej niż w Niemczech czy Hiszpanii - w okresie świątecznym gra się niemal bez przerwy.

Tak czy inaczej, media po meczu Arsenal-Bayern były dla Özila bezlitosne. Bezlitośni byli też kibice reprezentacji Niemiec, którzy - najwyraźniej woląc, by jego miejsce zajął Mario Götze - wygwizdali go i wybuczeli podczas ostatniego meczu towarzyskiego z Chile. Najgorsze było jednak to, że piłkarz również był dla siebie bezlitosny. "Myślę, że kosztowało go to bardzo wiele - mówił menedżer Arsenalu, z cechującą go od zawsze uważnością na psychikę podopiecznych. - Miał poczucie, że zawiódł kolegów w bardzo ważnym momencie. To miało wpływ na jego postawę. Czasem rany na duszy są równie bolesne, co rany na ciele. Możesz starać się na to wpłynąć, rozmawiać, rozmawiać i jeszcze raz rozmawiać, ale to musi potrwać. Trzeba pozwolić, by czas wyleczył rany".

Oto dlaczego Arsene Wenger uznał, że w tej sytuacji lepiej będzie na chwilę usunąć Niemca w cień: od czasu pierwszego meczu z Bayernem do sobotniego spotkania z Evertonem Özil w barwach Arsenalu zagrał tylko dwadzieścia kilka minut.

Kryzys przezwyciężony

Opłaciło się poczekać. W meczu z Evertonem Mesut Özil strzelił gola - pierwszego od prawie kwartału, co w końcu pozwoliło Wengerowi mówić już nie o psychologii, a o niuansach taktycznych. "Özil jest szybki - znacznie szybszy, niż myślicie - więc przy swoich technicznych umiejętnościach i szybkości, przy umiejętności wychodzenia na pozycję i przy jakości podań, jakie są w stanie zapewnić mu pozostali gracze drugiej linii, jest w stanie zdobywać więcej bramek" - opowiadał menedżer Arsenalu dziennikarce "Guardiana", Amy Lawrence. Kilkanaście minut po swoim golu Niemiec asystował przy drugiej bramce Oliviera Giroud, w trudnej sytuacji, bo pilnowany przez rywali, poza tym zaś stwarzał kolegom kolejne szanse, fenomenalnie współpracując zwłaszcza z Santi Cazorlą, i - co równie ważne - chętnie wracał do obrony, asekurując Kierana Gibbsa. "Wyglądał na zregenerowanego - przyznawał Wenger. - W jego bieganiu było więcej mocy, ale podobało mi się także to, że wykonywał sporo brudnej roboty; cofał się na własną połowę, zwłaszcza przy kontrach Evertonu". Ci, którzy oglądali ten mecz, zapamiętali przecież nie tylko gola i asystę Niemca, ale też jego wślizg, pozbawiający piłki rozpędzonego Kevina Mirallasa. Dziennikarze chóralnie powtarzali: tak dobrego Özila nie widzieli od początku grudnia.

Liga Mistrzów trzeciej kolejności

Paradoks meczu z Bayernem polega jednak na tym, że dla Özila oznacza on więcej, niż dla jego klubu. Interesy obu drużyn przed dzisiejszym rewanżem są bowiem radykalnie odmienne. Celem Bayernu jest wygranie Ligi Mistrzów po raz drugi z rzędu, a pytanie, jakie zadają sobie w Monachium, brzmi, który z arcyrywali Pepa Guardioli może im w tym przeszkodzić: Real Madryt czy Jose Mourinho; przeszkoda pod nazwą "Arsenal" raczej nie jest brana pod uwagę. Zdziesiątkowany zespół z północnego Londynu (oprócz zawieszonego za czerwoną kartkę Szczęsnego nie zagrają Walcott, Wilshere, Kallstrom, Ramsey, Gibbs, Monreal i Sanogo) ma po prostu nie dać się stłamsić, jak ostatnio wszyscy, którzy stają na drodze Bawarczyków (Bayern pobił właśnie rekord Bundesligi, odnosząc szesnaste zwycięstwo z rzędu), sprawdzić się na tle rywala najbardziej wymagającego z możliwych, zostawić po sobie dobre wspomnienia, po czym zapomnieć o wszystkim i płynnie przejść do celów zasadniczych, związanych z walką o podium w Premier League i triumf w Pucharze Anglii.

Pojedynek z mistrzami Niemiec przyszedł w trakcie arcytrudnej serii: po wspomnianym już ćwierćfinale FA Cup z Evertonem, a przed kluczowymi z punktu widzenia walki o mistrzostwo kraju derbami z Tottenhamem (trzeba wygrać, tak jak Chelsea w sobotę, i zmniejszyć stratę do piłkarzy Jose Mourinho...). Potem Arsenal będzie grać z MC, Chelsea i Evertonem (w lidze), o półfinale Pucharu Anglii z Wigan nie wspominając.

Najważniejszy będzie oczywiście ten ostatni mecz: jeśli uda się pokonać drugoligowca, w finale czekać będzie zwycięzca spotkania Hull-Sheffield United. Sezon, w którym Kanonierzy zajęliby miejsce w pierwszej trójce i zdobyli Puchar Anglii, okazałby się najlepszy od lat: skończyłoby się liczenie rozgrywek, w trakcie których warstwa kurzu w szafce z klubowymi trofeami zrobiła się aż tak gruba.

Oczywiście fakt, że Arsenal zagra na Allianz Arena bez presji, czyni go naprawdę niebezpiecznym. Pep Guardiola przypomina mecz w Londynie i przestrzega swoich piłkarzy: przez pierwszych dziewięć minut, do niewykorzystanego przez Özila karnego, miał wrażenie, że po raz pierwszy w tym sezonie trafił na drużynę silniejszą niż Bayern. "Nie możemy pozwolić Özilowi na kontrolowanie gry" - mówi trener najlepszej dziś klubowej drużyny świata.

Arsenal wymyka się stereotypom

Zmierzam do tego, żeby powiedzieć, że Mesut Özil pod wieloma względami pasuje do swojego nowego klubu. Nie chodzi tylko o to, że jego styl gry - kapitalny ruch bez piłki, umiejętność znalezienia choćby minimalnej wolnej przestrzeni, przyjęcia pod presją, a potem szukania szybkich rozegrań w trójkącie z Giroud czy Cazorlą, wcześniej zaś poszukiwania wybiegających na wolne pole Walcotta czy Ramseya błyskawicznym prostopadłym zagraniem (a może domniemany kryzys Niemca miał coś wspólnego z faktem, że ci dwaj ostatni od dłuższego czasu leczą kontuzje?) - wydaje się stworzony do stylu Kanonierów; Özil nie zwalnia gry - on ją przyspiesza. Chodzi także o to, że spotykająca go w ostatnich tygodniach krytyka była nieproporcjonalnie mocna, zupełnie jak krytyka spadająca na przebudowywaną cierpliwie przez Arsene'a Wengera drużynę.

W wywiadzie dla "Sport.pl Ekstra" Wojciech Szczęsny zwrócił uwagę, że obecnej kadry Arsenalu nie można już oceniać przez pryzmat poprzednich ekip, które pękały na tym etapie sezonu. "Jesteśmy zdecydowanie mocniejsi i twardsi. Trzy lata temu byliśmy chłopcami biegającymi za mężczyznami, dziś jesteśmy facetami - mówił polski bramkarz. - Dorośliśmy, dołączył też np. doświadczony Matthieu Flamini. I nawet nasi kreatywni zawodnicy, którym przykleja się łatkę tych delikatniejszych, nie grają jak mięczaki".

A skoro Szczęsny postanowił naruszyć kilka stereotypów na temat Arsenalu, wypada na koniec wspomnieć mecze, w których Kanonierzy pokazali, że umieją grać spisywani na straty. Żeby pozostać tylko przy Lidze Mistrzów: w 2002 r. pokonali na wyjeździe Romę 3:1, rok później ograli 5:1 Inter w Mediolanie, w 2006 r. wywieźli z Madrytu jednobramkowe zwycięstwo nad Realem, a w roku ubiegłym wygrywali w Monachium i Dortmundzie. Nawet Arsene Wenger przyznaje, że tamten triumf na Allianz Arena pozwolił mu przekonać podopiecznych, iż są naprawdę dobrą ekipą. Nawet jeśli dziś nie dojdzie do powtórki tamtego wyczynu, a Bayern pozostaje poza zasięgiem Kanonierów, tego przekonania jego podopieczni łatwo się już nie pozbędą.

Co z tym Özilem? Z pewnością cieszy go myśl, że na jego podania, oprócz Cazorli i Girouda, czekał będzie także silny i szybki Oxlade-Chamberlain, no i o rzuty karne nie musi się martwić: ich etatowy wykonawca, Mikel Arteta, tym razem zagra od pierwszej minuty.

Kto wygra mecz?
Atletico Madryt
61%
766 głosów
Milan
39%
485 głosów
Więcej o:
Copyright © Agora SA