Gdy przez sześć lat Michał Żuk grał w młodzieżowych drużynach FC Barcelony, do Polski napływały coraz to ciekawsze informacje. Najpierw - że Polak uczy się grać w piłkę w La Masii, czyli akademii, w której dorastały największe gwiazdy Barcelony ostatnich lat: Xavi Hernandez, Sergio Busquets, Andres Iniesta czy Leo Messi. Później - że Żuk dobrze sobie tam radzi, więc utrzymuje miejsce w drużynie, mimo że konkurencja jest bardzo duża i co pół roku sen kilku jego kolegów się kończy. Ojciec chłopca opowiadał w międzyczasie, że dzwonią do niego najpotężniejsi agenci, którzy zawczasu chcą związać się z nastolatkiem. Później kontrakty z Michałem i jego dwa lata młodszym bratem Miłoszem podpisał Adidas i ubierał ich od stóp do głów.
Z Hiszpanii docierały nagłówki: jedna gazeta wymieniała Polaka wśród największych talentów barcelońskiej akademii, druga wybrała go do najlepszej drużyny za ostatni sezon, a jeszcze inna porównała do Iniesty. Co jakiś czas można też było zobaczyć kilkudziesięciosekundowe nagrania z meczów, jak Żuk albo strzela gola, albo mija kilku rywali, albo świetnie rozgrywa piłkę. Chłopiec wzbudzał w Polsce zainteresowanie, ale to wciąż były jednie strzępki informacji, po których trudno było dokładnie orzec, jak duży jest jego talent i możliwości. Barcelona rozpalała wyobraźnię kibiców, ale sam ojciec przestrzegał w wywiadach, że do profesjonalnej kariery jeszcze daleko. Głosów, że wokół chłopca jest bardzo dużo szumu, a jego rzeczywiste umiejętności wcale nie są tak wielkie, też nie brakowało. Każdy słyszał i myślał to, co chciał.
Niewiele jednak osób miało okazję zobaczyć w całości kilka meczów czy treningów Michała Żuka, by rzetelnie wyrobić sobie opinię na jego temat. Aż do poprzedniego lata, gdy rodzina przeprowadziła się do Polski, a obaj bracia trafili do akademii Pogoni Szczecin i co tydzień występowali na polskich boiskach. 14-letni Michał został przypisany do drużyny do lat 17 grającej w Centralnej Lidze Juniorów - z nią na co dzień trenował, ale mecze rozgrywał również w zespole do lat 15. Jak mu szło? Na ile uzasadnione są zachwyty, które można znaleźć w internecie?
- Na pewno mówimy o chłopcu, który ma duży potencjał. To widać, jak przyjmuje piłkę, jak ucieka z nią od rywala i jak później wie, co z nią zrobić. Wybiera najlepsze opcje do podania, widzi ruchy kolegów. Rozumienie gry, szczególnie jak na czternastolatka, ma na bardzo wysokim poziomie - mówi Sławomir Kłos, trener i dyrektor ds. sportowych FASE Szczecin, który kilkukrotnie widział Żuka podczas meczów i treningów w Pogoni. - Uśmiecham się, że jego przykład pokazuje nam, że jednak coś robimy w Polsce inaczej niż w Hiszpanii, skoro przychodzi do nas chłopiec wyszkolony w Barcelonie i ewidentnie to po nim widać. Nie wyróżnia się szybkością, dryblingiem czy nawet tą techniką, bo kilku podobnych albo nawet lepszych zawodników byśmy znaleźli, ale właśnie tym myśleniem na boisku: gdzie się ustawić, kiedy pobiec, a kiedy poczekać, kiedy doskoczyć do rywala, jak ułożyć ciało, żeby zdobyć przestrzeń na boisku. To są aspekty, w których było widać największą różnicę. Tyle że nie zawsze udawało mu się to pokazać w meczach, bo różnica fizyczna między czternastolatkami a siedemnastolatkami jest gigantyczna. Niektórym chłopakom sięgał niewiele ponad pas. Był tłamszony. Nie mógł pograć - opisuje.
O Żuku rozmawiamy z kilkunastoma osobami. Nie pojawia się choćby jedna, która nie zwróciłaby uwagi na to, że mierzył się z chłopakami trzy lata starszymi, co miało bardzo duży wpływ na to, jak grał i jak się rozwijał. Sam urodził się w 2009 r., a jego kolegami z drużyny i rywalami na boisku najczęściej byli zawodnicy z roczników 2006 i 2007. - W tym wieku różnica trzech lat jest bardzo znacząca. Dziecko mierzy się z dorosłymi. Chłopiec kontra mężczyźni - słyszymy od kilku trenerów.
- W Centralnej Lidze Juniorów dwukrotnie graliśmy z Pogonią Szczecin, ale Michała na tych meczach nie było. On zagrał przeciwko nam w takim bardzo wyrównanym sparingu skończonym 4:4 - wspomina trener Marek Safanów z FASE Szczecin. - W tym meczu musiał jednak zmierzyć się z dwoma naszymi chłopcami, którzy niewiele później przeszli do rezerw Rakowa Częstochowa i rezerw Lecha Poznań, czyli przeskoczyli o kategorię wiekową wyżej, bo fizycznie i piłkarsko byli na to gotowi. Michał nie miał więc żadnych szans, żeby w tym meczu zaistnieć. Wiem jedynie, że w meczu z nami był na boisku, ale na tym muszę poprzestać. Nic więcej o nim nie powiem, bo nie mogę się odnieść.
- Wchodził w meczu z nami, przy wyniku 3:1 lub 4:1, a skończyło się 6:1 dla Pogoni Szczecin - mówi Błażej Wach, trener Zawiszy Bydgoszcz U-17, grającej w CLJ. - Wyróżniał się na pewno swoją fizycznością, bo był znacznie niższy od reszty chłopaków. Piłkarsko żadnego "efektu wow" jednak nie było. Z drugiej strony nie odstawał w wyraźny sposób, a przy takiej różnicy wieku to już spory sukces. Prowadzenie piłki, przyjęcie i podanie, te podstawowe elementy, miał na poziomie starszych chłopaków. Nie wiem, jak prezentował się w innych spotkaniach, bo przeciwko nam miał jednak dobre warunki. Mecz był już zamknięty, zwycięzca znany, a Pogoń miała inicjatywę. Unikał wchodzenia w pojedynki, bo te fizyczne różnice były oczywiste, ale potrafił sobie poradzić w inny sposób: kierunkowym przyjęciem, podaniem czy wejściem w wolną strefę - opisuje.
- Dostał z nami 10 czy 15 minut, już przy korzystnym wyniku dla Pogoni - pamięta Tomasz Bożyczko z Zagłębia Lubin. - Widać było, że fizycznie odstawał od wszystkich dookoła, ale mimo to dało się dostrzec, że ma smykałkę z piłką i spokój, gdy ją prowadzi albo podaje. Ale ten przeskok fizyczny był rzeczywiście bardzo duży. To nie zdarza się często, jednak takie przypadki już były. My w Zagłębiu Lubin przesuwaliśmy tak Piotrka Zielińskiego. Grał ze starszymi i dawał sobie radę, chociaż był filigranowy. Czasami przesuwa się tak chłopaka, żeby go docenić, wysłać mu sygnał i stawiać przed nim nowe wyzwania - tłumaczy.
Bartłomiej Zalewski, były selekcjoner młodzieżowych reprezentacji Polski, koordynator projektów PZPN: - Michał Żuk nie był dla nas zawodnikiem nowym, nasi skauci obserwowali go jeszcze podczas gry w Hiszpanii. Pojawiali się na ligowych finałach czy innych ważniejszych meczach. W Polsce potwierdziło się to, co wiedzieliśmy o Michale już wcześniej. Mowa o zawodniku utalentowanym, o dużej boiskowej inteligencji i wielkim potencjale. W Polsce grał jednak z zawodnikami trzy lata starszymi, więc nie było mu łatwo w pełni pokazać nieprzeciętne umiejętności, a nam z kolei trudno było niektóre aspekty zweryfikować przy takiej dużej różnicy fizycznej. Zdarza się oczywiście, że zawodnicy, którzy biologicznie rozwijają się szybciej, grają w wyższych kategoriach wiekowych, ale i tak rzadko różnica wynosi aż trzy lata. W dodatku Michał jest akurat zawodnikiem późno dojrzewającym. Zapraszaliśmy go też na ostatnie zgrupowanie Akademii Młodych Orłów, ale z tego zaproszenia nie skorzystał.
Skoro wielu trenerów zgodnie mówi, że Żuk ma duże umiejętności techniczno-taktyczne, ale trudno było mu je pokazać przeciwko znacznie szybszym i silniejszym przeciwnikom, to dlaczego Pogoń zdecydowała, by grał w drużynie do lat 17, a nie młodszej?
- Jak cała rodzina przeprowadzała się do Polski, to szczegółowo rozmawialiśmy z tatą, który pilnuje rozwoju chłopców. Zależało mu, by Michał spróbował grać ze starszymi chłopakami w kategorii U-17. Sugerował, że gra w U-15, czyli z chłopakami rok starszymi, to będzie za mało - mówi Maksymilian Rogalski, dyrektor akademii Pogoni. - Zauważyliśmy, że ta fizyczność w U-17 była jednak dla Michała za dużym przeskokiem, mimo że jest naprawdę dobrym zawodnikiem i wyróżnia się, jeśli chodzi o wizję gry. Ale cóż, te fizyczne braki w U-17 nie pozwalały mu się do końca rozwijać i pokazywać pełni potencjału. Rozmawialiśmy dużo z tatą Michała, tłumaczyliśmy, co naszym zdaniem będzie dla niego najlepsze. Mieliśmy też naturalne obawy o jego zdrowie i ryzyko urazu, gdy grał w meczach U-17, bo już na tym etapie wiele drużyn stawia na fizyczność. Sama różnica trzech lat też robiła swoje. Później niektóre mecze Michał rozgrywał już w U-15. Na co dzień jednak wciąż pracował ze starszymi chłopakami do lat 17. Na treningach może nie było aż tak dużego problemu, ale w rywalizacji z drużynami, które miały w składzie większość zawodników z roczników 2006 i 2007, te obawy się pojawiały. Dzisiaj uważam, że lepiej wyszłoby, gdyby Michał od razu zaczął treningi z zespołem do lat 15. Zauważyliśmy też, że chłopcy z U-17 w tych ostatnich miesiącach bardzo dojrzeli. Sylwetka Michała też się zmieniła, też przez ten czas urósł, ale nie tak gwałtownie jak większość chłopaków, więc te różnice były jeszcze większe - zauważa dyrektor Rogalski.
W rundzie wiosennej Michał Żuk rozegrał osiem meczów w drużynie U-15, a siedem w drużynie U-17.
- Koneserzy piłki młodzieżowej na pewno mogli zobaczyć walory Michała, którymi wyróżniał się na tle innych zawodników, ale to nie był "efekt wow", że był Michał i długo, długo nikt. Jest świetnym dzieciakiem z ogromnym potencjałem, wizję gry ma na najwyższym poziomie, spokojnie radził sobie z zawodnikami rok starszymi i potrafił się wyróżniać w meczach U-15. Może nie w każdym meczu, ale zróżnicowane występy są w tym okresie normalne. Moim zdaniem, Michał potrzebuje spokoju i radości z gry w piłkę, a nie podwyższania poprzeczki, która i tak jest zawieszona wysoko przez to, że był w FC Barcelonie. Mam nadzieję, że będzie się dalej rozwijał, bo umiejętności ma nietuzinkowe. Jako akademia trzymamy kciuki za niego i Miłosza, jego młodszego brata - dodaje.
Żaden z trenerów nie poznał jednak Michała Żuka tak dobrze, jak Dawid Nowak, były zawodnik m.in. GKS Bełchatów, który trenował drużynę Pogoni do lat 17 i pracował z nim na co dzień.
- Jeśli chodzi o ocenę inteligencji boiskowej Michała i jego technicznych umiejętności, to są one na bardzo wysokim poziomie. Rozumienie gry i kontrola piłki robią wrażenie. Tym bardziej w tak młodym wieku. Aspekt piłkarski w ogóle wyglądał bardzo dobrze, Michał jest zawodnikiem, który bardzo dużo widzi na boisku i mądrze się po nim porusza. Dobrze gra na jeden kontakt. Mając ograniczoną liczbę kontaktów z piłką, zagrywał ją w odpowiednie miejsce. Świetnie wykorzystywał prostopadłe podania, stwarzał kolegom sporo okazji. Nie we wszystkim jest jednak bardzo dobry, bo grając ze starszymi, trudno na przykład było mu dryblować czy wchodzić w pojedynki. W tym aspekcie było wielu zawodników lepszych od niego. Patrząc na jego rocznik - 2009 - w skali całego kraju, na pewno znaleźlibyśmy zawodników lepszych od Michała, bo trzeba zrozumieć jedną rzecz: on pewne aspekty ma na bardzo wysokim poziomie, ale ma też takie, które są na poziomie przeciętnym lub słabym i musi nad nimi pracować. Przykładowo są chłopcy, którzy są od niego szybsi i lepiej grają jeden na jeden, więc oni w meczach bardziej wpadają w oko i robią większe wrażenie. Przyjdzie moment, w wieku osiemnastu, dziewiętnastu czy dwudziestu lat, gdy wiele parametrów fizycznych się zrówna i wtedy będzie można adekwatniej tych chłopaków porównać - uważa Nowak.
Nowak także przyznaje, że przepaść fizyczna między Żukiem a resztą zawodników była bardzo duża, ale w niektórych meczach czternastolatkowi mimo to udawało się grać na dobrym poziomie. - W spotkaniach z nieco słabszymi zespołami nasza drużyna grała w ataku pozycyjnym, bardzo często rozgrywała piłkę i rzadko trzeba było o nią walczyć w kontakcie z rywalem. Wtedy Michał cofał się i grał jako "szóstka" czy "ósemka", by mieć większą swobodę z piłką. Znajdował sposoby, żeby sobie poradzić. Jasne - motorycznie i fizycznie wciąż wyraźnie odstawał, ale potrafił to nadrobić z piłką przy nodze. Natomiast, gdy graliśmy z mocniejszymi rywalami, wówczas Michał występował w drużynie U-15. Tam było mu łatwiej.
Sama przeprowadzka do Polski, zmiana środowiska, zmiana szkoły i klubu to dla nastolatka spore wyzwanie. - A pamiętajmy też, że Michał grał w Barcelonie w swoim roczniku i nie była to jeszcze piłka jedenastoosobowa, więc łatwiej było mu się tam wyróżnić. Tutaj mierzył się niemal z dorosłymi facetami. I choć sporo miał tych przebłysków, to de facto nie da się porównać tych warunków i wymagań, które miał w Hiszpanii i tych w Polsce. Prywatnie uważam, że cały szum, który był wokół Michała, mu nie pomagał. W Pogoni podeszliśmy do tego tak, żeby nie wywierać na nim żadnej presji. Nie mieliśmy żadnych oczekiwań, że nagle przychodzi chłopak z Barcelony i musi nam pokazać coś ekstra. Żadnych porównań z naszej strony. Nadrzędnym celem był jego rozwój i takie prowadzenie go, by czuł radość z gry w piłkę. Mówimy o dziecku. To wciąż ma być dla niego zabawa. Pracując z tak młodymi piłkarzami, codziennie stawiam sobie jeden cel: żeby widzieć uśmiechy na ich twarzach. To fajny chłopak. Bardzo zaangażowany, na nic nie narzekający - opisuje Nowak.
- Jest oczywiście za wcześnie, żeby prognozować, że Michał zrobi karierę albo jej nie zrobi. Za dwa lata może przyjść do klubu i powiedzieć, że się zakochał, a gra w piłkę już go nie cieszy. Może sobie znaleźć inną pasję, może przytrafić się - odpukać! - kontuzja. Ale na dziś jest zawodnikiem wyróżniającym się w swojej kategorii wiekowej - twierdzi Sławomir Kłos z FASE.
Inni trenerzy zgadzają się i zalecają spokój. Doradzają, by w następnych latach spróbować prowadzić tę karierę możliwie po cichu, choć sami się zastanawiają, na ile to możliwe. Być może będzie o to łatwiej, bo rodzina Żuków po roku w Polsce wróciła do Hiszpanii. Nie wiadomo jeszcze, do jakich klubów trafią Michał i Miłosz.