Mistrzostwa świata w Katarze będą ostatnimi, przynajmniej na jakiś czas, na których występują 32 reprezentacje. Następny mundial, w roku 2026, będzie przełomowy. Po raz pierwszy wystąpi na nim aż 48 drużyn. Jest to spora szansa dla mniejszych i słabszych reprezentacji, aby w końcu zaistnieć na najważniejszej piłkarskiej imprezie.
Liczba drużyn wzbudza różne kontrowersje. Przede wszystkim chodzi o obawy, że turniej straci na poziomie i na prestiżu, jeżeli dopuści się do niego więcej ekip. Problem pojawia się też przy ustaleniu formatu rozgrywek, a nawet eliminacji. Nawet przy obecnym systemie trwają debaty odnośnie do niezbyt sprawiedliwego przydziału miejsc.
Przykładowo, UEFA liczy sobie 55 członków i może wystawić na mundialu 13 reprezentacji. Z kolei Afryka przy 54 członkach może wysłać…tylko pięć ekip. Tutaj oczywiście pojawia się kontrargument odnośnie do poziomu, jaki prezentują drużyny z Europy i Afryki. Europejskie ekipy zdobywają mistrzostwa, natomiast jeżeli chodzi o Afrykę, to dopiero na mundialu w Katarze afrykańska drużyna doszła pierwszy raz w historii do półfinału.
Na rozszerzeniu mundialu z 32 do 48 drużyn najmocniej skorzystają zwłaszcza reprezentacje spoza Europy. UEFA dostanie tylko trzy dodatkowe miejsca (z 13 do 16), podczas gdy Azja będzie miała osiem miejsc (wzrost z 4,5), Afryka dziewięć (zamiast pięciu), Ameryka Północna i Środkowa sześć (zamiast 3,5), Ameryka Południowa sześć (zamiast 4,5), a gwarantowane miejsce uzyska Oceania.
Dodatkowo sześć konfederacji (wszystkie poza Europą) wystawią jedną drużynę do baraży, z których na MŚ awansują trzy zespoły. Ale Wilson ma pomysł, jak zachować 32 drużyny na MŚ i jednocześnie sprawić, by eliminacje były dużo ciekawsze.
Cały spór sprowadza się do tego, żeby zapewnić jak najwyższy poziom turnieju, a jednocześnie dać szansę mniejszym krajom na zaistnienie. Rozwiązanie podsuwa dziennikarz "Guardiana", Jonathan Wilson. Postuluje on, żeby na MŚ nadal grały tylko 32 reprezentacje, ale rewolucja dotknęłaby kwalifikacje. Miałyby się nie odbywać w poszczególnych konfederacjach; zespoły ze wszystkich kontynentów mierzyłyby się ze sobą.
Wilson proponuje, żeby najpierw rozegrać preeliminacje wewnątrz konfederacji. Miałyby one wyłonić 80 drużyn: 30 z Europy, 20 z obu Ameryk (w tym wszystkie z Ameryki Południowej, gdzie gra 10 reprezentacji), 15 z Afryki i 15 z Azji i Oceanii.
Następnie utworzono by 20 grup, każda po cztery zespoły. 10 grup miałoby w swoim składzie dwa kraje z Europy. W pozostałych przypadkach zagrać ze sobą nie mogłyby reprezentacje z tej samej konfederacji. Mecze rozgrywałyby się systemem "mecz i rewanż". 20 najlepszych ekip zakwalifikowałoby się na mundial. Ekipy z drugich miejsc zagrałyby ze sobą o pozostałych 10 miejsc (wszystko to przy założeniu, że byłoby dwóch gospodarzy, Hiszpania i Portugalia, które chcą zorganizować MŚ 2030).
"Oznaczałoby to trzy duże mecze u siebie dla każdej ze stron. Dałoby to fanom np. Ghany lub Hondurasu znacznie większe szanse na zobaczenie, jak ich drużyna mierzy się z Brazylią lub Francją, niż gdyby mecze były rozgrywane po drugiej stronie świata. FIFA być może będzie musiała pomóc w finansowaniu rozwoju infrastruktury w niektórych miejscach, ale ulepszenie stadionu do standardów międzynarodowych byłoby konkretnym i bezpośrednim wsparciem rozwoju, co z pewnością jest lepsze niż mgliste plany, które często finansuje dzisiaj. Globalne kwalifikacje oferują również różnorodność, więc nie byłoby takiego samego zmęczenia, jak Walia grająca z Belgią lub Irlandia grająca z Danią dwa razy w roku - i to prawdopodobnie byłoby atrakcyjne dla sponsorów, reklamodawców i nadawców" - pisze Wilson.
Jako problem wskazuje natomiast fakt, że drużyny musiałby znacznie więcej podróżować. "Jedynym prawdziwym argumentem przeciwko jest ślad węglowy" - twierdzi. Ale zaraz potem dodaje: "Z pewnością nie jest to większy problem niż 48 zespołów latających przez Stany Zjednoczone, Meksyk i Kanadę przez sześć tygodni w 2026 roku".
"W pełni zglobalizowane kwalifikacje nie będą się zdarzać, bo liderom futbolu bardziej zależy na umocnieniu własnej pozycji i zarobkach niż na tym, co faktycznie jest dobre dla sportu" - pisze Wilson. Jego pomysł miałby gwarantować, że na MŚ faktycznie pojadą najlepsze zespoły: Europa miałaby szanse wysłać aż 20 drużyn, ale teoretycznie mogłaby też nie mieć żadnego przedstawiciela. Wszystko rozstrzygnęłoby boisko.
Następnie podaje, jak mogłyby wyglądać grupy eliminacyjne według jego pomysłu. I tak na przykład reprezentacja Polski w walce o mundial mogłaby zagrać z Chorwacją, Ekwadorem i RPA. Spore wyzwanie, biorąc pod uwagę, że Chorwaci to półfinaliści mundialu, a Ekwador również był uczestnikiem katarskich MŚ. Gdyby Polska zajęła np. drugie miejsce, to zagrałaby w barażach z inną ekipą z drugiego miejsca w swojej grupie: np. ze Słowenią albo Nigerią.