Liga Mistrzów, czyli liga powtórek, powrotów, Zlatana i niezbyt dobrze wydanych pieniędzy

Źle i jeszcze gorzej wydane pieniądze. Mistrzowie, którzy mistrzami nie są. Powtórki z zeszłorocznej rozrywki. Sentymentalne powroty do dawnych klubów i oczekiwany renesans firm, których w elicie brakowało - taki będzie sezon Ligi Mistrzów? W najciekawszych wtorkowych meczach pierwszej kolejki Borussia Dortmund podejmie Arsenal, a Real Madryt zagra z Bazyleą. Start multirelacji na Sport.pl o 20.45.
Sokratis Papastathopoulos i Mesut Oezil Sokratis Papastathopoulos i Mesut Oezil Fot. WOLFGANG RATTAY REUTERS

Liga powtórek

Znacie? To obejrzyjcie jeszcze raz! Z badań oglądalności wynika, że widzowie uwielbiają powtórki, czego dowodem niezmiennie duża publika na filmowych hitach w rodzaju "Samych swoich" czy "Kevin sam w domu". Tylko czy znajduje to przełożenie na świat futbolu? Będziemy mieli okazję przekonać się już niebawem, bo losowanie obecnej edycji Ligi Mistrzów momentami do złudzenia przypominało ubiegłoroczne - i nie chodzi wcale o to, że prowadził je dość oszczędnie owłosiony pan. Prawdziwe deja vu przeżyli kibice drużyn z grupy E, którą stworzyły Bayern, Manchester City, CSKA oraz Roma, przy czym pierwsza trójka spotkała się w grupie również roku temu. W grupach D i G również powtórka z rozrywki. Najmocniejsze teoretycznie dwójki - Schalke i Chelsea, Arsenal i Borussia - dopiero co mierzyły się ze sobą w tej samej fazie (ci ostatni powalczą ze sobą trzeci raz w 4 ostatnich sezonach!). UEFA przebąkuje co prawda o zmianie zasad losowania, rozstawienie miałoby uzyskać siedmiu mistrzów najlepszych lig + obrońca trofeum, ale póki co fani mają prawo czuć się jak Bill Murray w "Dniu Świstaka" - sezon niby nowy, a mecze te same.

Liga prawdziwych mistrzów

Właściwie przy okazji każdej edycji LM słychać głosy, że nie grają w niej faktyczni mistrzowie, ba - do elity dopuszcza się nie tylko "wicekrólów" danych rozgrywek, ale nawet tych, którzy sezon ukończyli poza podium. I rzeczywiście - zespoły wszystkich trzech krajów, które dostały miejsce w kwalifikacjach dla czwartych drużyn swoich rozgrywek, swoją szansę wykorzystały (Bilbao, Bayer, Arsenal). Nie jest jednak tak, że najsilniejsze ligi zmonopolizowały rozgrywki. Od czasów reformy Platiniego w fazie grupowej mamy całkiem sporo mistrzów kraju, w tym sezonie - ponad połowę, bo znalazło się aż 18 takich drużyn. Pod tym względem najlepsza jest grupa A, gdzie tytułem mogą pochwalić się wszystkie zespoły (Atletico, Juventus, Olympiakos i Malmo). Po trzech mistrzów znajdziemy w grupach B, E oraz F. Z kolei w grupie G jedynym mistrzem jest... najniżej z całej czwórki notowany Maribor. To właśnie rewers wspomnianej reformy - najlepsi ze słabszych lig, gdy tylko uda im się dobić do futbolowej arystokracji, zbierają baty z regularnością taśmy produkcyjnej najsprawniejszej fabryki. Można sobie zadawać pytanie, czy na pewno o to Platiniemu chodziło, ale z drugiej strony czy Liga Mistrzów z piątką czy szóstką reprezentantów dajmy na to Premier League nie stałaby się własną karykaturą?

Zlatan czarował kibiców swoimi zagraniami Zlatan czarował kibiców swoimi zagraniami BENOIT TESSIER/REUTERS

Liga Zlatana

Gdyby do grupy F zamiast APOEL-u trafiło Malmo, najlepszego szwedzkiego napastnika w historii czekałaby podróż wyjątkowo sentymentalna - to w tym klubie zaczynał karierę, choć długo tam nie zabawił, bo zdolnego nastolatka szybko sprowadził do siebie Ajax. Aktualny mistrz Holandii w grupie F się już znalazł, podobnie jak obecny klub Ibrahimovicia - PSG, a także Barcelona, z której Szwed ewakuował się trzy lata temu. Jeśli dodamy do tego Juventus z grupy A, wyjdzie na to, że Zlatan grał lub gra w 15% zespołów tegorocznej Ligi Mistrzów, a wynik byłby jeszcze lepszy, gdyby nie zapaść drużyn mediolańskich. Problem jest tylko z trofeami - o ile ligowe tytuły Ibrahimović zbierał z taką łatwością, jakby tworzył kolekcję znaczków pocztowych, o tyle Pucharu Mistrzów ciągle nie ma w dorobku. I zanosi się na to, że tej sytuacji już nie zmieni.

Liga (niezbyt dobrze) wydanych pieniędzy

Do tego, że kluby z możnymi właścicielami bądź te zarządzane przez ambitnych prezesów na przysłowiowych wacikach nie oszczędzają, zdążyliśmy się już przyzwyczaić. Do tej pory jednak wydawane pieniądze w mniejszym bądź większym stopniu przysłużyły się Chelsea (Puchar za Di Matteo), Manchesterowi City (wygrana w lidze uznawanej za najtrudniejszą) czy Realowi (dobicie do La Decimy). W tym sezonie na razie wszystko jest na odwrót - Monako wydało mnóstwo dutków, by zapewnić sobie udział w Lidze Mistrzów, po czym zdecydowało się na... sprzedaż lub wypożyczenie największych gwiazd: Falcao oraz Jamesa. Tego ostatniego przejął Real, ale póki co Ancelottiemu nie udało się wkomponować gwiazdy mundialu do zespołu. Do tego "Królewscy" również pozbyli się istotnych elementów - będącego w kapitalnej formie Di Marii oraz regulującego grę Xabiego Alonso. O wartości tego ostatniego niech świadczą jego początki w Bayernie: dwa występy i dwukrotny wybór na piłkarza meczu. Problemy Monako i Realu dobrze oddają ligowe tabele - Francuzi w pięciu meczach uciułali 4 punkty, Hiszpanie na wywalczenie trzech potrzebowali również 3 spotkań, dodatkowo przegrywając starcie o Superpuchar Hiszpanii z rozkupionym latem Atletico. O ile zespół Leonardo Jardima w Lidze Mistrzów raczej nie namiesza (choć do zbyt silnej grupy nie trafił), o tyle po "Królewskich" tradycyjnie oczekuje się walki o trofeum. Na razie jednak Realowi pozostaje walka o sensowne poukładanie składu, bo w sobotnim meczu ligowym z Atletico mało kto z ofensywnych graczy wiedział, co ma robić. Jeśli Ancelotti szybko nad tym nie zapanuje, będziemy mieć do czynienia z najdroższym chaosem w historii futbolu.

Mario Balotelli Mario Balotelli BOGDAN MARAN/AP

Liga powrotów

Jedni czekali chwilę (no, może dwie), inni - kilkanaście lat. Na ligomistrzowe salony wracają drużyny, do których obecności w elicie byliśmy przyzwyczajeni. Przynajmniej do momentu, w którym z tej elity zniknęły. Romy nie widziano w niej od sezonu 2010/11 (porażka z Szachtarem w 1/8), choć wcześniej przez dziesięć sezonów - z małymi przerwami na Puchar UEFA - rozbijała się w niej regularnie. A czasami była rozbijana, jak w pamiętnym 1:7 z Manchesterem United. Liverpool swoje występy w LM zakończył w sezonie 2009/10 niezbyt zaszczytnym trzecim miejscem w fazie grupowej (za Fiorentiną i Lyonem). A mówimy przecież o czwartym zespole w całej historii Ligi Mistrzów - pięciokrotnym triumfatorze i dodatkowo dwukrotnym finaliście. Jeśli komuś europejskie rozgrywki wydawały się ostatnio niekompletne, to najpewniej właśnie z powodu liverpoolczyków. Ich powrót może okazać się jednocześnie zmianą dość pechowej warty, bo wiele wskazuje na to, że dłuższy odwyk od LM rozpoczyna właśnie inny wielokrotny triumfator, czyli Milan. W przypadku największych firm możemy jednak z dużą dozą pewności stwierdzić, że ich powrót to kwestia nie "czy", ale "kiedy". Zupełnie inaczej awans muszą odbierać w Mariborze - tam na ponowny występ w gronie najlepszych czekali od sezonu 1999/00! Jeśli jednak wziąć pod uwagę nie poszczególne kluby, ale państwa, to pod względem oczekiwania na LM zdecydowanym liderem jest Polska - w Europie nie ma drugiego kraju, który równie długo czekałby na powrót swojego reprezentanta do elity.

Więcej o: