- Od kilku lat, bodaj trzech, ekstraklasa spotyka się przed ostatnią kolejką i ustala takie sprawy. Ale proszę o konkrety pytać naszego rzecznika albo prezesa - we wtorek wieczorem odebrał od nas telefon Karol Klimczak, prezes Lecha i przewodniczący rady nadzorczej Ekstraklasy.
W środę rano spotkaliśmy się zatem z Marcinem Animuckim, szefem Ekstraklasy, która dzień wcześniej podjęła decyzję, że jeśli Legia Warszawa w niedzielę zostanie mistrzem Polski, to puchar i medale otrzyma nie po meczu z Lechem w Poznaniu (początek spotkania o 18), ale dopiero po powrocie do stolicy.
Bartłomiej Kubiak: Dlaczego nie będzie fety w Poznaniu?
Marcin Animucki: Od początku staliśmy na stanowisku, że ceremonia powinna odbyć się na stadionie od razu po końcowym gwizdku sędziego. To było naszym punktem wyjścia w trakcie rozmów z klubami.
Z kim rozmawialiście?
- W środę zorganizowaliśmy telekonferencję z przedstawicielami Legii, Lecha i Jagiellonii.
Wszyscy byli ze sobą zgodni?
- Żadna ze stron nie kwestionowała pomysłu, by Legia świętowała ewentualne mistrzostwo w Warszawie. Po wspólnej dyskusji dostaliśmy pisemne potwierdzenia oficjalnego komunikatu od wszystkich zainteresowanych klubów. Rozwiązanie to nie jest najlepsze, ale w tej sytuacji optymalne.
Czego się obawiacie?
- Istniało duże ryzyko zakłócenia ceremonii, a wręcz przerwania meczu. Taką informację dostaliśmy z wiarygodnego źródła i sprawdziliśmy później w kilku innych. Dlatego uznaliśmy, że ewentualne wręczenie trofeum i medali drużynie Legii - przez szacunek do piłkarzy, trenerów oraz kibiców - nie może odbyć się na stadionie Lecha. Zapewnienie spokojnego przebiegu ceremonii, a do tego dbanie o integralność rozgrywek są dla nas najważniejsze.
Cofacie się przed naporem chuliganów?
- Poziom bezpieczeństwa na stadionach Ekstraklasy w ostatnich latach bardzo się podniósł. Nie chodzi o to, że się kogoś obawiamy, ale też nie jesteśmy oderwani od rzeczywistości. Wszyscy pamiętamy, co się działo w tym sezonie na meczu Piasta z Górnikiem (więcej TUTAJ), ostatnio w Hamburgu (TUTAJ) czy w trakcie finału Pucharu Polski na Stadionie Narodowym (TUTAJ). Mieliśmy to na uwadze podczas naszej dyskusji.
Były jakieś inne warianty?
- Z naszej strony tym wyjściowym była ceremonia w Poznaniu. Padła też propozycja, by rozegrać mecz w Warszawie. Zaproponowała to Legia. My potraktowaliśmy tę propozycję całkiem poważnie. Rozważaliśmy też, by wręczyć medale i trofeum w poniedziałek na Gali Ekstraklasy. Jeszcze pięć, sześć lat temu to właśnie na Gali wręczaliśmy medale. Stanęło jednak na tym, że najbardziej odpowiednie warunki do przeprowadzenia ceremonii są w Warszawie i w Białymstoku.
Co to oznacza, że Lech zrobi wszystko, by Legia jak najszybciej opuściła stadion?
- Przygotuje pod kątem organizacyjnym - we współpracy z policją i PKP - takie rozwiązania, by piłkarze, sztab, ale też kibice Legii jak najsprawniej opuścili stadion i wrócili do Warszawy. O szczegóły proszę jednak pytać kluby, które właśnie toczą rozmowy na ten temat.
Już wiecie, gdzie w Warszawie odbędzie się feta?
- Nie, jeszcze nie. To pytanie do Legii.
Kibice Legii będą na stadionie w Poznaniu?
- Tak, z naszych informacji wynika, że wybiera się ich około 2 tys. Nic nam nie wiadomo, by nie mieli zostać wpuszczeni na stadion.
Piłkarze Legii po meczach, szczególnie wygranych, mają zwyczaj podchodzenia pod trybunę do swoich kibiców. Zabronicie im tego w niedzielę, by nie prowokowali fanów Lecha?
- Wydaje mi się, że nie ma aż tak dużego antagonizmu pomiędzy samą Legią a Lechem. Tu bardziej chodzi o niezbyt pozytywne nastroje w Poznaniu. Ale mówię to panu jako ktoś, kto w tej sprawie ufa władzom Lecha, że tak właśnie jest.
Rozumiem, że nie było żadnych szans zorganizować tej fety w niedzielę w Poznaniu?
- Jeszcze raz powtórzę: nam na tym zależało, ale analiza ryzyka wykluczyła nasze pierwotne założenie.
A kto zabezpiecza ceremonię i ponosi koszty?
- Organizatorem meczu jest klub i to on odpowiada za bezpieczeństwo na imprezie masowej, włącznie z ceremonią. Jeśli jednak chodzi o sam jej przebieg, koszty, Ekstraklasa w tym współuczestniczy.
"Nie ma to nic wspólnego z duchem sportowej walki i spontanicznym uczczeniem wysiłku zawodników po najważniejszym meczu sezonu" - tak waszą decyzję skomentował Polski Związek Piłki Nożnej. Jak to odbieracie?
- To chyba wynika z niepełnego zrozumienia sytuacji. Jeśli wraz z trzema najważniejszymi klubami, medalistami tego sezonu Ekstraklasy, podejmujemy takie decyzje, to wypada je uszanować. Tym bardziej że nie spotkaliśmy się na trzy minuty i nie ustaliliśmy tego bez analizy sytuacji. To był bardzo skomplikowany proces. Nie widzieliśmy jednego dobrego rozwiązania, tylko szukaliśmy optymalnego. I w porozumieniu z klubami je znaleźliśmy.
Jeśli w tym roku medali nie przyzna się legionistom w Poznaniu, to za rok można im nie przyznawać we Wrocławiu, Zabrzu, Krakowie, czy gdziekolwiek indziej. Stworzy to pewien precedens.
- Czy stworzy precedens? Pamiętajmy, że w poprzednich latach te ceremonie wcale nie wyglądały co roku tak samo. Raz były medale wręczane na murawie, innym razem na trybunie honorowej czy na rynkach miast. Zresztą w innych ligach też nie ma jednolitych reguł - np. w Hiszpanii dekoracja odbywa się na początku następnego sezonu w sytuacji, gdy drużyna wygrywa decydujący mecz na wyjeździe.
Jeśli w tym sezonie mistrzostwo obroni Legia, oczywiście chcielibyśmy wręczyć jej medale w Poznaniu. Ale jeszcze bardziej chcemy, żeby kulminacja sezonu przebiegała spokojnie, żeby to było święto piłki nożnej. Rozumiem, że dzisiaj jest w tym aspekcie dużo kontrowersji. Ale wolę kontrowersje dzisiaj niż dzień po meczu. A że decyzja była trudna? Oczywiście, że tak. Ale jako menedżer z 15-letnim stażem wiem, że nie zawsze do każdej sytuacji znajdą się rozwiązania zero-jedynkowe. Do tej nie było. Bezpieczeństwo i integralność rozgrywek są najważniejsze.