William Remy dla Sport.pl przed Pucharem Polski i bitwą o mistrzostwo: Po to przyjechałem do Legii. Chciałem wreszcie coś wygrać!

- Chciałem wreszcie coś wygrać. Dzięki mojej fizyczności i sile dobrze się tu czuję - mówi William Remy, piłkarz Legii, który zimą trafił do ekstraklasy. - Z Legią we francuskiej Ligue 1 gralibyśmy o miejsca od siódmego do czternastego - dodaje.
Legia Warszawa wygrała z Koroną Kielce 3:1 Legia Warszawa wygrała z Koroną Kielce 3:1 FOT. KUBA ATYS


Kacper Sosnowski: Właśnie minęły 3 miesiące odkąd jesteś w Legii. Twój transfer, jeden z wielu zimowych, oceniany jest najlepiej.

William Remy: Powiedziałbym, że to były dobre trzy miesiące. Myślę jednak, że mogłem w tym czasie prezentować się lepiej, ale nie narzekam.

Nie przesadzasz? Gol w debiucie na sparingu w USA, piłkarz miesiąca zdaniem kibiców Legii...

- To oczywiście miłe. Fajnie, że zostałem doceniony, ale mówię co czuję. Naprawdę myślę, że mogłem grać lepiej. Mam przed oczami kilka długich gorzej zagranych piłek, kilka słabszych interwencji, nieudanych odbiorów piłki, czy dryblingów. Taki mam charakter, zawsze widzę u siebie więcej negatywów niż pozytywów.

A jak spojrzysz na fakt, że po tych 3 miesiącach już stoisz przed szansą zdobycia Pucharu Polski, a niedługo potem mistrzowskiego tytułu?

- Po to przyjechałem do Legii. Chciałem wreszcie coś wygrać! Ten najważniejszy czas właśnie nadchodzi. To oczywiście jest pozytywne. Wiem, że Puchar Polski to ważne trofeum, że rozgrywane jest na waszym Stadionie Narodowym, zresztą niedaleko od naszego. Myślę, że to równie prestiżowe rozgrywki, co Puchar Francji, wyłaniają przecież najlepszą w waszym kraju drużynę. 

Zagracie z Arką, z która niedawno przegraliście

Grałem w tym meczu, było 0:1. Nie znaczy to jednak, że to może się powtórzyć. Teraz to będzie zupełnie inne spotkanie, tu akurat szukałbym pozytywów. A potem mam nadzieję zaatakujemy mistrzostwo. Liczyłem i wierzyłem już w styczniu, że transfer do Legii może zaowocować dwoma tytułami. Teraz to nabiera realnych kształtów.

I dlatego zamieniłeś 5. ligę świata na polską Ekstraklasę? Porównałbyś je jakoś?

- W Legii mam możliwość regularnej gry. Co do porównań. Polska liga jest bardziej fizyczna. We Francji też jest oczywiście sporo walki, ale dominuje tam taktyka - to główna różnica. Ja dzięki mojej fizyczności i sile dobrze się tu czuje - myślę, że te dwie rzeczy bardzo mi pomagają.

Siłownię odwiedzasz jakoś częściej?

- Nie, skąd! Ćwiczę wszystkiego po trochu, na siłowni specjalnie nie przesiaduję. Mam kompleksowy trening.

Kiedyś fascynowałeś się też sportem dla twardzieli - futbolem amerykańskim

- Kiedy byłem dzieckiem robiła na mnie wrażenie siła tych zawodników i fizyczność tego sportu. Ich starcia bark w bark były niesamowite. Nigdy jednak tej dyscypliny nie uprawiałem. Jedynie oglądałem ją w telewizji, co pewnie było nieco dziwne, bo nie był to we Francji popularny sport. 

Wracając na Łazienkowską. Porównałbyś Legię do jakiegoś francuskiego klubu w Ligue 1 lub Ligue 2?

- Nie no, jeśli już to na pewno do jakiejś drużyny z Ligue 1. Porównania z Marsylią czy Lyonem nie wchodzą w grę, ale myślę, że z Legią gralibyśmy o górną część tabeli i pewnie jakieś miejsca od siódmego do czternastego. Oczywiście wszystko w zależności od sezonu. Skoro FC Nantes niedawno było bliskie europejskich pucharów to możliwe, że Legia też by była.

Po każdym weekendzie najszybciej sprawdzasz rezultaty...

- Lens, Montpellier... w sumie wszystkich klubów, w których grałem. Lens gra teraz w Ligue 2 i ma problemy, więc tym bardziej kolejne wyniki są ważne. Mam nadzieję, że się utrzymają.

Miałeś to szczęście, że piłkarskich szlifów nabierałeś w tamtejszej akademii. Jednej z lepszych, a w tamtym czasie chyba też najnowocześniejszej w kraju. 

- Francuska szkoła jest jedną z najlepszych w Europie, więc korzystałem ile się dało. Treningi były tam na bardzo wysokim poziomie. Jako 11-latek miałem też dostęp do nowoczesnego wielkiego centrum piłkarskiego, z kilkunastoma boiskami, salami treningowymi, odnową biologiczną itd. To na pewno było ważne.

W jednym z wywiadów dla francuskiego portalu powiedziałeś kiedyś, że chciałbyś jeszcze wrócić do Lens. To wciąż aktualne?

- Powiedziałem tak, bo miałem wrażenie, że nie grałem tam tak dobrze jak mogłem. Dlatego stwierdziłem, że chciałem tam wrócić po to, by coś udowodnić.

We Francji mówili na ciebie "Willi boy", tutaj też masz jakąś ksywę?

- W Legii jak w rodzinie, niemal wszyscy wołają na mnie Remy. Może ze dwie, trzy osoby używają dawnej ksywki. Woła tak Chris Philipps i Cafu.

Z Chrisem masz dobry kontakt, on też mówi po francusku. Chcecie uczyć się polskiego?

- Czasem staram się coś powiedzieć, ale to bardzo trudny język. Pełno jest jakichś "ś", "ć" i szelestów, zresztą na razie uczę się angielskiego. Też nie idzie jakoś fantastycznie (śmiech). Jak chcę przyswoić jakieś wasze słowa, pamiętam je przez dwie, trzy godziny i potem jak nie powtarzam w myśli to już mi znikają. Najszybciej utkwiły mi: ja, moja, lewo prawo, jeden, dwa, kto wygra mecz, siema i dzięki.

Ale podczas meczów kilka piosenek wpadło ci w ucho. Doping na Legii robi wrażenie?

- Kibice są tu fantastyczni i bardzo dla nas ważni. Ich wsparcie jest odczuwalne. Ten doping mobilizuje, by dawać z siebie wszystko. Mam nadzieję, że odwdzięczymy im się dwoma pucharami.

Obiecasz im to?

- Lepiej nie deklarować, by nie zapeszać.

Z nowym trenerem jesteście tych sukcesów bliżej. Coś dla ciebie się zmieniło?

- Klafurić to osoba, która sporo z każdym rozmawia. Pracowałem z nim przecież od początku mojego pobytu w Legii. Trudno mi powiedzieć, czy coś się dla mnie zmieni. Nie zagrałem od początku meczu z Wisłą, ale podczas spotkania wszedłem na boisko.

Jako defensywny pomocnik. Trener mówił ci coś, że bardziej widzi cię w tej roli niż na środku  obrony?

- Nie bardzo. Jestem obrońcą, ale jak trzeba to wiem co robić grając przed nimi. Grałem tak w Ekstraklasie z Lechem (2:1 - przyp red) czy potem u nas z Wisłą (0:2 - przyp red). Też mi to odpowiada. Lubię czasem grę ofensywną - pójście do przodu, minięcie zawodnika. Wszystko zależy jednak od sytuacji na boisku i założeń. Z Wisłą w Krakowie grałem z bardziej defensywnym Chrisem, mogłem ruszyć do przodu. Z Poznaniem byłem ustawiony na boisku w duecie z ofensywnym Mąką, więc częste wyjścia były niewskazane. Generalnie jestem tam, gdzie potrzebuje mnie trener. W Legii mamy kilku niezłych piłkarzy na każdą pozycję. Chyba dobrze, że trener ma trochę opcji.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.