Mistrzostwa świata 2018. Czas na rekonstrukcję reprezentacji Polski. Lewandowski, Krychowiak, Zieliński, trzon jest. Aż tyle i tylko tyle

Mistrzostwa świata w Rosji zakończyły się dla reprezentacji Polski klapą. Nadszedł czas na przebudowę tego, co z kadry zostało. A został z niej trzon, choć mocno nadwątlony turniejem. Za rogiem czeka nowa zmiana, ale młodzieży wciąż daleko do doświadczonych kolegów.

Pod hotelem Hyatt w Soczi nie czuwa już kilkunastu ubranych w białe koszule policjantów, a na obiektach Sputnika nie ma długich płacht osłaniających boisko i namiotu zbudowanego dla mediów przez PZPN. Jest spokój, nic się nie dzieje, nikt się nie bawi. No, może tylko kibice Portugalii i Urugwaju, które wciąż są w grze. Po wygranej 1:0 z Japonią reprezentacja Polski ledwie zahaczyła o nadmorski kurort i czym prędzej udała się w drogę powrotną do domu.

Tak jak obecność Polaków w Soczi przebiegła bez żadnej historii, tak nijako zakończył się dla nich także mundial. Po przedreptanym meczu w Wołgogradzie, którego finisz był wstydliwą kompromitacją, kadrowicze selekcjonera Adama Nawałki mogą już o Rosji zapomnieć. Po mistrzostwach nie zostanie jednak wyłącznie spalona ziemia. Choć pozytywów jest niewiele.

Krychowiak: Potrzebna nowa krew

"W naszym zespole potrzebna jest nowa krew. Ale jednocześnie stąpajmy mocno po ziemi. Uważam, że trzon drużyny już jest. Nie wolno zaprzepaścić pracy, którą już wykonaliśmy". To słowa Grzegorza Krychowiaka po meczu z Japonią. Krychowiak ma rację i nie ma racji. Ma, bo wpuszczenie do zespołu młodych ambitnych piłkarzy jest dziś potrzebą priorytetową. Ma, bo trzon zespołu jest. A nie ma, bo nie wiadomo, ile ten trzon będzie jeszcze istniał.

Lista piłkarzy, którzy albo sami chcą zakończyć reprezentacyjne kariery, albo ich forma nie predysponuje do występów w kadrze narodowej, jest po mistrzostwach alarmująco długa. Nad przyszłością zastawiają Łukasz Fabiański, Łukasz Piszczek i Kamil Glik. Daleko od dobrej formy są natomiast Jakub Błaszczykowski, Artur Jędrzejczyk czy Krzysztof Mączyński (który na mundial ostatecznie nie poleciał). Jeżeli więc ktoś tworzy trzon kadry, to są to: Wojciech Szczęsny, Michał Pazdan (ma już 30 lat), Maciej Rybus, wspomniany Krychowiak, Kamil Grosicki, Arkadiusz Milik i Robert Lewandowski. Trudno dziś zmieścić w tym gronie Piotra Zielińskiego, który zawiódł na kolejnym wielkim turnieju i wciąż nie umie potwierdzić opinii o olbrzymim talencie. Przy dobrych wiatrach w tej grupie będzie jeszcze 30-letni Glik.

Duża grupa średnich uczniów

Obecny bądź przyszły selekcjoner reprezentacji Polski będzie miał do dyspozycji także dużą grupę piłkarzy solidnych, ale mimo wszystko przeciętnych, którzy na razie nie dali kadrze niczego ekstra. To choćby Bartosz Bereszyński i Karol Linetty z Sampdorii Genua, Łukasz Teodorczyk z Anderlechtu Bruksela i Jacek Góralski z Ludogorca Razgrad. I choć każdy z nich miewał w kadrze dobre momenty, to przecież na chwilach nie można oprzeć całej kadry. Zawodnicy ci przypominają nieco grupę średnich uczniów, którym dwóje nie grożą, ale piątki widzą raczej rzadko. Tym różnią się od Piszczka czy Błaszczykowskiego, którzy przez lata reprezentacji pomagali regularnie, przekładając formę z klubów na poziom kadry. A pamiętać trzeba, że grupa ta jest dużo szersza. Są w niej choćby wspomniani Jędrzejczyk i Mączyński.

Selekcjoner nieśmiały jak chłopak na randce

Nawałka jest świadomy problematycznej sytuacji. Piłkarze, którzy do tej pory stanowili o sile kadry pomału się z nią żegnają dopływając do drugiego brzegu. Dla większości z nich kolejny cykl eliminacyjny (Euro 2020) będzie ostatnim momentem ich reprezentacyjnej działalności. To także ostatni dzwonek, aby znaleźć następców. Ci, którzy mogą popisać się mniejszym bądź większym doświadczeniem, wciąż nie są gotowi do przejęcia pałeczki. Najlepszym tego przykładem jest Karol Linetty, który w kadrze ogrywany jest od początku kadencji Nawałki. Pomocnik pojawił się już na drugim zgrupowaniu selekcjonera w Abu Zabi. Później pojechał na Euro 2016, ale nie zagrał tam nawet minuty. Tak jak na mistrzostwach w Rosji. O Karolu wciąż dużo mówi się w kontekście przyszłości, ale na razie zawodzi on już w teraźniejszości.

60-letni szkoleniowiec z Krakowa nie zamknął oczu i nie udawał, że problem nie istnieje. Wręcz przeciwnie - szybko rozpoczął rekonstrukcję kadry, choć robił to nieco nieśmiało, jak chłopak na pierwszej randce. Bo niby powoływał młodziaków, ale nie dawał im wielu szans. Ważnym etapem pokoleniowej sztafety miało być zabranie na wschód 21-letniego Dawida Kownackiego, 22-letniego Jana Bednarka i 25-letniego Bereszyńskiego. Po zwycięstwie z Japonią Nawałka niezrozumiałą rotację piłkarzy na mundialu tłumaczył właśnie selekcją.

Nawałka: Postawiliśmy na Bednarka i się opłaciło

- Staraliśmy się wykorzystać maksymalnie potencjał całej kadry. To była także poszerzona selekcja piłkarzy, którzy są kandydatami do gry w reprezentacji. Mogę tylko powiedzieć, że nie była to łatwa selekcja, co pokazały mistrzostwa Europy U-21 w 2017 roku w Polsce. Ale postanowiliśmy choćby na Bednarka i na pewno była to dobra decyzja - powiedział. I jakby na drugi plan zeszło to, że z Senegalem w Moskwie nie zagrał od początku ani Bednarek, ani Kownacki, ani Bereszyński. Wszyscy pojawili się na murawie dopiero po przerwie. Wystąpili za to Arkadiusz Milik i Piotr Zieliński, ale ich obecność w kadrze nie może być nazywana niespodzianką, bo obaj w reprezentacji są od lat. Milik od 2012 roku, a Zieliński od 2013.

Glik: Idzie młodzie, może trzeba ustąpić?

Znacznie istotniejszą kwestią jest jednak to, jak zaprezentowali się młodzi piłkarze, kiedy dostali szanse. Kownacki, którego wejście na murawę w meczu z Senegalem było powiewem świeżości, całkowicie zaginął w gąszczu świetnie zorganizowanej kolumbijskiej defensywy. Jeszcze bardziej zawiódł Bednarek, który był zamieszany w utratę trzech z pięciu straconych przez Polskę bramek, a gdyby nie czujność Glika, także w meczu z Japonią miałby na koncie kolejnego babola. Najlepiej z tria zaprezentował się Bereszyński, który grał dość pewnie, ale to wszystko, co miał do zaserwowania. Z czekającej za rogiem nowej zmiany kpił nieco Glik, który po meczu z Kolumbią stwierdził ironicznie: "Widzieliśmy na boisku młodzież, na ławce też. Młodzież naciera i może dla nas, starszych zawodników, miejsca braknie. Wy też często młodych chwalicie, uważacie, że to ich moment. Może więc przyszedł czas, aby im ustąpić".

I choć w słowach Glika była nutka złośliwości, to są realną oceną. Bednarek nie jest dziś drugim Glikiem, Linetty nie załata dziury po Krychowiaku, a Kownacki nie zastąpi Roberta Lewandowskiego, który za dwa miesiące będzie obchodził 30 urodziny. Innych nazwisk, które już teraz mogłyby pojawić się w kadrze i z powodzeniem grać, na horyzoncie nie widać.

poland poland EUGENE HOSHIKO/AP

Młodzi na mapie europejskiego futbolu

Przez ostatnie zgrupowania przewinęła się grupa młodych piłkarzy. Na kadrze meldowali się więc Paweł Dawidowicz, Przemysław Frankowski i Paweł Jaroszyński (wszyscy po 23 lata), a także Jarosław Jach i Tomasz Kędziora (obaj po 24). Sztab reprezentacji Polski od dawna przygląda się też utalentowanym zawodnikom z rocznika 1997 - Szymonowi Żurkowskiemu z Górnika Zabrze (trenował z kadrą w Arłamowie) i Jakubowi Piotrowskiemu, nowemu pomocnikowi Genku. Bardzo bliski powołania do szerokiej kadry na mistrzostwa świata był 22-letni Krzysztof Piątek, który w przyszłym sezonie będzie występował we włoskiej Genoi.

Wartość tych zawodników poznajemy jednak dopiero przyglądając się ich miejscu na mapie europejskiego futbolu. Dawidowicz gra w Serie B, Frankowski i Żurkowski w lidze polskiej, Jach w Crystal Palace jest rezerwowym. Piotrowski czeka na debiut w Belgii, a Piątek - w Italii. Od roku jest tam Jaroszyński, ale w słaby Chievo zanotował tylko jedenaście ligowych występów. Na Ukrainie regularnie gra Kędziora, ale on akurat nie zyskał zaufania Nawałki.

Czas na rekonstrukcję

Nikt nie ma wątpliwości, że dla kadry nadszedł czas rekonstrukcji. Jej kręgosłup wciąż jest, choć nie tak silny, jak jeszcze dwa lata temu. Problemem może okazać się jednak nie on, ale brak piłkarzy, którzy mogą wzbogacić zespół. W 2015 i 2016 roku takimi byli Jędrzejczyk, Mączyński, Pazdan czy Tomasz Jodłowiec. Dziś wybór Adama Nawałki wydaje się nieco bardziej ograniczony. Można nawet stwierdzić, że jeżeli Nawałka zostanie w reprezentacji, to cofnie się w czasie i znów od nowa będzie musiał budować polską drużyną narodową. W Rosji zakończył się jej pewien udany etap. Teraz jednak czas na generalną odbudowę.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.