Nie minął kwadrans, a już musiał obronić dwa strzały Chilijczyków. Dodajmy może jednak od razu, że oba niezbyt groźne - w sam środek bramki. Za straconego gola winić go można najmniej. Jedyne, do czego można się przyczepić, to wybicia piłki, które Szczęsnemu nie zawsze wychodziły.
Bez większych błędów w obronie, choć zdarzało mu się spóźniać z powrotami (na szczęście dobrze asekurował go Błaszczykowski). W ofensywie miał kilka niezłych wejść, ale musi poprawić jakość dośrodkowań. Zmieniony zaraz po przerwie, w 46. minucie.
Nie bał się wyprowadzać piłki, ale co z tego, że się nie bał, skoro robił to źle, często niedokładnie. Ale to w zasadzie jedyny tak duży minus. Plusów było zdecydowanie więcej: twarda gra we własnym polu karnym, podchodzenie do wysokiego pressingu, udane odbiory. A szczególnie jeden - w 32. minucie, po którym chwilę później zawiązała się akcja bramkowa Lewandowskiego.
Głupie straty, nonszalancka gra w obronie. Zamiast podawać do swoich kolegów, zdarzało mu się posyłać piłkę pod nogi Chilijczyków. Za straconą bramkę w pierwszej połowie całej winy na niego zrzucać jednak nie można, bo zawiedli też inni (m.in. Bednarek).
W defensywie raczej czujny - radził sobie z Angelo Sagalem. W ofensywie miał momenty, rozkręcał się powoli. Ale gdy się już rozkręcił, miał te momenty, jego współpraca z Grosickim mogła imponować. Szczególnie gra na jeden kontakt i akcje na obieg.
Jak miał piłkę przy nodze, to Chilijczycy prawie zawsze wisieli mu na plecach. Bardzo się napracował w pojedynkach z nimi, ale radził sobie bez zarzutu. Dlatego, jeśli ktoś przed mundialem miał obawy o formę Kuby, jego dobry (cały!) mecz przeciwko Chile powinien go uspokoić.
Był aktywny od pierwszych minut, ale to nie znaczy, że zawsze dokładny, bo przytrafiały mu się też głupie straty. Można go za nie krytykować, ale chyba jednak bardziej wypada chwalić, bo gdyby nie jego kontakty z piłką (odbiory, ale też celne podania), Polska nie strzeliłaby Chile dwóch goli.
Im biegał bliżej bramki Chile, tym grał lepiej. Problem w tym, że biegał tam rzadko. Znacznie więcej było go widać pod własnym polem karnym albo na własnej połowie, gdzie popełniał błędy - m.in. przy golu dla Chilijczyków, kiedy w polu karnym odpuścił krycie Diego Valdesa, za co wielu - nie wiedzieć czemu - obwinia tylko Pazdana.
W 20. minucie bardzo dobrze dośrodkował piłkę z rzutu rożnego - powinien cieszyć się z asysty, ale Krychowiak z kilku metrów nie trafił w bramkę. Kilka minut później sam powinien strzelić gola, ale uderzył obok. Ale za trzecim razem już mu się udało, bo to po jego udanym odbiorze, i truboakcji lewą stroną zakończonej ładnym podaniem, gola strzelił Zieliński.
Często grał na jeden, dwa kontakty, ale nie wykreował wielu dobrych okazji. W 34. minucie strzelił gola i to w zasadzie tyle dobrego, ile można napisać o jego występie. Po przerwie bardziej cofnięty, ale rzadko brał na siebie odpowiedzialność za grę.
Często wracał do środka, schodził na skrzydła. Próbował kreować akcje ofensywne, ale nie do końca miał z kim, więc w końcu spróbował sam. No i skończył, i to jak!, w 30. minucie potężnym uderzeniem zza pola karnego otworzył wynik meczu.
W 50. minucie wyskoczył z własnej bramki i efektownie złapał piłkę, uprzedzając Nicolasa Castillę. Kilka minut później już nie pomógł, ale nie miał jak, bo strzał Miiko Albornoza był nie do obrony. Fabiańskiego za stratę tego gola winić nie można. Tak samo, jak wcześniej Szczęsnego, choć jeśli już, to właśnie prędzej jego.
Po przerwie zmienił Piszczka i zajął miejsce na prawej stronie trzyosobowego bloku obronnego. Dziesięć minut po wejściu zaliczył "asystę" przy golu Albornoza. Piszemy "asystę", bo o ile gol Chilijczyka był piękny, o tyle podanie Cionka niefortunne, przypadkowe. Dlatego specjalnie za stratę tego gola winić go nie można.
Na boisku przebywał od początku drugiej połowy. Ale, no właśnie - przebywał. Długimi fragmentami zupełnie niewidoczny. W zasadzie to pokazał się raz - kwadrans przed końcem. Powinien wtedy strzelić gola, ale będąc sam na sam z bramkarzem, trafił w boczną siatkę.
Jacek Góralski, Łukasz Teodorczyk i Bartosz Bereszyński grali za krótko, by zasłużyć na ocenę. Choć akurat tego drugiego wypada pochwalić, bo był aktywny. I mało brakowało, a zaraz po wejściu zaliczyłby asystę, gdyby w doskonałej sytuacji nie pomylił się Milik.