Najsłynniejsze zdjęcie w historii koszykówki. Absolutny rekord w meczu, który był farsą

Łukasz Cegliński
Jedno z najsłynniejszych spotkań w historii NBA nie wyglądało jak normalny mecz. W zabitej dechami dziurze Philadelphia Warriors i New York Knicks rywalizowali w końcówce o jak najszybsze faule, rezygnowali z rzucania do kosza, wynik nikogo nie obchodził. Ale każdy chciał mieć wpływ na starcie Wilta Chamberlaina z historią koszykówki.

- Obrońcy z Nowego Jorku skaczą przede mną i pod koszem, sekundy mijają, fani wariują, przypuszczam, że nawet spiker krzyczał "Joe, podaj piłkę do Wilta!" I nagle przeciwnicy przesuwają się pod kosz, a ja zostaję sam. Mogę rzucać z czystej pozycji z trzech metrów i zdobyć punkty. Oczywiście spojrzałem jednak na Wilta, który kręcił się w tłumie obrońców. I w pewnym momencie usłyszałem to jego charakterystyczne "Uuu", którym dawał sygnał, że czeka na podanie. Biodrem przesunął rywala, wyciągnął ręce w kierunku kosza, rzuciłem mu piłkę. Reszta jest historią.

Zobacz wideo Granerud wreszcie zabrał głos. Tak tłumaczy słowa o parodii

Wilt Chamberlain po podaniu cytowanego Joe Ruklicka trafił oczywiście do kosza i zdobył swoje setne punkty w meczu jego Philadelphia Warriors z New York Knicks. Meczu z 2 marca 1962 roku, który przeszedł do historii koszykówki i stał się najbardziej wyrazistym punktem legendy Chamberlaina. Meczu rozgrywanym w dziurze w Pensylwanii, który obejrzało zaledwie nieco ponad cztery tysiące osób.

Meczu wyjątkowego, który w końcówce był farsą. Z okazji 61. rocznicy tego wydarzenia, przypominamy tekst, który opublikowaliśmy w Sport.pl rok temu.

"Młody Chamberlain mógł być najczystszym przykładem sportowej wielkości w XX wieku"

Sezon 1961/62 był w wykonaniu Wilta Chamberlaina wyjątkowy. Zdobywał średnio po 50,4 punktu. Zaliczał po 25,2 zbiórki na mecz. Zagrał w każdym z 80 meczów. Nie opuścił ani minuty, ani nawet sekundy! I jeszcze innymi słowy, bo to niewyobrażalne – w całym sezonie nawet na chwilę nie zszedł z boiska.

Był graczem wyjątkowym w każdym aspekcie. Dominował pod względem fizycznym i nie chodzi tylko o to, że mierzył 216 cm wzrostu. Wilt, który w liceum trenował lekkoatletykę, był po prostu sportowcem kompletnym, wybitnym. W momencie, w którym zdobył 100 punktów w meczu, miał 25 lat, wciąż się rozwijał jako koszykarz, ale już był w szczytowym punkcie swoich fizycznych możliwości – wylicza w książce "Wilt, 1962", Gary Pomerantz.

Stojąc dosięgał wysokości 2,9 metra, jego zasięg ramion wynosił 2,2. Bieg na 440 jardów pokonywał w 49 sekund, skacząc w dal z miejsca uzyskiwał blisko siedem metrów, kulą pchał na odległość ponad 16. W podrzucie dźwigał 170 kg, w martwym ciągu podnosił 283. „Jeśli atletyzm zdefiniujemy jako kombinację wzrostu, siły, szybkości i zwinności, to młody Chamberlain mógł być najczystszym przykładem sportowej wielkości w XX wieku" – pisze Pomerantz.

Nic więc dziwnego, że w NBA lat 60., która w niczym nie przypominała dzisiejszej rywalizacji koszykarskich atletów, Chamberlain był bestią. Graczem, który dla zdecydowanej większości rywali był nie do zatrzymania. Choć, rzecz jasna, świetnie potrafili to robić Boston Celtics z rewelacyjnym obrońcą Billem Russellem, zdobywcą rekordowych 11 mistrzowskich pierścieni. Przez nich Chamberlain przebić się jednak nie potrafił, udało mu się zdobyć tylko dwa tytuły.

To jednak temat na inny artykuł. Dziś odpowiadamy na pytanie o to, jak udało mu się zdobyć 100 punktów.

Randka zakończona o szóstej rano. A potem pociąg do Filadelfii

2 marca 1962 roku raczej nikt nie ekscytował się meczem Warriors z Knicks. Filadelfijczycy byli zespołem z czołówki (bilans 46-29), nowojorczycy byli w ligowym ogonie (27-45). Do końca sezonu zasadniczego pozostawało kilkanaście dni, wynik spotkania nie miał wpływu na tabelę, a na dodatek był to piątek, weekendu początek. Koszykarskim dziennikarzom z Nowego Jorku nie chciało się jechać do Hershey.

Właśnie, Hershey. Kilkunastotysięczne miasteczko położone o 150 km na zachód od Filadelfii, może się szczycić znaną na cały świat fabryką czekolady, ale na pewno nie sportem na wysokim poziomie. Na początku lat 60. NBA była jednak tak mało popularna, że musiała odwiedzać nawet takie dziury. I liczyć, że wygłodniali kibice wypełnią trybuny niewielkich hal.

2 marca 1962 roku nie wypełnili. Na trybunach zasiadło tylko 4124 osoby, prawie połowa miejsc została pusta. Wilt był oczywiście gwiazdą, w tamtym sezonie ustanowił rekord ligi zdobywając 78 punktów, a w trzech spotkaniach poprzedzających mecz w Hershey rzucał 67, 65 i 61. Trener Warriors Frank McGuire kilka tygodni wcześniej stwierdził pół żartem, że Chamberlain niebawem rzuci 100 punktów meczu, ale raczej nikt mu nie wierzył.

Sam Wilt też się nie przejmował tym meczem. Owszem, swój cel miał - chciał przekroczyć granicę czterech tysięcy punktów w jednym sezonie. Pięć gier przed końcem brakowało mu 237 punktów, czyli jak na niego – niewiele. Ale żeby jakoś specjalnie się przygotowywać? To nie było w stylu Wilta.

Noc poprzedzającą mecz w Hershey Chamberlain spędził w Nowym Jorku, w Harlemie, gdzie mieszkał i prowadził modny lokal. Spędził, a nie przespał, bo miał kolejną randkę. Odwiózł dziewczynę do domu o szóstej rano, a potem wsiadł w pociąg do Filadelfii, gdzie spotkał się z zespołem.

"Podawajmy piłkę tylko do niego, zobaczymy, ile zdoła rzucić"

Pierwszym sygnałem, że to może być dzień inny niż zwykle, była dyspozycja Chamberlaina w grze na automatach. Warriors do Hershey przyjechali kilka godzin przed meczem. W hali było centrum rozrywki, koszykarze poszli tam zabić czas. – Wziąłem jakąś strzelbę, zacząłem strzelać i, człowieku, nie mogłem spudłować – wspominał po latach Wilt. A jeden z dziennikarzy podsłuchał rozmowę ochroniarzy, którzy stojąc przy automatach mówili: - Kurczę, paru osobom udało się ugrać cztery tysiące punktów, nigdy nie widziałem, żeby ktoś zdobył pięć.

Gdy Wilt dobił do 7,7 tys. punktów, ochroniarz dodał tylko: - To niemożliwe.

Na boisku koszykarskim niemożliwe z kolei było to, żeby ktoś z Knicks zatrzymał Chamberlaina. Pierwszy środkowy nowojorczyków, mierzący 208 cm wzrostu Phil Jordon, był niedysponowany. Oficjalna wersja mówiła o kontuzji barku, ta korytarzowa – o kacu i wymiotach. Zamiast niego naprzeciw Wilta stanął zatem grający drugi sezon w lidze rezerwowy Darrall Imhoff. Szybko wpadł jednak kłopoty z faulami. Gdy zdenerwowany schodził z boiska w drugiej kwarcie, rzucił do sędziego z przekąsem: - Może dacie mu od razu setkę i po prostu wszyscy pójdziemy do domu?

Chamberlain trafił pięć pierwszych rzutów, a gdy Warriors prowadzili 19:3, miał już 13 punktów. W pierwszej kwarcie zdobył w sumie 23, a do przerwy – 41. – Często miałem w połowie meczu 30 czy 35 punktów, więc 41 nie wydawało się niczym wielkim – wspominał potem Wilt. – Podawajmy piłkę tylko do niego, zobaczymy, ile zdoła rzucić – powiedział jednak Guy Rodgers, jeden z graczy Warriors. A trener się zgodził.

I tak zaczęło się śrubowanie rekordu, które mecz koszykówki zamieniło w farsę. Knicks podwajali lub potrajali Chamberlaina w obronie, ale ten i tak zdobył 28 punktów w trzeciej kwarcie. W sumie miał już 69, a nowojorczycy zaczęli rozumieć, co się dzieje. Wilt idzie po rekord absolutny, 100 punktów będzie w jego zasięgu. Postanowili, że się temu przeciwstawią.

Wilt Chamberlain vs historia koszykówki

Dlatego czwarta kwarta, która zakończyła się wydarzeniem historycznym, musiała wyglądać zarazem komicznie i irytująco. Knicks, którzy po 36 minutach przegrywali 106:125 i teoretycznie mieli jeszcze czas na pogoń i walkę o zwycięstwo, zaczęli spowalniać grę, żeby zmniejszyć liczbę okazji Wilta na zdobywanie punktów. W odpowiedzi Warriors zaczęli ich intencjonalnie faulować – tak, żeby po rzutach wolnych jak najszybciej odzyskać piłkę.

Wobec narastającej liczby taktycznych przewinień trener Frank McGuire w pewnym momencie musiał wpuścić na parkiet głębokich rezerwowych, którzy mieli więcej fauli do wykorzystania. Ale Knicks też się wycwanili - też próbowali faulować rywali. Niech rzucają sobie wszyscy, byleby tylko Wilt nie dostał piłki.

– No i wyglądało to tak, że moi koledzy na początku akcji robili wszystko, żeby przeciwnik ich nie sfaulował. Biegali jak szaleni, zmieniali pozycje, pozbywali się piłki – wszystko po to, żeby za wszelką cenę podać ją do mnie – wspominał Chamberlain.

Nie wygląda to na normalny mecz koszykówki, prawda?

Z drugiej strony bądźmy szczerzy – wynik i tak nikogo już nie interesował. Spiker David Zinkoff wiedział, jak podkręcić atmosferę, od pewnego momentu zamiast na aktualnym rezultacie koncentrował się tylko na podawaniu zdobyczy sami wiecie kogo. Spotkanie Warriors – Knicks zmieniło się w rywalizację Wilt Chamberlain vs historia koszykówki.

Co tam się właściwie działo i jaki był wynik?

46 sekund przed końcem, po tym, jak Joe Ruklick zdecydował, że zamiast rzucać na pusty kosz, poda piłkę w tłum rywali, z którego wyłoniły się ręce Wilta, Chamberlain po raz 36. w tym meczu trafił z gry. 100 punktów! I szaleństwo.

Możemy sobie jednak tylko wyobrażać, jak ono wyglądało. Meczu nie transmitowała, ani choćby nie nagrywała żadna telewizja. Dopiero w 1988 roku odnaleziono w archiwach fragmenty relacji radiowej, ostały się też krótkie relacje nielicznych dziennikarzy, a potem książki bazujące na opowieściach naocznych świadków. Opowieściach, które – co warto dodać – różniły się między sobą.

Szczegóły zatarły się nawet w pamięci głównego bohatera. Chamberlain opowiadał po latach, że gdy po zdobyciu setnych punktów stanął na środku boiska, sędziowie nie byli w stanie zapanować nad wbiegającymi na parkiet kibicami i przedwcześnie zakończyli mecz. Relacja radiowa temu przeczy, a ze wspomnień innych wynika, że przerwa trwała dziewięć minut. Niejasności jest zresztą więcej – radiowcy podawali, że mecz zakończył się wynikiem 169:150 dla Warriors, tymczasem do protokołu wpisano 169:147.

Nikt nie ma jednak wątpliwości, że Chamberlain zdobył 100 punktów.

 

Phil Jackson pytał, czy obręcze nie były za miękkie

Wilt trafił 36 z 63 rzutów z gry – były to nie tylko wsady, rzuty z bliska i zagrania kończące kontry, ale także – znów: podobno - zdecydowanie rzadziej spotykane u niego próby z półdystansu. „Zasłużył na każdy punkt" – podsumował Jack Kiser, dziennikarz „The Philadelphia Inquirer", który oglądał mecz w Hershey.

Przez coraz głośniejsze zachwyty nie przebijały się komentarze przeciwników. - Ten mecz był farsą. Oni faulowali nas, a my faulowaliśmy ich – mówił trener Knicks Eddie Donovan. Narracja o niesamowitym rekordzie pozostała przy Chamberlainie na zawsze i dziś właściwie nie ma znaczenia to, że w drugiej połowie mecz polegał na nabijaniu statystyk. Wilt przeszedł do historii, a do jego rekordu najbardziej zbliżył się w NBA Kobe Bryant, który w 2006 roku zdobył 81 punktów w meczu Los Angeles z Toronto Raptors.

Wracając do Hershey – w występie Chamberlaina najbardziej niesamowita była jego skuteczność z rzutów wolnych. Gracz, który w karierze wykorzystał zaledwie 51 proc. prób za jeden punkt, w swym rekordowym występie trafił aż 28 z 32! Phil Jackson, znakomity trener Chicago Bulls i Los Angeles Lakers, retorycznie pytał po latach o stan obręczy w hali w Hershey. Może były źle dokręcone, zbyt miękkie, skoro piłka po wolnych Wilta tak często wpadała do kosza?

Piłkę ukradł kibic. "Wilt Chamberlain rzucił nią 100 punktów, a ja przez kolejne lata pewnie 1000"

Właśnie, piłka. Odnośnie niej też krążyły legendy. Harvey Pollack, ówczesny statystyk i pracownik Warriors, utrzymywał, że po tym, jak Chamberlain zdobył setne punkty, jeden z sędziów przyniósł mu ją do stolika sędziowskiego. Amerykańskie media po latach dotarły jednak do Kerry’ego Rymana, który przyznał się do przechwycenia historycznej piłki, gdy kibice przerwali mecz wbiegając na parkiet.

- W tamtych czasach takie rzeczy można było robić – opowiadał Ryman, który w 1962 roku miał 14 lat. – Sędzia dał piłkę Wiltowi, on zaczął nią kozłować i wiecie co: to był ostatni raz, kiedy ją widział. Złapałem ją, uciekłem na trybuny, a potem do domu.

Rodzice Kerry’ego nie byli zadowoleni z zachowania syna, próbowali skontaktować się z Warriors, by oddać piłkę. – Ale Wilt jej nie chciał. Mecz zakończono inną piłką i on ją miał, wystarczyła mu. Ja miałem tą, którą zdobył setne punkty. I to w sumie ciekawe – Wilt Chamberlain rzucił nią 100 punktów, a ja przez kolejne lata pewnie 1000 – opowiadał Ryman.

To, co z tego meczu zostało i można zobaczyć na własne oczy, to słynne zdjęcie, na którym Chamberlain trzyma kartkę z cyfrą „100". To był pomysł Pollacka, który widząc Wilta i fotoreporterów w szatni Warriors, zapytał, czy jakoś szczególnie uwiecznili ten historyczny wyczyn. Słysząc, że nie, machnął czarnym flamastrem trzy cyfry na kartce z przypadkowego notatnika.

- Wilt, weźmiesz to, przytrzymasz? – zapytał Pollack rekordzistę. – Pewnie, dobry pomysł – usłyszał. – I tak powstało najlepsze, najsłynniejsze zdjęcie w historii koszykówki – oceniał po latach Pomerantz. – Ewolucje Juliusa Ervinga, Michael Jordan wiszący w powietrzu, rzut hakiem Kareema Abdula-Jabbara… Zdjęcie Wilta jest ponad nimi.

Więcej o:
Copyright © Agora SA