Łukasz Kaczmarek nadal walczy o miejsce w składzie Polaków na igrzyska olimpijskie. W teorii, jak każdy z zawodników Nikoli Grbicia, ale w rzeczywistości jest jednym z tych, którzy są na granicy wyjazdu do Paryża i odpadnięciem z kadry na ostatniej prostej przed docelową imprezą tego sezonu. Dało się to odczuć, gdy przyszedł do dziennikarzy tuż po meczu ze Słowenią.
Polacy wygrali go 3:0 i zdobyli brąz Ligi Narodów, ale rozmowa wcale nie rozpoczęła się tym wątkiem. Ani nawet pytaniem od dziennikarzy.
To Kaczmarek, gdy zatrzymał się przy nich w mixed zonie, powiedział parę słów skierowanych do Edyty Kowalczyk z "Przeglądu Sportowego Onet". - Ja nie wiem, czy ja mogę z panią udzielać wywiadów, bo pani tutaj błędne informacje podaje w "Przeglądzie Sportowym" Jakie? Że trzy błędy w ataku popełniłem, a były dwa - powiedział atakujący. Dziennikarka odpowiedziała, że w takim razie musi to poprawić, jednak siatkarz jeszcze nie skończył. - Ale lepiej się klika, że Kaczmarek się nie nadaje na igrzyska, nie? - dodał ironicznym tonem.
Brzmi to tak pretensjonalnie, że aż trudno uwierzyć, że rozmowę po odniesionym sukcesie Kaczmarek naprawdę zaczął od wytknięcia błędu dziennikarce. To dość symboliczne w kontekście jego walki o igrzyska. Jeśli czyta wszystkie artykuły do tego stopnia, że widzi takie błędy, to trudno nie pomyśleć, że musi naprawdę przeżywać rywalizację z Bartłomiejem Bołądziem.
A do tej pory cały czas twierdzi, że tak nie jest. Że myśli o igrzyskach, ale nie o walce na pozycji, żeby na nie pojechać. - Nikt z nas nie podchodzi do tego tak, że to rywalizacja między nami, że na igrzyska poleci ten czy tamten. Patrzymy na to tak, że chcemy po prostu prezentować się jak najlepiej, z korzyścią dla reprezentacji - mówił niedawno w rozmowie z dziennikarką Sport.pl, Agnieszką Niedziałek.
Teraz starał się pozostać przy tej narracji. - Tam stoi osoba decydująca - mówił, gdy dostał pytanie o to, czy coś w jego sytuacji zmieniło się po turnieju finałowym Ligi Narodów w Łodzi. I wskazywał na rozmawiającego z inną grupą dziennikarzy Nikolę Grbicia. - A ja? Ja się czuję bardzo dobrze - powiedział tylko zawodnik.
Czy przyjąłby od Grbicia rolę rezerwowego na igrzyskach? - Poczekajmy na decyzję trenera i wtedy będziemy gdybać. Nie powiedział nam, kiedy i jak się o tym dowiemy - zdradził jedynie Kaczmarek. Po wypowiedziach Serba wiemy już, że o tym, kto znajdzie się w składzie, poinformuje za około tydzień. Do tamtego momentu ma też czas, żeby oficjalnie go zgłosić.
- Myślę, że może bardzo cieszyć nasza gra i reakcja na to, jak wczoraj zagraliśmy i przegraliśmy spotkanie w półfinale - mówił wreszcie o wygranej ze Słowenią Kaczmarek. - Bardzo szybko zrewanżowaliśmy się za to, co wtedy się stało. Zagraliśmy z całą drużyną to, czego nam zabrakło przeciwko Francuzom: byliśmy cierpliwi. Wcześniej staraliśmy się wszystko kończyć w drugiej czy trzeciej akcji, a gdy się nie udawało, to pojawiało się sporo frustracji. Teraz wygrywaliśmy dużo długich wymian, to był klucz do tego zwycięstwa - tłumaczył.
- Jesteśmy fizyczną drużyną i o tym wiemy. Dla Słoweńców to był trzeci mecz z rzędu i nie ma co się oszukiwać, że byli bardziej zmęczeni. Oni od początku Ligi Narodów grają praktycznie jednym zestawieniem. A to zawodnicy, którzy już parę lat grania w nogach mają. Nie ma co się dziwić, czemu byliśmy lepsi fizycznie. Czy gra nam się teraz z nimi lepiej? Niekoniecznie. Znamy swoje mocne strony i wiemy, że jak zagramy na swoim najwyższym poziomie, to zagrozimy każdemu - wskazał Łukasz Kaczmarek.