"Antek" wpadł w ramiona i eksplodował z radości. "To dzięki niemu jestem Polakiem"

- That was huuuge, man! - cieszył A.J. Slaughter, jeden z bohaterów awansu do ćwierćfinału EuroBasketu. Zwykle skryty i małomówny, po wygranym 94:86 meczu z Ukrainą eksplodował z radości. - To wielki sukces naszego kraju - mówił uśmiechnięty od ucha do ucha "Antek".

Jeśli nie musi grać dzień po dniu, jeśli ma czas, by odpocząć, A.J. Slaughter na parkiecie wygląda niczym młody bóg. Igor Milicić jeszcze w Pradze, w czwartkowym meczu fazy grupowej z Serbią, oszczędzał jednego z liderów, by pozwolić mu złapać oddech przed meczem 1/8 finału z Ukrainą. I "Antek", który w kadrze występuje już siedem lat, tak się w niedzielne popołudnie prezentował – nie jak koszykarz, któremu blisko do końca kariery. Raczej jak ktoś, kto właśnie wchodzi w swój "prime".

Zobacz wideo Iga Świątek ciężko trenuje. Oto dowód

Gdy 30 sekund przed końcem prowadziliśmy tylko dwoma punktami, 88:86, Amerykaninowi z polskim paszportem nie zadrżały ręce – trafił być może najważniejsze dwa rzuty wolne w karierze. A Polacy odskoczyli na cztery punkty. Ale Slaughter grał wybitnie całe spotkanie – zdobył 24 punkty, miał pięć zbiórek, cztery asysty. Nabrał pewności po trójce na samym początku, do przerwy dorzucił jeszcze 13, w drugiej połowie, gdy grę na barki wziął Mateusz Ponitka, stanowił dla niego nieocenione wsparcie. Słowem: pierwszego od 25 lat awansu do ćwierćfinału EuroBasketu bez A.J.-a by nie było.

Slaughter wyściskał Taylora. "To dzięki niemu tu jestem"

Po meczu, mimo że zwykle emocji nie okazuje, Slaughter ruszył do zabawy – z głośników w berlińskiej hali słychać było "Mój jest ten kawałek podłogi", utwór, który towarzyszy Polakom po zwycięskich meczach, a na środku parkietu trwał bal, koszykarze tańczyli, wpadali sobie w ramiona, cieszyli się.

– Jestem przeszczęśliwy – mówił Slaughter. – Rośniemy z każdym meczem. Po zwycięstwie z Czechami mówiłem chłopakom, że ja i Mateusz możemy mieć piłkę w ręce niemal w każdej akcji, ale nie o to chodzi, rzecz w tym, by każdy czuł odpowiedzialność – przekonywał.

Miał rację – z Ukrainą najjaśniejszymi postaciami byli liderzy, czyli Slaughter, Ponitka czy Aleksander Balcerowski, ale bez małych rzeczy, których dokonywali rezerwowi – choćby bloku Aleksandra Dziewy w ostatnich sekundach i zakręconych punktów Jakuba Schenka – wielkiego triumfu by nie było.

Ale wróćmy do Slaughtera, który pierwsze, co zrobił po zwycięstwie, to wyściskał Mike’a Taylora. Były selekcjoner reprezentacji Polski komentuje mistrzostwa Europy dla FIBA. Przed meczem wyprzytulał się z polskimi koszykarzami. I nie była to zwykła kurtuazja, Taylor mówił, że przez siedem lat pracy w Polsce zbudował przyjaźnie na całe życie. Także ze Slaughterem, którego ściągnął do Polski w 2015 r.

"Zrobiliśmy coś wielkiego dla naszego kraju"

– Trafiłem do Polski razem z nim i dzięki niemu. To wiele dla mnie znaczy, dlatego chciałem okazać mu szacunek. Wielu zawodników dzisiejszej kadry zaczynało u Taylora, uważam, że on także jest częścią tego sukcesu – tłumaczył A.J. Slaughter.

Amerykanin razem z Taylorem przeżyli wiele, m.in. mundial w Chinach w 2019 r., na którym wspólnie wywalczyli ósme miejsce. – To był wielki sukces, ale teraz… Teraz to wyjątkowa chwila. Zrobiliśmy coś wielkiego dla naszego kraju, dla kibiców, dla federacji – odpowiadał "Antek".

Dla Slaughtera trwające mistrzostwa Europy to najpewniej ostatnie podrygi w reprezentacji – gracz ma 35 lat, coraz trudniej będzie mu udźwignąć ciężar gry w kadrze i klubie. Co prawda Amerykanin nie zapowiadał, że to jego "last dance", ale jeśli ma tak być, to niech ten taniec trwa jak najdłużej.

Więcej o:
Copyright © Agora SA