Magda Linette mierzy się z nieprzyjemnymi pytaniami. "Wprost sugerowały"

Łukasz Jachimiak
- Spotykałam się z pytaniami, które wprost sugerowały, że jestem znana z tego, że wygrywam jeden duży mecz, a później już mentalnie nie daję rady. Nigdy nie jest miło usłyszeć coś takiego - mówi w wywiadzie ze Sport.pl Magda Linette, nasza druga najlepsza tenisistka.

Magda Linette zajmuje 48. miejsce w światowym rankingu WTA. Plan 30-latki na nowy sezon jest taki, aby Iga Świątek nie była jedyną polską tenisistką na topie. I Linette tę deklarację złożyła publicznie, odpisując Tomaszowi Lisowi na Twitterze. - Moje nastawienie do social mediów się zmieniło. Zaprosiłam wszystkich do swojego świata - mówi Magda w dużej rozmowie ze Sport.pl.

Zobacz wideo Co musi zrobić Lewandowski, żeby zostać sportowcem roku?

Łukasz Jachimiak: W listopadzie kończyłaś sezon zwycięstwami dla Polski w Billie Jean King Cup a w grudniu zaczniesz sezon, grając dla Polski w United Cup - jak się czujesz na ostatniej prostej przygotowań? Robiłaś coś nowego? Szukałaś jakichś innych opcji w treningu, żeby coś jeszcze udoskonalić?

Magda Linette: Czuję się bardzo dobrze, dziękuję że pytasz. Pierwszy raz mamy tak krótki preseason, bo zaledwie czterotygodniowy, zazwyczaj było to 6-8 tygodni, przez co nie bardzo mamy teraz czas na zmiany. Trzymamy się sprawdzonych rzeczy, które nam już działały pod koniec roku. Byłam już wtedy na bardzo dobrym torze i chcemy utrwalić rzeczy, nad którymi pracowaliśmy od połowy lipca.

A nad czym najmocniej pracowaliście od lipca?

- Nad analizowaniem mojej gry na bieżąco i sporą wagę przywiązywaliśmy też do przygotowana mentalnego. Tu strategicznie nie o wszystkim może chciałabym do końca mówić. Na pewno większą wagę przywiązuję też do przygotowania fizycznego i mocno liczę, że zaprocentuje to zminimalizowaniem kontuzji w przyszłym roku.

Jakie masz marzenia na przyszły rok? Pytam o marzenia, a nie o cele, bo według mnie warto marzyć, być odważnym.

- Tak zdecydowanie, super pytanie! Tak naprawdę cele typowo wynikowe trudno sobie założyć, żeby nie przynieść sobie rozczarowań. Co do marzeń, to chciałabym wygrać więcej niż jeden turniej WTA, myślę że moje zdrowie już się na tyle ustabilizowało, że zawalczę o to od początku roku, zwłaszcza że końcówka roku pokazała, że jestem na dobrym torze. A to nastraja mnie optymistycznie. Oczywiście chciałabym też zajść jak najdalej w Wielkim Szlemie. Na początek bardzo realistyczna rzecz, to drugi tydzień singla.

Zostańmy chwilę przy tej kwestii i powiedz proszę czy pamiętasz, co niedawno odpisałaś Tomaszowi Lisowi na Twitterze.

- Już kilkukrotnie miałam okazję mu odpisywać, nie wiem o którą konkretnie sytuację chodzi.

Chodzi o twoje stwierdzenie, że właśnie taki jest plan w odpowiedzi na życzenie Tomasza Lisa, żebyśmy mieli nie tylko Igę, ale również ciebie na topie.

- Tak, rzeczywiście była taka sytuacja. Gdybyś mi o niej nie przypomniał, pewnie nie wpadłabym na ten trop.

Widziałem, że do waszej miłej wymiany zdań włączył się kibic, który napisał, że głowa nie pozwoli ci być na topie. Odpowiedziałaś z klasą, na chłodno - a czy ciebie takie opinie wkurzają, czy jesteś odporna i nie musisz mieć chwili, żeby się uspokoić?

- Jeżeli jest to internetowy "no name", kryjący się za fałszywym profilem, to zazwyczaj mnie to nie dotyka. Denerwuje mnie to bardziej, kiedy słyszę takie rzeczy od dziennikarzy. Od nich jednak wymagam wyczucia i jakiejś kultury słowa, są przecież osobami, które mają wpływ na młodsze społeczeństwo, a chciałabym żeby przekazywane wzorce były jednak wartościowe. Na co dzień cenię sobie opinię najbliższych osób, do reszty podchodzę z dystansem, staram się też nie czytać wszystkiego na swój temat.

A często słyszysz takie rzeczy od dziennikarzy? Pytają cię o twój mental z jakimś powątpiewaniem? Czy raczej widzisz takie stwierdzenia w tekstach?

- Spotykałam się z pytaniami, które wprost sugerowały, że jestem znana z tego, że wygrywam jeden duży mecz, a później już mentalnie nie daję rady. Nigdy nie jest miło usłyszeć coś takiego, tym bardziej że nie jest to tak zerojedynkowe, jak się dziennikarzom mogło wtedy wydawać.

Pracujesz z psychologiem?

- Tak, pracuję. Pomaga mi to uporządkować myśli.

A propos odwagi, o którą już zahaczyliśmy: czy masz poczucie, że tobie w ostatnich miesiącach odwaga się opłaciła? Zobacz: wyszłaś do ludzi w social mediach, otworzyłaś się, pokazałaś, że jesteś interesującym człowiekiem i zbudowałaś wokół siebie społeczność kibiców. Mam wrażenie, że dobrze się w tym rosnącym światku czujesz, a pamiętam, jak kiedyś opowiadałaś, że nie lubisz wirtualnego świata i nawet usunęłaś konto na Facebooku.

- Tak, moje nastawianie zdecydowanie się zmieniło. Obserwowałam sposób, w jaki moi koledzy z branży komunikują się na swoich mediach społecznościowych i stwierdziłam, że też chcę wejść w interakcję ze swoimi fanami i obserwatorami.

Kto z branży cię zainspirował?

- Nie ma jakiejś konkretnej osoby. To była taka moja osobista obserwacja tego, co się dzieje w sieci. Widziałam wpisy u innych i jak nawiązywali dialog z fanami i stwierdziłam, że też chciałabym komunikować się ze swoimi odbiorcami, fanami. Uważam, że był to bardzo dobry krok z mojej strony. Dodatkowo social media to miejsce, z którego można czerpać najświeższe informacje, w którym będę mogła szybko coś, na przykład zdementować. Jeśli dodatkowo będę mogła to okrasić jakimś humorem i poprawić komuś nastrój, to tylko kolejny plus. Zaprosiłam wszystkich do swojego świata, żeby mogli mnie bliżej poznać. Cieszę się na tak pozytywny odbiór, to bardzo motywuje.

Opowiesz jakieś najfajniejsze zdarzenie związane z kibicami?

- Najfajniejsze jest zdecydowanie to, że są Kuba i Mateusz, czyli dwójka przeuroczych chłopaków, którzy prowadzą moje dwa fanpage na Instagramie. Często odwiedzają mnie, kiedy jestem w Poznaniu albo na turniejach w Polsce. Uważam, że to jedna z milszych rzeczy, jaka mnie spotkała. Pozdrawiam Was, chłopaki!

Przy okazji meczu Polska - Francja na piłkarskim mundialu wyznałaś, że uwielbiasz memy. Ten z Krychowiakiem był świetny, a czy masz jakiś ulubiony z tobą?

- Jeszcze nie, ale kusisz. Muszę chyba zrobić jakąś akcję na najlepszego mema ze mną. Zdjęć turniejowych jest dużo, będzie w czym wybierać!

To idźmy do turniejów: Keys i Pliskova na Billie Jean King Cup, a przede wszystkim Jabeur na Roland Garros, do tego Barty na ubiegłorocznym Roland Garros czy Switolina na ubiegłorocznym Wimbledonie. Magda, masz na rozkładzie wiele gwiazd tenisa, wygrywasz z nimi w najważniejszych turniejach. Czy to jest dla ciebie jakimś fundamentem? Czy wracasz myślami do tych meczów albo może analizujesz jakieś konkretne zagrania z nich? Myślę sobie, że takie mecze powinny dawać ci poczucie, że nie ma kogoś, z kim nie byłabyś w stanie wygrać. Dobrze myślę?

- Jasne, że wracam, choćby żeby przeanalizować całą sytuację na korcie, albo żeby przygotować się, kiedy nasze drogi znów się krzyżują. Brakowało mi meczów na dużym korcie z utytułowaną przeciwniczką, dlatego takie wygrane dają mi ogromnego kopa i wiarę w siebie. Cały czas mam apetyt na to, żeby zachodzić daleko w turniejach.

A czy chciałabyś wpaść na jakimś turnieju na Igę? Dla nas, polskich dziennikarzy i polskich kibiców, to na pewno byłaby fajna sprawa.

- Dla fanów tenisa, dziennikarzy czy komentatorów z pewnością byłaby to atrakcja. Na korcie Iga jest dla mnie przede wszystkim kolejnym numerem jeden, z którym muszę stanąć i rozegrać mecz. Jeszcze nie miałyśmy okazji się spotkać, ale mam nadzieję, że zagramy w jakiejś późniejszej fazie turnieju.

Może doszłoby między wami do wymiany koszulek jak kiedyś między Łukaszem Kubotem i Jerzym Janowiczem?

- Myślę, że do wymiany koszulek raczej by nie doszło, ha, ha!

Ale gdyby to też był mecz ćwierćfinałowy w turnieju wielkoszlemowym, to chyba byście wymyśliły cos, co by się fajnie poniosło?

- To musiałaby być spontaniczna decyzja. Jak będziemy w ćwierćfinale, to może zaczniemy o tym myśleć.

Powiedziałaś: "Na korcie Iga jest dla mnie kolejnym numerem jeden", a jaką macie relację poza kortem? Pomagałaś Idze wchodzić do reprezentacji i to was może jakoś zbliżyło? Można powiedzieć, że się kolegujecie?

- Pamiętam, że kiedy pierwszy raz zobaczyłam Igę, od razu czułam, że ma ten faktor X i pytanie już nie brzmiało, kiedy wygra Wielkiego Szlema, a ile ich wygra. A jeśli chodzi o relacje, to pytasz, czy lubię ją prywatnie? Tak, lubię Igę, choć tak naprawdę rzadko miewamy okazję, żeby się zobaczyć. Każda z nas spędza czas ze swoim teamem. Taki sport.

Pamiętam, że kiedyś z Agnieszką Radwańską zmierzyłyście się na US Open. Było ci szczególnie trudno grać taki mecz?

- Tak, mecz z Agnieszką był zdecydowanie trudny. Był dużo bardziej zacięty, niż wskazuje na to wynik [3:6, 2:6]. Pamiętam, że miałam spory niedosyt, ale z pewnością bardzo mi to pomogło. Takie doświadczenia cię otwierają, bo moja droga, żeby wygrywać mecze na dużych kortach była wyboista. Cieszę się, że w ostatnich latach zaczęłam już obracać takie mecze na swoją korzyść.

Iga jest gwiazdą polskiego sportu. I światowego. A ty jak siebie postrzegasz? Czujesz się popularna? Czujesz się doceniana? Powiedz proszę szczerze.

- Nie, popularna nie czuję się w ogóle. Jak jestem na kortach ze swoją torbą, to jest parę osób, które mnie rozpoznają, ale poza tym jest zdecydowanie spokojnie. Od momentu, kiedy bardziej zaangażowałam się w bycie w social mediach i mam kontakt z fanami, to czuję ten pozytywny feedback i wsparcie, co daje mi więcej energii. Muszę się przyznać, że bardzo mi to pomaga i daje poczucie docenienia.

A jak ktoś mówi o tobie albo pisze "nasza rakieta numer dwa" to jest to w jakiś sposób przykre? Bo w sumie przez lata jesteś w czyimś cieniu - najpierw Radwańskiej, teraz Świątek. Marzy ci się, że jeszcze będziesz polskim numerem jeden?

- Zależy od perspektywy, bo żeby teraz być numerem jeden, musiałabym prześcignąć Igę, która jest numerem jeden na świecie, a wcześniej Agnieszkę, która była numerem dwa. Przyznaj, że poprzeczka została zawieszona bardzo wysoko. Nie jest mi przykro, bo widzę ile one osiągnęły. Mam bardzo realistyczne podejście do tego tematu. Na numer jeden trzeba sobie zapracować i trzeba mieć lepsze wyniki.

Widziałem, że odpowiadając jednemu z kibiców, swój rok 2022 oceniłaś na 6,5 w 10-stopniowej skali. Z czego jesteś i z czego nie jesteś zadowolona?

- Myślę, że tak naprawdę zaczęłam grać solidnie od lipca, kiedy tydzień w tydzień zdobywałam dobre wyniki. Gdyby tak wyglądał mój sezon, to byłabym już bardzo zadowolona. Moje kontuzje na początku roku miały bezpośredni wpływ na moje przygotowanie, a co za tym idzie na wyniki. Wszystko było mocno w kratkę, a nie poukładane tak, jakbym sobie tego życzyła. To mnie trochę smuciło. Dlatego jest 6,5/10, bo naprawdę były momenty, gdzie mogłam mieć lepsze wyniki, parę meczów było przegranych w sposób, którego nie lubię i czego chciałabym już unikać. Ale z dobrych rzeczy, to było też przecież kilka fajnych zwycięstw.

Nie pierwszy raz wspominasz o kontuzjach. Czy ty generalnie uważasz się za tenisistkę kontuzjogenną? Jesteś jednym z tych sportowców po wielu operacjach i zabiegach?

- Przede wszystkim nie regeneruję się już tak jak kiedyś. Lata grania odbijają się na moim zdrowiu. Wspominałam, że większą wagę przywiązuję teraz do przygotowania fizycznego - mocno wierzę, że to mi pozwoli zminimalizować ryzyko występowania kontuzji.

Jak ty się regenerujesz, jak odpoczywasz? Studia biznesowe, nauka chińskiego, miłość do musicali i do hokeja na lodzie - to są ciekawe zainteresowania, a pewnie część kibiców chętnie posłucha, jak się przedstawiasz pozatenisowo.

- Skończyłam studia biznesowe - licencjat i przez chwilę zastanawiałam się czy je kontunuować, ale pójdę chyba jednak w coś innego. Nauczyłam się chorwackiego, bo tam byłam, nigdy nie uczyłam się go tak klasycznie. Nie jest to może poziom, który pozwoliłby mi swobodnie wypełnić różnego rodzaju dokumentów, ale rozumiem wiele i bez problemów mogę się porozumiewać. Co do chińskiego, to znam raptem parę zwrotów. Można powiedzieć, że mówię dobrze po angielsku, okej po chorwacku, bardzo, bardzo słabo po hiszpańsku i znam parę słów po chińsku.

Ale tak czy inaczej jesteś pewnie jedną z niewielu Polek wyposażoną w rozmówki polsko-chińskie.

- Miałam kilka lekcji z nauczycielem i potrafię zamówić jedzenie po chińsku. Brawo ja! Ha, ha. A polskiego nadal się uczę!

Podobno dużo czytasz. Masz ulubionego autora?

- Czytam bardzo chętnie, często sięgam po książki między meczami czy w samolocie, bo dużo podróżuję. Jestem ogromną fanką Remigiusza Mroza. Przeczytałam już wszystkie części Chyłki, zabrałam się teraz za Forsta, jestem bardzo ciekawa tej nowej serii. Oprócz tego po prostu kocham - i to nie jest nadużycie - kocham musicale. Staram się chodzić na nie tak często, jak tylko mogę, na niektóre wybieram się czasami nawet kilkukrotnie.

A co z tym hokejem? Jako poznanianka powinnaś raczej lubić jego odmianę na trawie a nie na lodzie.

- Będąc w Stanach lubię się przejść na mecz hokejowy, bo jest tam tyle akcji, tyle się dzieje, że świetnie się to ogląda na żywo. Mój trener Mark (Gellard) wziął mnie na pierwszy mecz i przepadłam, bardzo mi się spodobało.

Komuś w NHL kibicujesz? A może przy najbliższej okazji wybierzesz się też na NBA, na Sochana?

- Bardzo po sąsiedzku kibicuję Florida Panthers [bazą Magdy jest Boca Raton na Florydzie], a na NBA już nawet byłam, ale na Miami Heat.

Florida Panthers brzmi dobrze, ale nadal się dziwię, że nie Grunwald albo Pocztowiec Poznań!

- Na Grunwaldzie przez wiele lat był mój klub i moje korty tenisowe, dlatego bywałam tam bardzo często, ale nigdy na hokeju. Do niego zapałałam sympatią trochę później.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.