Grzegorz Krychowiak przez lata był jednym z najważniejszych piłkarzy reprezentacji Polski. Rozegrał w niej sto meczów, przeżył piękne, ale też trudne chwile. - Czerwona kartka na mistrzostwach Europy w meczu ze Słowacją była chyba najtrudniejsza. Na szczęście mam taką cechę, że po porażkach potrafię szybko się odciąć, nie rozpamiętywać, ale pamiętam, że na Euro trwało to chyba trzy dni... - wspomina mecz za kadencji Paulo Sousy. - Mógłbym być dużo lepszym piłkarzem, gdybyśmy grali w garniturach, ale nie czułem się niedoceniany w reprezentacji Polski! Kadra to była czysta przyjemność. Mam tylko wrażenie, że gdy byłem w Sewilli, to mój poziom był tak wysoki: grałem wtedy najlepiej w karierze, przyzwyczaiłem do tego ludzi, a gdy z wiekiem poziom zaczął spadać, to normalne, że pojawiła się krytyka. Ale to nie znaczy, że Krychowiak nic nie dawał kadrze... - tłumaczy swoje ostatnie mecze w reprezentacji, a całą rozmowę z piłkarzem Anorthosisu Famagusta możecie obejrzeć tutaj:
- Mam nadzieję, że reprezentacja Polski na mojego następcę nie będzie czekać kilku ładnych lat. W pewnym wieku stałem się ofiarą swojej pozycji, rozmawiałem nawet o tym z Czesławem Michniewiczem. Mówiłem: trenerze, czuję, że intensywność nie jest już na takim poziomie, jak wcześniej, więc może zastanowiłby się trener nad przesunięciem mnie niżej: na pozycję środkowego obrońcy. Odpowiedział: "z przyjemnością, ale kto wtedy będzie grał jako środkowy pomocnik?". Na ostatnim etapie reprezentacyjnej kariery byłem najlepszy albo na obronie, albo jako "ósemka"! Nie jako defensywny pomocnik. Ja to wiedziałem, rozmawiałem z trenerami i mówiłem, że to czuję i to tam będę najlepszy i doceniany. Z różnych powodów trenerzy wystawiali mnie jednak głównie na pozycji defensywnego pomocnika.
- Myślę, że niewiele osób wiedziało, jak wykorzystać Krychowiaka w reprezentacji. Zrobił to Adam Nawałka, który wiedział, że kiedy mam grę przed sobą i piłkę przy nodze, to wtedy mogę wykorzystać swoje atuty. Przez całą karierę miałem problemy z orientacją, gdy byłem w środku, a gra toczyła się dookoła, to pojawiały się problemy - zaskakuje szczerością.
Zdania o stylu gry naszej kadry nie zmienia i wciąż bliżej mu do filozofii Czesława Michniewicza, a nie Paulo Sousy. - Mam wrażenie, że styl był czasem ważniejszy niż wyniki... Jasne, że jako piłkarz chciałbym grać pięknie, każdy by tak chciał, ale za styl nie ma punktów. Każdy trener jest rozliczany z wyników, a jeżeli przeanalizujesz reprezentację Polski, nawet nie tę obecną, ale też wcześniejsze - tę, w której ja grałem - i zobaczysz, w jakich klubach występują piłkarze, a później porównasz to z najlepszymi reprezentacjami w Europie, to nie ma szans rywalizować z nimi czysto piłkarsko. Ja nie mówię, że trzeba się tylko bronić, ale to powinna być podstawa. Dopiero później można szukać elementów zaskoczenia w ofensywie. Tak było u Adama Nawałki. My nie graliśmy jakiejś spektakularnej piłki, bardzo dobrze broniliśmy i czekaliśmy na swoje szanse. Myślę, że teraz też to powinno tak wyglądać - dodaje.
Gdy pytamy go o przyszłość klubową, nie chce zbyt dużo ujawniać, ale zapewnia, że wciąć ma w sobie pasję do gry i chciałby kontynuować piłkarską karierę. - Z drugiej strony, gdybym musiał jutro zakończyć karierę, to będę spełniony - zapewnia, a przy okazji zaznacza, że ewentualna gra w Ekstraklasie jest na tym etapie jego kariery mało prawdopodobna. - W tym wieku w ekstraklasie nie mam nic do zyskania, mogę tylko stracić... Więc jeżeli przyszedłbym teraz grać do polskiego klubu, to świadczyłoby to tylko o mojej ambicji - mówi. A czy zainteresowanie Legii, o którym głośno było w mediach, miało odzwierciedlenie w rzeczywistości? - Rozmawialiśmy kilka miesięcy temu, przy okazji meczu Legii w Lidze Konferencji na Cyprze. Spotkałem się z Dariuszem Mioduskim na kawę, ale powiedziałbym, że to była rozmowa o wszystkim, a nie o szczegółach mojej gry dla Legii. Dla mnie konkretne rozmowy są wtedy, gdy na stole leży umowa, a jak jej nie ma, to nic nie ma - ucina dość tajemniczo były reprezentant Polski.
Pretekstem naszej rozmowy był jednak mecz, który 7 czerwca odbędzie się na stadionie Widzewa w Łodzi, a zagrają w nim legendy reprezentacji Polski i Francji. - Zbigniew Boniek obiecał mi, że zagra w tym spotkaniu! Specjalnie mówię o tym publicznie, żeby już się nie wykręcił. Plan zakładał, że będzie trenerem, ale sam zaproponował, że się przygotuje i zagra - mówi. - Chcesz powiedzieć, że nie wierzyłeś w piłkarskie umiejętności i kondycję Zbigniewa Bońka?! - dopytuję. - W to wierzyłem, ale w jego kolana już nie! A tak poważnie, to sprawił mi olbrzymią radość i cieszę się, że będę mógł z nim zagrać w jednej drużynie - kończy stukrotny reprezentant Polski.
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!