Zmarzlik wyciąga asa z rękawa. "Oby zadziałało". Niesamowita walka o mistrzowski tytuł

Łukasz Jachimiak
- Tak prawdę mówiąc, chyba nikt nie płakał z powodu wykluczenia Zmarzlika? - pyta Stanisław Chomski, najważniejszy trener w karierze Bartosza Zmarzlika. Trzykrotny żużlowy mistrz świata został zdyskwalifikowany w przedostatnim Grand Prix sezonu, w Vojens. W efekcie przed finałem MŚ w Toruniu przewaga Zmarzlika nad drugim w cyklu Fredrikiem Lindgrenem zmalała z aż 24 do tylko sześciu punktów. Czy Zmarzlik utrzyma prowadzenie i zdobędzie kolejne złoto?

W sobotę na Motoarenie w Toruniu odbędzie się ostatni, 10. turniej Grand Prix w 2023 roku. Po dziewięciu liderem cyklu jest Bartosz Zmarzlik, mimo że w dziewiątym nie wystartował.

Zobacz wideo Ile może zarobić topowy żużlowiec?

Dwa tygodnie temu w Vojens Zmarzlik nie został dopuszczony do rywalizacji. Zdyskwalifikowano go za to, że w kwalifikacjach pojechał w niewłaściwym kevlarze. Na stroju mistrza świata znalazł się jego prywatny sponsor, a nie sponsor zawodów.

Zmarzlik wziął winę na siebie i na swój team. Przeprosił kibiców.

Przed GP Danii Zmarzlik miał aż 24 punkty przewagi nad drugim w klasyfikacji Fredrikiem Lindgrenem. Szwed wykorzystał nieobecność Polaka, zajął drugie miejsce i zdobył 18 punktów. Teraz, przed toruńskimi zawodami, czołówka "generalki" wygląda tak:

  1. Bartosz Zmarzlik 138 pkt
  2. Fredrik Lindgren 132 pkt
  3. Martin Vaculik 113 pkt

- Łatwo na pewno nie będzie. Lindgren dochodzi do finałów, spodziewam się, że półfinały będą bardzo nerwowe. Zmarzlik musi wejść do finału, wtedy będzie miał gwarantowane 14 punktów i to by wystarczyło - analizuje sytuację Stanisław Chomski, trener Stali Gorzów i przez niemal całą karierę - aż do ubiegłego roku - szkoleniowiec Zmarzlika.

Czy według Chomskiego Zmarzlik wjedzie do finału i zapewni sobie czwarte w karierze złoto MŚ? Z ośmiu tegorocznych Grand Prix Zmarzlik aż siedem skończył w finałach (wygrał cztery razy, dwukrotnie był na trzecim miejscu i raz na czwartym). Ale w końcówce sezonu 28-letni Polak ma trochę problemów ze swoimi motocyklami. Między innymi dlatego Zmarzlik właśnie powiększył swój sztab o dodatkowego mechanika.

Emocjonujący finał sezonu w sobotę od godziny 18.30. Transmisja w otwartej telewizji TTV i w Playerze. Relacja na żywo na Sport.pl

Łukasz Jachimiak: Bardziej się pan spodziewa, że Bartosz Zmarzlik po raz czwarty zostanie mistrzem świata czy obawia, że jednak w ostatniej chwili pokona go Fredrik Lindgren?

Stanisław Chomski: Nie podchodzę do tego jakoś emocjonalnie, bo wiadomo, że Zmarzlik to jest zawodnik, który wywodzi się stąd, ale jest teraz gdzie indziej.

Brzmi pan tak, jakby był obrażony na swojego wychowanka. Jest tak? Chodzi o odejście Zmarzlika z Gorzowa do Lublina?

- Nie jestem obrażony, ale na pewno więcej było emocji, gdy jeździł tutaj, u nas. Wtedy wszystkie treningi pod niego dopasowywaliśmy, żyliśmy tym. Ale w ubiegłym tygodniu gościł u nas na torze, to nie jest tajemnica, że człowiek mu tor udostępnił i on sobie mógł pewne rzeczy posprawdzać. To jest tak, jak z dzieckiem - dopóki jest w domu, to człowiek się o wszystko troszczy, a jak wyjdzie z domu, to ten kontakt jest już o wiele mniejszy. Ja mu kibicuję jako Polakowi. Oczywiście jako Polak on jest bliski naszym sercom. I to jest najważniejsze.

A wybiera się pan do Torunia?

- Nie, nie wybieram się, mam inne plany.

Był pan chociaż na treningu Zmarzlika u pana w klubie, w Gorzowie?

- No tam to ja musiałem być, zawodnik sam, bez osoby funkcyjnej, a więc bez instruktora czy trenera, nie może na torze trenować. Taki jest regulamin.

I jak Zmarzlik na tym treningu wyglądał?

- A to trzeba się zapytać Bartka. Ja nie będę oceniał. Ale to był na pewno dla niego pożyteczny trening. Coś sobie posprawdzał.

Wróćmy do pytania najważniejszego: mistrzem świata zostanie Zmarzlik czy Lindgren?

- Oba scenariusze finału są prawdopodobne. Ale oczywiście życzmy sobie, żeby nie było szukania przyczyny końcowych rozstrzygnięć w tym, co się stało w przedostatnim Grand Prix sezonu, w Vojens. Niestety, Lindgren odrobił tam aż 18 z 24 punktów przewagi Zmarzlika. Czyli bardzo dużo.

Czy pan tak jak większość obserwatorów i komentatorów uważa, że niedopuszczenie Zmarzlika do zawodów dlatego, że w kwalifikacjach pojechał bez loga sponsora Grand Prix, to kara zbyt surowa?

- Ja powiem tak: jest regulamin i trzeba go przestrzegać. W regulaminie nie ma takiego zapisu, że wystarczyłaby kara finansowa. Jest zerojedynkowo: 600 euro kary finansowej i wykluczenie z zawodów. To było ogromne niedopatrzenie. Natomiast można dyskutować, czy to jest kara za duża. Ale tak samo można dyskutować na przykład o tym, czy słuszne było zniesienie zastępstwa kontuzjowanych zawodników w naszej lidze, czy to jednak było niesłuszne. Finał, z problemami kadrowymi Wrocławia, pokazał, jak po zmianach regulaminu te decydujące mecze wyglądały [Motor Lublin ze Zmarzlikiem w składzie łatwo wygrał oba mecze].

Na pewno po wydarzeniach z Vojens warto porozmawiać czy tego zapisu w regulaminie Grand Prix nie byłoby warto zmienić.

I na pewno warto podkreślać, że rywale Zmarzlika nie chcieli jego wykluczenia w Vojens.

- Nie było mnie tam, natomiast różne głosy do mnie dochodzą. Podobno jedni chcieli, a inni nie chcieli. Generalnie nad ludzką krzywdą, nad kontuzjami i wykluczeniami, wszyscy bolejemy, ale tak prawdę mówiąc, chyba nikt nie płakał z powodu wykluczenia Zmarzlika? Życie, los czasem daje rozwiązania wygodne dla innych.

Nie myśli pan, że tak po ludzku Lindgren czuje się niezręcznie z tym, że do Zmarzlika, czyli kolegi z klubu, odrobił większość strat, korzystając z nieobecności Polaka?

- Nie ma kolegów na torze! Panie redaktorze! To jest walka o tytuł. Oni ostro jadą, mocno walczą, ostro się traktują. Kolega kolegą, a wynik wynikiem.

Pan na pewno świetnie pamięta wynik ostatniej zaciętej rywalizacji o mistrzostwo świata w Toruniu. W 2021 roku też na Motoarenie kończył się cykl Grand Prix i wtedy Artiom Łaguta odebrał Zmarzlikowi tytuł. Czy myśli pan, że do Zmarzlika to może teraz wracać?

- Trzeba wierzyć w jego doświadczenie. Nie pierwszy raz pojedzie będąc w trudnej sytuacji. Wiele razy musiał mocno walczyć, żeby wejść do półfinałów i w kluczowych momentach umiał stawiać kropkę nad i. Życzmy mu, żeby i teraz dowiózł tę przewagę, a nawet żeby ją powiększył.

Patrząc na Lindgrena, na pewno możemy się cieszyć, że finał mamy w Toruniu, a nie w Warszawie, prawda?

- Jasne, że on się świetnie czuje na naszym Stadionie Narodowym [wygrał tam tegoroczny turniej, najlepszy w Warszawie był też w 2017 roku, a z siedmiu rozegranych na Narodowym Grand Prix aż pięć skończył na podium], ale w Toruniu też będzie groźny. Na pewno.

Zmarzlik przed decydującą rozgrywką powiększył swój sztab, o mechanika Marka Hućkę, którego pan pewnie świetnie zna, bo to był kiedyś pana żużlowiec w Gorzowie, tak samo jak Zmarzlik.

- Tak, Marek Hućko jest znany z tego, że jest typem doradcy, który umie coś zaobserwować i podpowiedzieć. W takiej sytuacji człowiek się wszystkiego chwyta, żeby czegoś nie przegapić. Nawet najlepszy team działa trochę jak stare, dobre małżeństwa, czyli wpada w rutynę. Taki Hućko spojrzy z boku na różne sytuacje i może pomóc podjąć ważne decyzje. Oczywiście zmiany w teamach jednym wychodzą na dobre, innym na złe, ale oby tutaj to zadziałało. Wiadomo, że jak wszystko wychodzi z automatu, to człowiek nie szuka innych rozwiązań, nie próbuje w ten sposób podnieść swojego poziomu. Ale tu nie bez powodu pojawiły się rozmowy w teamie, żeby ktoś jeszcze doszedł.

Bo Zmarzlik po prostu w końcówce sezonu nie jeździ aż tak dobrze, jak jeździł przez większość tego roku?

- Wie pan, przyczyny tego są różne. Podejrzewam, że przede wszystkim chodzi o ustawienia sprzętowe. A to jest ciągłe poszukiwanie, to jest permanentna praca i efektów czasami nie ma. Z drugiej strony trzeba też powiedzieć, że rywale nie śpią, też szukają rozwiązań, które pomagają im podnosić poziom sportowy.

Licząc, że Zmarzlik zostanie mistrzem świata zostanie już w Vojens, statystycy wskazywali, że swoje czwarte złoto może zdobyć jako 28-latek i przypominali, że najbardziej utytułowani w historii Ivan Mauger i Tony Rickardsson, którzy mistrzami świata byli po sześć razy, jako 28-latkowie osiągnęli niewiele, w porównaniu z naszym mistrzem. Mauger będąc w takim wielu nie miał jeszcze żadnego złota, a Rickardsson miał dwa. Pan zawsze mówił, że Zmarzlik może być najbardziej utytułowany w dziejach żużla i jeśli teraz obroni swoją przewagę nad Lindgrenem, to pewnie takich przepowiedni będzie mnóstwo.

- Pewnie tak, ale niech on najpierw zdobędzie ten czwarty tytuł.

Nie brzmi pan jak wielki optymista. Dobrze czuję, że widzi pan duże szanse Lindgrena?

- Łatwo na pewno nie będzie. Lindgren dochodzi do finałów [na dziewięć turniejów był w siedmiu finałach], więc spodziewam się, że półfinały będą bardzo nerwowe. Zmarzlik musi wejść do finału, wtedy będzie miał gwarantowane 14 punktów i to by wystarczyło.

Uważa pan, że szanse Zmarzlika i Lindgrena to klasyczne 50/50, mimo sześciopunktowej przewagi Polaka, czy jednak właśnie dzięki tej przewadze jest to 60/40 albo jeszcze wyżej dla Zmarzlika?

- Ta przewaga nic nie znaczy. Nic. Trzeba wejść do finału. Bo każdy inny rezultat będzie oznaczał oglądanie się na to, co zrobi Lindgren.

Więcej o: