W sobotę na Motoarenie w Toruniu odbędzie się ostatni, 10. turniej Grand Prix w 2023 roku. Po dziewięciu liderem cyklu jest Bartosz Zmarzlik, mimo że w dziewiątym nie wystartował.
Dwa tygodnie temu w Vojens Zmarzlik nie został dopuszczony do rywalizacji. Zdyskwalifikowano go za to, że w kwalifikacjach pojechał w niewłaściwym kevlarze. Na stroju mistrza świata znalazł się jego prywatny sponsor, a nie sponsor zawodów.
Zmarzlik wziął winę na siebie i na swój team. Przeprosił kibiców.
Przed GP Danii Zmarzlik miał aż 24 punkty przewagi nad drugim w klasyfikacji Fredrikiem Lindgrenem. Szwed wykorzystał nieobecność Polaka, zajął drugie miejsce i zdobył 18 punktów. Teraz, przed toruńskimi zawodami, czołówka "generalki" wygląda tak:
- Łatwo na pewno nie będzie. Lindgren dochodzi do finałów, spodziewam się, że półfinały będą bardzo nerwowe. Zmarzlik musi wejść do finału, wtedy będzie miał gwarantowane 14 punktów i to by wystarczyło - analizuje sytuację Stanisław Chomski, trener Stali Gorzów i przez niemal całą karierę - aż do ubiegłego roku - szkoleniowiec Zmarzlika.
Czy według Chomskiego Zmarzlik wjedzie do finału i zapewni sobie czwarte w karierze złoto MŚ? Z ośmiu tegorocznych Grand Prix Zmarzlik aż siedem skończył w finałach (wygrał cztery razy, dwukrotnie był na trzecim miejscu i raz na czwartym). Ale w końcówce sezonu 28-letni Polak ma trochę problemów ze swoimi motocyklami. Między innymi dlatego Zmarzlik właśnie powiększył swój sztab o dodatkowego mechanika.
Emocjonujący finał sezonu w sobotę od godziny 18.30. Transmisja w otwartej telewizji TTV i w Playerze. Relacja na żywo na Sport.pl
Stanisław Chomski: Nie podchodzę do tego jakoś emocjonalnie, bo wiadomo, że Zmarzlik to jest zawodnik, który wywodzi się stąd, ale jest teraz gdzie indziej.
- Nie jestem obrażony, ale na pewno więcej było emocji, gdy jeździł tutaj, u nas. Wtedy wszystkie treningi pod niego dopasowywaliśmy, żyliśmy tym. Ale w ubiegłym tygodniu gościł u nas na torze, to nie jest tajemnica, że człowiek mu tor udostępnił i on sobie mógł pewne rzeczy posprawdzać. To jest tak, jak z dzieckiem - dopóki jest w domu, to człowiek się o wszystko troszczy, a jak wyjdzie z domu, to ten kontakt jest już o wiele mniejszy. Ja mu kibicuję jako Polakowi. Oczywiście jako Polak on jest bliski naszym sercom. I to jest najważniejsze.
- Nie, nie wybieram się, mam inne plany.
- No tam to ja musiałem być, zawodnik sam, bez osoby funkcyjnej, a więc bez instruktora czy trenera, nie może na torze trenować. Taki jest regulamin.
- A to trzeba się zapytać Bartka. Ja nie będę oceniał. Ale to był na pewno dla niego pożyteczny trening. Coś sobie posprawdzał.
- Oba scenariusze finału są prawdopodobne. Ale oczywiście życzmy sobie, żeby nie było szukania przyczyny końcowych rozstrzygnięć w tym, co się stało w przedostatnim Grand Prix sezonu, w Vojens. Niestety, Lindgren odrobił tam aż 18 z 24 punktów przewagi Zmarzlika. Czyli bardzo dużo.
- Ja powiem tak: jest regulamin i trzeba go przestrzegać. W regulaminie nie ma takiego zapisu, że wystarczyłaby kara finansowa. Jest zerojedynkowo: 600 euro kary finansowej i wykluczenie z zawodów. To było ogromne niedopatrzenie. Natomiast można dyskutować, czy to jest kara za duża. Ale tak samo można dyskutować na przykład o tym, czy słuszne było zniesienie zastępstwa kontuzjowanych zawodników w naszej lidze, czy to jednak było niesłuszne. Finał, z problemami kadrowymi Wrocławia, pokazał, jak po zmianach regulaminu te decydujące mecze wyglądały [Motor Lublin ze Zmarzlikiem w składzie łatwo wygrał oba mecze].
Na pewno po wydarzeniach z Vojens warto porozmawiać czy tego zapisu w regulaminie Grand Prix nie byłoby warto zmienić.
- Nie było mnie tam, natomiast różne głosy do mnie dochodzą. Podobno jedni chcieli, a inni nie chcieli. Generalnie nad ludzką krzywdą, nad kontuzjami i wykluczeniami, wszyscy bolejemy, ale tak prawdę mówiąc, chyba nikt nie płakał z powodu wykluczenia Zmarzlika? Życie, los czasem daje rozwiązania wygodne dla innych.
- Nie ma kolegów na torze! Panie redaktorze! To jest walka o tytuł. Oni ostro jadą, mocno walczą, ostro się traktują. Kolega kolegą, a wynik wynikiem.
- Trzeba wierzyć w jego doświadczenie. Nie pierwszy raz pojedzie będąc w trudnej sytuacji. Wiele razy musiał mocno walczyć, żeby wejść do półfinałów i w kluczowych momentach umiał stawiać kropkę nad i. Życzmy mu, żeby i teraz dowiózł tę przewagę, a nawet żeby ją powiększył.
- Jasne, że on się świetnie czuje na naszym Stadionie Narodowym [wygrał tam tegoroczny turniej, najlepszy w Warszawie był też w 2017 roku, a z siedmiu rozegranych na Narodowym Grand Prix aż pięć skończył na podium], ale w Toruniu też będzie groźny. Na pewno.
- Tak, Marek Hućko jest znany z tego, że jest typem doradcy, który umie coś zaobserwować i podpowiedzieć. W takiej sytuacji człowiek się wszystkiego chwyta, żeby czegoś nie przegapić. Nawet najlepszy team działa trochę jak stare, dobre małżeństwa, czyli wpada w rutynę. Taki Hućko spojrzy z boku na różne sytuacje i może pomóc podjąć ważne decyzje. Oczywiście zmiany w teamach jednym wychodzą na dobre, innym na złe, ale oby tutaj to zadziałało. Wiadomo, że jak wszystko wychodzi z automatu, to człowiek nie szuka innych rozwiązań, nie próbuje w ten sposób podnieść swojego poziomu. Ale tu nie bez powodu pojawiły się rozmowy w teamie, żeby ktoś jeszcze doszedł.
- Wie pan, przyczyny tego są różne. Podejrzewam, że przede wszystkim chodzi o ustawienia sprzętowe. A to jest ciągłe poszukiwanie, to jest permanentna praca i efektów czasami nie ma. Z drugiej strony trzeba też powiedzieć, że rywale nie śpią, też szukają rozwiązań, które pomagają im podnosić poziom sportowy.
- Pewnie tak, ale niech on najpierw zdobędzie ten czwarty tytuł.
- Łatwo na pewno nie będzie. Lindgren dochodzi do finałów [na dziewięć turniejów był w siedmiu finałach], więc spodziewam się, że półfinały będą bardzo nerwowe. Zmarzlik musi wejść do finału, wtedy będzie miał gwarantowane 14 punktów i to by wystarczyło.
- Ta przewaga nic nie znaczy. Nic. Trzeba wejść do finału. Bo każdy inny rezultat będzie oznaczał oglądanie się na to, co zrobi Lindgren.