Do Wrocławia w znacznie bardziej komfortowej sytuacji przyjechali lublinianie. W pierwszym meczu u siebie ograli rywali 51:39 i do rewanżu przystępowali w roli faworytów. Ponadto w sierpniu wygrali na Stadionie Olimpijskim 49:41 i prezentowali kapitalną formę. Sparta mogła jednak liczyć, że na własnym obiekcie powalczy o odrobienie strat i złoty medal Drużynowych Mistrzostw Polski. Zwłaszcza że w finale w 2021 wygrała z Motorem u siebie 50:40 i wtedy też świętowała tytuł. Przed meczem kapitalną informacją dla wrocławian był powrót do składu Taia Woffindena. Brytyjczyk opuścił ostatnie dwa mecze z powodu kontuzji, ale zdecydował się na start w finałowym rewanżu.
Przed rozpoczęciem meczu obaj szkoleniowcy zapowiadali walkę, a na trybunach zasiadło ponad 13 tysięcy kibiców. Tuż przed rozpoczęciem zawodów odegrano Mazurka Dąbrowskiego i eksplozja adrenaliny nastąpiła dokładnie o 19:20 wraz z pierwszym biegiem.
Już początek walki o złoto napisał fantastyczną historię z udziałem Taia Woffindena. To właśnie Brytyjczyk wygrał pierwszy bieg przed Jarosławem Hampelem, Fredrikiem Lindgrenem i Artiomem Łagutą. Ostatni napędził jednak strachu kibicom, kiedy upadł na ostatnim łuku po kontakcie ze Szwedem i opuszczał tor z wyraźnym grymasem bólu. Jednak już w biegu juniorskim przewagę powiększyli goście, którzy w duecie Bartosz Bańbor - Mateusz Cierniak wygrali z Bartłomiejem Kowalskim i Kevinem Małkiewiczem i tablica wyników wskazywała 4:8. Chwilę później było już 6:12, ponieważ Dominik Kubera nie dał szans reszcie stawki, a Dan Bewley wyprzedził Bartosza Zmarzlika i Kacpra Andrzejewskiego. Na koniec pierwszej serii znów Motor wygrał 4:2, ponieważ Jack Holder był szybszy od Piotra Pawlickiego, Mateusza Cierniaka i Kevina Małkiewicza.
Po równaniu zobaczyliśmy remis i kolejną wygraną Motoru w stosunku 5:1, dzięki "trójce" Hampela i wygranej Kubery z Bewleyem po kapitalnym ściganiu przez niemal cały bieg. Następnie Sparta znów wpadła w wielkie tarapaty po upadku Woffindena, który uderzył w tylne koło Bańbora i padł na ziemię. Brytyjczyk opuścił tor wolnym krokiem i stało się jasne, że to dla niego koniec sezonu. W powtórce najlepszy był Zmarzlik przed Pawlickim i Bańborem, co dało wynik 14:28.
W kolejną fazę meczu Motor wszedł ze świadomością, że może szybko rozstrzygnąć kwestię tytułu mistrzowskiego. W ósmym biegu Holder wygrał przed Małkiewiczem, Lindgrenem i Bewleyem, a po dziewiątym lublinianie padli sobie w ramiona. Dzięki wygranej Kubery stało się jasne, że zostali drużynowymi mistrzami Polski drugi raz z rzędu, a 24-latek zdobył już siódme złoto w karierze. - Jestem mega zadowolony z drużyny. Mamy to, czego pragnęliśmy przez cały sezon - podsumował tuż po starcie Kubera na antenie Canal+ Sport.
Mecz trwał, a Sparta w dziesiątym starcie wreszcie doczekała się drużynowej wygranej po trójce Łaguty przed Zmarzlikiem, Bewleyem i Bańborem. Prędkość i umiejętności Sparty przyszły jednak zbyt późno i tylko na chwilę, ponieważ już po kolejnym równaniu to Motor wygrał 5:1 i śrubował meczowe statystyki. Do kolejnej przerwy mistrzowie Polski wygrali jeszcze 4:2 i zremisowali 3:3.
Biegi nominowane były jedynie formalnością, więc trenerzy Sparty na pierwszy z nich wytypowali parę Andrzejewski - Kowalski. Wrocławscy juniorzy nie poradzili sobie najlepiej i przegrali 1:5 z Hampelem i Cierniakiem. Tym samym Motor miał już w garści najwyższe zwycięstwo w historii zmagań finałowych w ekstralidze. W ostatnim biegu tego sezonu Bewley i Pawlicki na otarcie łez wygrali z Bańborem i Grzelakiem.
Motor Lublin w dwumeczu wygrał aż 106:74 i drugi raz z rzędu został drużynowym mistrzem Polski. Triumfatorzy stanęli na najwyższym stopniu 14-metorwego podium, kapitan Jarosław Hampel wzniósł 7-kilogramowy puchar, a wszystkiemu towarzyszył niesamowity poka świateł.
Więcej podobnych treści znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl.
Betard Sparta Wrocław:
Platinum Motor Lublin:
Bieg po biegu: