Lubelski Motor w zeszłym sezonie po raz pierwszy w historii sięgnął po żużlowe mistrzostwo Polski. Ale gdy wysiadamy na dworcu głównym i robimy spacer do starego miasta, trudno widzieć w tym mieście żużlową stolicę Polski. Czy w ogóle: miasto sportu. Jest kilka grafów piłkarskiego Motoru, ale jeśli chodzi o działania klubów, niewiele rzuca się w oczy. W jednym miejscu siatkarski LUK Lublin dziękuje billboardem kibicom i sponsorom za wsparcie w zakończonym sezonie, gdzieś na przystanku widać malutki plakat zachęcający do przyjścia na jeden z poprzednich meczów piłkarek ręcznych MKS.
Wciąż za to wisi billboard promujący mecz Pucharu Polski pomiędzy piłkarzami Motoru i Rakowa Częstochowa, choć odbył się on dwa miesiące temu. Można odnieść wrażenie, że w Lublinie mało kto interesuje się sportem. A jednak, szczególnie w przypadku żużla, szybko okazuje się, że to pozory.
W lobby hotelowym spotykamy pierwszy żużlowy akcent i to nie byle jaki, bo samych żużlowców Motoru – Fredrika Lindgrena i Jarosława Hampela. – Żużlowcy często u nas nocują – nie ukrywają hotelowe recepcjonistki. A jako że hotel Arche położony jest kilkaset metrów od stadionu MOSiR Bystrzyca, domu żużlowych mistrzów Polski, one też są w stanie wiele powiedzieć o fenomenie żużla w Lublinie. – W dniu meczowym ulice są zalane barwami Motoru. Lublin uwielbia ten sport. Wiadomo, że jest też piłkarski Motor, drużyny siatkówki czy koszykówki, ale to nie to samo – przyznają.
- Sportem numer 1 w Lublinie teraz jest żużel. Kolejne miejsca zajmują piłka nożna i siatkówka, a później koszykówka i piłka ręczna kobiet – słyszymy nawet od osób, które są bardziej związane ze środowiskiem piłkarskim. I tylko piłkarski Motor na razie gra w niższej klasie rozgrywkowej, walcząc o awans do I ligi. Pozostałe kluby są z ekstraklasy. W siatkówce LUK Lublin zajął dziesiąte miejsce w Pluslidze, mając w składzie m.in. reprezentanta Polski Marcina Komendę czy środkowego kadry USA Jeffreya Jendryka. Koszykarski Start w Energa Basket Lidze jest trzynasty, choć jeszcze w 2020 roku zostawał wicemistrzem Polski. Z kolei piłkarki ręczne MKS Lublin przez lata dominowały w kraju, w latach 1995-2020 zdobywając aż 22 tytuły mistrzyń Polski. Obecnie są wicemistrzyniami kraju. Co więcej – żużlowy stadion MOSiR Bystrzyca, piłkarska Arena Lublin i hala Globus znajdują się mniej więcej w tej samej, południowej części miasta i dzielą je łącznie zaledwie dwa kilometry.
Lublin nie może więc narzekać na brak sportu, choć pewnie kibiców uwiera fakt, że latami nie mogą się doczekać gry w piłkarskiej I lidze, nie mówiąc już o ekstraklasie, podczas gdy awansować regularnie udaje się 25 kilometrów dalej, w malutkiej Łęcznej. I co więcej, tamtejszy Górnik miał sezon (2016/17), gdy rozgrywał spotkania na Arenie Lublin. Tylko wtedy lubelscy fani mogli posmakować ekstraklasy.
Dlatego też tym dominującym obecnie jest zdecydowanie żużel. Świadczy o tym choćby frekwencja. Na mecze żużlowego Motoru chodzi średnio około 8,5 tysiąca kibiców (którzy wypełniają obiekt przy Alejach Zygmuntowskich w 96 proc.!), na mecze drugoligowej drużyny piłkarskiej – ponad dwa razy mniej. To właśnie stadion jest też największym obecnie problemem żużlowego klubu, bo zainteresowanie na bilety jest zdecydowanie większe niż pojemność obiektu (nieco poniżej 9 tysięcy), który w dodatku otrzymuje tylko warunkową licencję od Ekstraligi.
W maju zeszłego roku na hitowy mecz z Unią Leszno wszystkie bilety rozeszły się w… 48 sekund!
Historia żużlowego Motoru jest jednak bardzo burzliwa. Sięga lat 60., ale na pierwszy poważny sukces trzeba było czekać aż do 1991 roku, gdy lublinianie z Hansem Nielsenem, Leigh Adamsem czy Markiem Kępą w składzie sięgnęli po wicemistrzostwo Polski. Za tym świetnym rezultatem nie poszły jednak kolejne –zawodnicy odchodzili z Lublina, a klub popadał w tarapaty finansowo-organizacyjne. Efekt? Po spadku z żużlowej ekstraligi (wówczas I ligi) w 1995 roku sekcja żużlowa klubu została rozwiązana i przez całe 24 lata ekstraligi w Lublinie nie było w ogóle. Następcy Motoru - TŻ Lublin i KMŻ Lublin - nie byli w stanie wejść na wysoki poziom i po kilku latach egzystencji byli rozwiązywani.
Dlatego tym większy jest fenomen żużlowego Motoru po reaktywacji pod pierwotną nazwą Speedway Lublin w 2017 roku. W dwa sezony nowy klub, który zaczął rywalizację od II ligi (trzeci poziom rozgrywkowy), zaliczył dwa awanse i ponownie znalazł się w ekstralidze. Lublin bez wątpienia wniósł nową energię do polskiego ligowego żużla – znakomita frekwencja, duże liczby wyjazdowe i kibice tak zwariowani, że podczas pandemii w 2020 roku wynajmowali podnośniki, aby zza stadionu móc obejrzeć na żywo występy swojej drużyny. Wówczas pisał o tym nawet ESPN.
Sportowo także lublinianie nie zamierzali na samym awansie do najwyższej klasy rozgrywkowej poprzestać. Po dwóch sezonach na przetarcie, w trzecim (2021) wyrównali najlepsze osiągnięcie w historii klubu w postaci wicemistrzostwa kraju, a rok później zespół Macieja Kuciapy okazał się już bezkonkurencyjny – zdeklasował rywali w rundzie zasadniczej, a następnie w playoffach wyszedł z opresji w półfinale z For Nature Solutions Apatorem Toruń oraz w finale z Moje Bermudy Stalą Gorzów, odrabiając w rewanżach na własnym stadionie dwucyfrowe straty i sięgając po historyczne złoto.
Mikkel Michelsen, Dominik Kubera, Jarosław Hampel, Maksym Drabik, Wiktor Lampart, Mateusz Cierniak oraz w mniejszym stopniu Mateusz Tudzież i Fraser Bowes – to właśnie oni sprawili, że przynajmniej na rok Lublin stał się żużlową stolicą Polski. I Motor nie zamierza się zatrzymywać, chce zdominować polski żużel na lata, a jednym ze sposobów na to ma być zakontraktowanie najlepszego żużlowca na świecie, czyli Bartosza Zmarzlika.
Zbliża się mecz. I to nie byle jaki, bo w swoim pierwszym spotkaniu u siebie w nowym sezonie Platinum Motor Lublin mierzył się z największym rywalem do tytułu mistrzowskiego – Betardem Spartą Wrocław. Był to też debiut Zmarzlika przed "nową", własną publicznością. Krótko mówiąc – kolejny komplet na stadionie MOSiR Bystrzyca murowany.
Ale już dwie godziny przed spotkaniem zaskakują nas niemałe kolejki do wejścia na stadion. - Trzeba stać, bo trzeba dobre miejsce sobie zająć! – daje nam znać jeden z kibiców, że na stadionie nie ma miejsc numerowanych i obowiązuje zasada "kto pierwszy, ten lepszy". Ci, co na obiekt wybierają się w godzinie meczu, o najlepszych miejscach mogą pomarzyć.
Korzystając z tego, że do rozpoczęcia spotkania jeszcze kilka chwil zostało, pytamy kibiców, skąd wziął się tak duży boom na żużel w Lublinie, skoro przez praktycznie całe pokolenie (ponad 20 lat) brakowało drużyny ligowej na wysokim poziomie. - Bum na żużel był tu zawsze. Tylko drużyny nie było. Teraz od sześciu lat jest drużyna, to i na stadionie jest pełno – słyszymy.
Drużyna Motoru z Bartoszem Zmarzlikiem na czele tym razem jednak zawiodła, przegrywając 44:46. Kibice? Wręcz przeciwnie. Głośny doping i życzliwość – tak należy określić niezwykle przyjemną atmosferę panującą w Lublinie. Godną sportowego święta, jakim dla lubelskich kibiców są mecze Motoru. Bo choć emocji sportowych jest naprawdę wiele, to tych niezdrowych i niesportowych ani trochę – ani w kierunku zawodzących zawodników gospodarzy, ani w kierunku rywali z Wrocławia, którzy w Lublinie zostali przywitani brawami.
A gdy na tor bardzo nieprzyjemnie upadł junior Sparty Kacper Andrzejewski i dłuższą chwilę się nie podnosił, miejscowi kibice wsparli młodego żużlowca rywali, krzycząc głośno jego imię i nazwisko. A już po przegranym meczu zawodnicy Motoru wyszli do kibiców, by podziękować im za doping, a w zamian usłyszeli brawa i wyrazy wsparcia. Głośne "Dzięki za walkę!" wybrzmiało z pustoszących się trybun. I w sumie słusznie, bo mimo porażki żużlowcom Motoru walki do samego końca nie można było odmówić.
Grupka kibiców skandowała nawet nazwisko niespotykanie przeciętnego tego wieczoru Bartosza Zmarzlika – nikt nie pamiętał wówczas, że zarabiający potężne pieniądze trzykrotny mistrz świata był jedną z przyczyn porażki lubelskiego zespołu. Nerwowo zrobiło się tak naprawdę tylko raz – od pojedynczych kibiców dostało się sędziemu, gdy ten przerwał wyścig z powodu nierównego startu w momencie, gdy gospodarze wyszli na podwójne prowadzenie. – Tu tak jest zawsze? – pytamy. – Zawsze. Tylko raz, kilka lat temu, doszło do zamieszek – słyszymy w odpowiedzi.
Ale potęga żużlowego Motoru wynika nie tylko z pasji i zaangażowania, lecz także obfitego sponsorowania przez spółki Skarbu Państwa, które czyni lubelski klub najsilniejszym finansowo w całej lidze. Sponsorzy tytularni – Orlen Oil i Platinum Orlen Oil. Sponsorzy strategiczni – miasto Lublin, Lubelski Węgiel Bogdanka, Grupa Azoty, Grupa Azoty Puławy. Jak łatwo zauważyć, najważniejszymi sponsorami Motoru jest pięć spółek państwowych oraz miasto.
I trudno powiedzieć, ile w tym polityki, a ile rzeczywistej sympatii do klubu, ale przy klubie nie brakuje znanych polityków partii rządzącej, jak minister aktywów państwowych Jacek Sasin (urodzony w Warszawie, na ostatnich wyborach lider listy PiS z okręgu chełmskiego) czy wiceminister finansów Artur Soboń (urodzony w Świdniku).
Szydercy nazywają Motor "Klubem Jacka Sasina", ale sam minister wcale nie jest tym zmartwiony. - Gdy widzę na kurtce zawodnika Motoru Lublin logotypy trzech spółek Skarbu Państwa, to się cieszę. Państwowe podmioty powinny wspierać polski sport – mówił dwa lata temu, gdy na konferencji otrzymywał z rąk Jarosława Hampela pamiątkowy kask. – Spółki Skarbu Państwa nie tylko działają rynkowo, są nastawione na zysk, ale odgrywają również społecznie ważną rolę. Wspierają inicjatywy z zakresu kultury i sportu. Co roku na ten cel przeznaczają ponad 200 mln zł, zarówno na rozwój klubów, związków sportowych, jak również sportu powszechnego, a szczególnie istotną dyscypliną dla Lubelszczyzny jest żużel – dodawał.
To wszystko sprawiło, że wiele osób w środowisku żużlowym patrzy na to wszystko z niesmakiem. - Na początku Motor był bardzo lubiany. Podziwiani kibice za liczne grono na wyjazdach, podnośniki w czasach pandemii. Teraz przez bardzo mocne wsparcie ze strony spółek Skarbu Państwa wydźwięk jest nieco inny – przyznaje Konrad Marzec, dziennikarz żużlowy "Super Expressu".
To właśnie Orlen też stał w dużej mierze za sprowadzeniem do Lublina trzykrotnego indywidualnego mistrza świata – Bartosza Zmarzlika, który po dwunastu sezonach zdecydował się opuścić Stal Gorzów na rzecz aktualnych mistrzów Polski.
I choć sam Zmarzlik wiele mówi o nowych celach i motywacji sportowej, nie ma co ukrywać, że za jego przenosinami stoją także względy finansowe. Za rok reprezentowania Motoru Lublin ma otrzymywać – według różnych źródeł – od sześciu do siedmiu mln złotych, a do tego dochodzi jeszcze kontrakt z Orlenem, opiewający na dodatkowe dwa miliony. Również w Gorzowie Zmarzlik był najlepiej zarabiającym zawodnikiem PGE Ekstraligi, ale dostawał tam wówczas "tylko" około czterech mln zł.
I tylko stadion w Lublinie nie do końca do tego wszystkiego pasuje. Stary, za mały, tylko miejscowo zadaszony, bez miejsc numerowanych, pasujący raczej do realiów sprzed 20 lat niż obecnych. Do tego często jest tu problem z torem. Wszystko za sprawą położenia obiektu tuż przy rzece Bystrzycy i związanym z tym wahaniom poziomu wód gruntowych. To sprawia, że częściej niż na innych obiektach, tor w Lublinie okazuje się niezdatny do przeprowadzenia zawodów żużlowych. Przykład tego był niedawno, gdy spotkanie 3. kolejki z Cellfast Wilkami Krosno z tego powodu musiało być przesunięte na inny termin.
Ale i tu dla kibiców Motoru jest nadzieja, bo władze miasta zajęły się tym problemem. W listopadzie zeszłego roku prezydent Lublina Krzysztof Żuk zaprezentował projekt nowego wielofunkcyjnego obiektu, który ma pomieścić 18,5 tysiąca kibiców. Cała koncepcja prezentuje się niezwykle efektownie, ale to na razie tylko plany, bo budowa ma wystartować w 2024 r. i potrwać około półtora roku, co oznacza, że Motor Lublin czekają jeszcze co najmniej trzy sezony rywalizacji na obecnych warunkach.
Lublin trudno nazwać żużlową stolicą Polski, ale jest on na dobrej drodze, by nią zostać. Kibice Motoru na to zasługują. Uzależnienie się od państwowych pieniędzy sprawia jednak, że i oni z niepokojem czekają na październik. Bo czy mocarstwowe plany nie wezmą w łeb, jeśli po wyborach dojdzie do zmiany władzy?