Skarb Państwa przejmuje żużel. Kluby stały się częścią kampanii wyborczej

Czy Spółki Skarbu Państwa powinny sponsorować profesjonalne kluby sportowe? Opinie kibiców są podzielone. To, co dzieje się w żużlowym światku, przechodzi jednak ludzkie pojęcie. W sezonie 2023 praktycznie cała dyscyplina opierać się będzie na państwowych pieniądzach.

To, jak silną pozycję w naszym kraju ma żużel, jest fenomenem w skali światowej. Liczba kibiców zasiadająca na trybunach i przed telewizorami robi wrażenie na każdym fanie spoza naszego kraju, który odwiedza obiekty w Wielkiej Brytanii czy Danii. Za popularnością idą jednak pieniądze, których pochodzenie niekoniecznie musi się podobać kibicom. Do tej pory w żużlowych miastach narzekano głównie na drenowanie budżetów samorządów. Od sezonu 2023 sprawy zaszły zdecydowanie dalej i praktycznie cała dyscyplina w naszym kraju będzie finansowana z publicznych pieniędzy.

Zobacz wideo "Polski Thomas Mueller". Lewandowski wreszcie będzie miał partnera

Precedens Motoru Lublin

Sam fakt, że Spółki Skarbu Państwa są obecne w polskim speedwayu, nie denerwował praktycznie nikogo przez wiele lat. Przykładów nie trzeba daleko szukać. Mało kto był przeciwny, by sponsorem głównym Ekstraligi została Polska Grupa Energetyczna. Podobnie wyglądało to w przypadku współpracy firmy Enea z reprezentacją kraju. Jeśli bowiem państwowe spółki mają się w kraju reklamować, to właśnie poprzez ogólne wsparcie ligi lub kadry narodowej.

Sytuacja zmieniła się dość dynamicznie dwa lata temu, gdy poważnie do walki o najwyższe cele wszedł Motor Lublin. "Koziołki", cieszące się ogromną popularnością w całym kraju, rozpoczęły współpracę ze Spółkami Skarbu Państwa od sezonu 2021. Wówczas do grona ich sponsorów dołączyły kopalnia Bogdanka i Grupa Azoty. 

Zasadniczo nie byłoby w tym nic dziwnego (Bogdanka sponsoruje przecież Górnik Łęczna, a Grupa Azoty przez lata wspierała Unię Tarnów) gdyby nie fakt, kto przyniósł do klubu pieniądze na tacy. Mowa tu o Ministrze Aktywów Państwowych Jacku Sasinie, który najpierw pojawił się na oficjalnej prezentacji zespołu przed sezonem 2021, a potem przemówił do kibiców na stadionie Motoru przed jednym z ekstraligowych spotkań.

- Szczególnie miło mi być w tym mieście, bo Motor Lublin to klub wspierany przez spółkę skarbu państwa, Lubelski Węgiel Bogdanka. Ta współpraca ma swoją historię i sięga prawie 10 lat. Można powiedzieć, że Bogdanka jest z lubelskim żużlem tak zrośnięta, że można powiedzieć, że to dwa płuca, które bez siebie nie mogą oddychać - powiedział Sasin cytowany przez portal speedwaynews.pl.

Wsparcie jednego z bardziej rozpoznawalnych polityków partii rządzącej szybko spotkało się z dezaprobatą kibiców z innych ośrodków żużlowych walczących z "Koziołkami". Zespół szybko został nazwany "klubem PiSu", a zdobycie przez Motor tytułu Drużynowych Mistrzów Polski w sezonie 2022 tylko dolał oliwy do ognia. Fani z całego kraju, choć nic nie mieli przeciwko samemu klubowi, byli mocno poirytowani faktem, że drużyna ze wschodu sięga po najwyższe laury w dużej mierze dzięki wsparciu państwowemu.

Żużel stał się sportem państwowym

Gdy jesienią i zimą w żużlowym światku trwał sezon ogórkowy, niechęć do Motoru Lublin dodatkowo rosła. Miało to związek m.in. z transferem Bartosza Zmarzlika, który został wyciągnięty ze Stali Gorzów za publiczne pieniądze. Co więcej, bardzo dużo mówiło się, że najlepszego polskiego żużlowca "namówił" do zmiany otoczenia jego sponsor Orlen, chcący w Lublinie stworzyć potęgę.

Teraz tym bardziej możemy domniemywać, że w plotce może być ziarno prawdy. Kilka dni temu polski koncern paliwowy oficjalnie rozpoczął współpracę z "Koziołkami", których nazwa w sezonie 2023 brzmieć będzie Platinum Motor Lublin. Jest Zmarzlik, jest 25 milionów złotych w budżecie, pora więc na kolejny tytuł?

Nie do końca. Ofensywa Spółek Skarbu Państwa na kilka miesięcy przed wyborami parlamentarnymi jest bowiem zatrważająca. W ciągu kilku ostatnich tygodni aż sześć innych ekstraligowych klubów i dwa z niższych lig także mogły pochwalić się umowami sponsorskimi z firmami publicznymi.

Wyliczankę zacznijmy od Ekstraligi. Srebrni medaliści z sezonu 2022, Stal Gorzów, są wspierani przez KGHM. Brązowy w sezonie 2022 Włókniarz Częstochowa rozpoczął współpracę z Tauronem. Sparta Wrocław i GKM Grudziądz mogą liczyć na pieniądze Totalizatora Sportowego, a Unia Leszno poinformowała o podpisaniu umowy z Eneą. Na państwowe pieniądze załapał się także beniaminek z Krosna, który, póki co nieoficjalnie, także może liczyć na wsparcie finansowe Orlenu.

Jakby tego było mało, bardzo dużo szumu w mediach zrobiło podpisanie umowy sponsorskiej między Eneą a pierwszoligowym Falubazem Zielona Góra. Zasadniczo sam fakt parafowania kontraktu przez obie strony nie wzbudził wielkich emocji, lecz osoba, która "przywiozła do Zielonej Góry wagony pieniędzy" już tak. Na konferencji prasowej, zorganizowanej po wypełnieniu formalności, pojawił się poseł Łukasz Mejza, szerszej grupie Polaków znany z powodu afery wokół firmy Vinci NeoClinic, oferującej chorym dzieciom leczenie poza granicami Polski.

Fakt, że polityk maczał palce w porozumieniu Falubazu ze Spółką Skarbu Państwa zdenerwował także samych kibiców spod znaku Myszki Miki. Nikt z nich nie chce bowiem mieć nic wspólnego z osobą podejrzewaną o zarabianie na oszukiwaniu chorych dzieci.

Podobnie, choć nieco inaczej wygląda sprawa w przypadku drugoligowej Polonii Piła. Tam sytuacja jest zdecydowanie bardziej zawiła, gdyż nie było jasne, czy klub przystąpi do tegorocznych rozgrywek. Wciąż jednak za państwowe pieniądze z "nowego ładu", załatwione przez pełnomocnika rządu do spraw inwestycji zagranicznych Grzegorza Piechowiaka, klub ma otrzymać wyremontowany stadion.

Co więcej, mimo że Polonia była najgorszym polskim klubem w sezonie 2022, pośród jej sponsorów mogliśmy znaleźć takie spółki jak Orlen, Enea czy PKO Bank Polski. Wszystko za sprawą Piechowiaka, któremu jednak należy oddać, że ściągnął sponsorów ze względu na szczerą chęć odbudowy żużla w północnej Wielkopolsce.

Napompowane budżety i przepalanie pieniędzy

Jak już zostało wspomniane, zakłada się, że tegoroczny budżet Motoru Lublin sięgnie 25 milionów złotych. O milion mniej ma znajdować się na koncie Sparty Wrocław, która chce odzyskać mistrzowski tytuł i po odwieszeniu Artioma Łaguty ma na to ogromne szanse. Według dziennikarza Canal+ Mateusza Kędzierskiego beniaminek Wilki Krosno mają dysponować budżetem wynoszącym 17,5 miliona złotych, który uplasuje klub mniej więcej w połowie stawki.

W tym miejscu pojawia się pytanie, po co klubom żużlowym aż takie pieniądze? Przez lata chorej rywalizacji o największe gwiazdy i mistrzostwo Polski władze największych żużlowych graczy w kraju niezwykle podniosły stawki, przez co budżety są najzwyczajniej w świecie przepalane.

By polskie rozgrywki utrzymały miano zdecydowanie najlepszych i najbardziej opłacalnych dla zawodników z całego świata, wystarczyłoby zdecydowanie mniej. W Wielkiej Brytanii po dziś dzień zawodnikom płaci się kilkadziesiąt funtów za zdobyty punkt, co pozwala im zarobić na życie i sprzęt. W Szwecji sytuacja nie wygląda zdecydowanie lepiej. Jeden z czołowych polskich zawodników przekazał nam, że niekiedy wyjazd na mecz ligowy w Skandynawii po prostu się nie opłaca, gdyż zdarza się nawet, że zawodnik musi dopłacić do interesu.

Oznacza to więc, że budżety polskich klubów choćby sprzed dekady w zupełności wystarczały do całkowitej dominacji nad zagranicznymi ligami. Ba, omijane przez kluby limity wynagrodzeń przyjęte przed laty przez Polski Związek Motorowy byłyby w pełni wystarczające (w ramach przypomnienia - w Ekstralidze, zgodnie z przepisami, zawodnik może mieć zapisaną w kontrakcie maksymalną kwotę 5 tysięcy złotych za zdobyty punkt).

W polskim żużlu trudno jednak o rozwagę, gdy pieniędzy ma się coraz więcej. Poszczególne kluby na bieżąco walczyły o prym także pod względem finansowym, ściągając do klubów największe nazwiska. Problem w tym, że w przeszłości działo się to także za sprawą budżetów samorządów, opartych na podatkach mieszkańców. Teraz z kolei dodatkowo zupełnie niepotrzebnie przepalane będą miliony złotych państwowych spółek, których poniekąd także obywatele są właścicielami.

Zabijanie sportu dla mistrzostwa Polski

Budowanie przez polskie kluby kosmicznych budżetów i podpisywanie ogromnych kontraktów z zawodnikami ma też fatalny wpływ na ogólną formę speedwaya na całym świecie. Można wręcz powiedzieć, że polskie kluby są odpowiedzialne za ogromną żużlową inflację, która coraz bardziej zabija rywalizację międzynarodową.

Najprostszym przykładem są tunerzy, odpowiadający za przygotowanie silników poszczególnych zawodników. Wraz ze wzrostem wypłat w polskich ligach (inflacja dotyczy też niższych poziomów rozgrywkowych), ceny ich usług także wyraźnie wzrosły. Dla najlepszych zawodników oczywiście nie jest to wielki problem, lecz dla młodych talentów jak najbardziej.

Jak do czołówki ma bowiem aspirować młody zawodnik z Wielkiej Brytanii czy Słowenii, gdy nie zainteresuje się nim żaden z polskich klubów? Bez wielkiego wsparcia sponsorów jego szanse na zdobycie klasowego sprzętu są praktycznie zerowe, co automatycznie wpływa na jego występy przeciwko choćby młodym zawodnikom z Polski.

Oczywiście w ostatnim czasie żużlowe władze także zajęły się tym problemem, otwierając przed wieloma zagranicznymi talentami swoje drzwi. Mowa tu przede wszystkim o powrocie przepisu o możliwości korzystania z zagranicznego juniora w II lidze oraz powołaniu do życia Ekstraligi U-24, będącej najlepszym pomysłem polskiej centrali od wielu lat. To jednak za mało, by zagraniczny żużel utrzymać przy życiu.

W całym zamieszaniu pojawia się jeszcze jedno niezwykle ważne pytanie, co po wyborach? Czy Spółki Skarbu Państwa zostaną w żużlowym światku? Jeśli nie, jak duża jest szansa na finansowy krach w wielu klubach, co może doprowadzić do spadnięcia polskiego speedwaya z ogromnego klifu? Cóż, obyśmy nigdy nie musieli się tego dowiedzieć.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.