W piątek 26 sierpnia podczas półfinałowego meczu 1. Ligi Żużlowej pomiędzy Stelmet Falubazem Zielona Góra a Abramczyk Polonią Bydgoszcz Adrian Miedziński uległ fatalnemu w skutkach wypadkowi. Zawodnik stracił panowanie nad motocyklem, po czym mocno uderzył w tor. Natychmiast przewieziono go do szpitala, gdzie podjęto decyzję o wprowadzeniu żużlowca w stan śpiączki farmakologicznej z uwagi na liczne obrażenia. W wyniku wypadku doznał m.in. obrażeń głowy w postaci urazu aksonalnego, urazu odcinka szyjnego i piersiowego kręgosłupa.
Mimo tak ciężkich obrażeń Miedziński bardzo szybko dochodzi do siebie. Najpierw zaczął samodzielnie oddychać, a następnie został wybudzony ze śpiączki. Lekarze poinformowali kilka dni temu, że 37-latek rozpoznaje bliskich i jest w stanie z nimi rozmawiać.
W związku z tym pojawia się pytanie, kiedy zawodnik wróci na tor. Choć w tej sytuacji bardziej racjonalnym pytaniem jest to, czy w ogóle zdecyduje się kontynuować karierę. Jak donosi portal Interia, rodzina Miedzińskiego nie zgadza się na taki ruch. "Podobno najbardziej przeciwna powrotowi Adriana ma być jego partnerka, która chce wręcz, by sprzedał motocykle. Każdy z otoczenia żużlowca ma świadomość, że uciekł spod topora i kolejnym razem może nie mieć już tyle szczęścia" - czytamy.
Więcej informacji na stronie głównej Gazeta.pl
37-latek jest bardzo doświadczonym żużlowcem. Z reprezentacją Polski dwukrotnie sięgał po drużynowy Puchar Świata. W dorobku ma także tytuł drużynowego mistrza świata juniorów. Oprócz tego dwukrotnie zdobywał tytuł drużynowego mistrza Polski.
Jednak oprócz sukcesów Miedziński miał w karierze także wiele pecha. Na jego koncie widnieje ponad 150 upadków. Wypadek z półfinałowego meczu 1. Ligi Żużlowej nie był pierwszym, kiedy stracił panowanie nad motorem na wyjściu z łuku.