Święcili triumfy, byli symbolem sukcesu i przyciągali gwiazdy sportu oraz show biznesu. Falubaz był nie tylko siłą sportową, ale także marką nawet popkultury. Klub stał się rozpoznawalny w całym kraju, a postać Myszki Miki w Polsce kojarzy się już nie tylko z kreskówką Walta Disneya, ale także właśnie z żużlowym mistrzem.
Zainteresowanie drużyną było tak duże, że pojawiła się nawet w hitowym serialu TVN "39 i pół". W produkcji pokazali się zawodnicy, trenerzy i przede wszystkim kibice. Ci sami, którzy po latach patrzą z niepokojem na ekipę, która przez 44 sezony rywalizowała na najwyższym krajowym szczeblu, siedmiokrotnie sięgając po tytuł drużynowego mistrza Polski. - Kiedyś była magia Falubazu i były wyniki. Teraz tego nie ma - mówił na początku sezonu Sport.pl Andrzej Huszcza, legenda klubu.
Czarne chmury nad zielonogórskimi żużlowcami zawisły przed rokiem, kiedy sensacyjnie spadli do pierwszej ligi. Teraz celem jest powrót do elity, ale to od początku sezonu idzie jak po grudzie. Chociaż Falubaz po spadku był faworytem do szybkiego awansu, to już pierwszy mecz pokazał, że wcale łatwo nie będzie. Remis z Gnieznem przyprawił kibiców o palpitacje serca. Dalej bywało świetnie, alby bywało i wstydliwie. W czerwcu drużyna w fatalnym stylu przegrała w Gdańsku (40:50), co wywołało falę oburzenia. Tuż przed play-offami zwolniony został trener Piotr Żyto i znów wokół zielonogórzan zrobiło się głośno.
- To nie jest wina tylko trenera. Jak ktoś chce, to zawsze znajdzie kozła ofiarnego. Mnie się wydaje, że przyczyna niepowodzeń leży dużo wcześniej. Po pierwsze, nie powinno się dopuścić, aby Falubaz spadł do pierwszej ligi. Powinniśmy walczyć z najlepszymi w ekstralidze. To przecież nie tylko prestiż, ale i zastrzyk finansowy. Wcześniej pozwolono odejść Nickiemu Pedersenowi i Martinowi Vaculikowi, a przed tym sezonem Patrykowi Dudkowi. To był błąd - twierdził w rozmowie z nami Robert Dowhan, były prezes Stelmetu Falubaz Zielona Góra.
Mimo odejścia kilku znakomitych zawodników zielonogórzanie i tak powinni wygrywać z większością ekip na zapleczu ekstraligi. Tymczasem w wielu przypadkach ci, na których liczono, po prostu zawodzili. W fazie zasadniczej zajęli drugie miejsce. W ćwierćfinale play-offów trafili na Orła Łódź i w pierwszym meczu przegrali dziesięcioma punktami. Wielu ekspertów nie miało wątpliwości, że Falubaz jest w trudnej sytuacji i może witać się z myślą o pozostaniu na zapleczu elity. Los udało się jednak odwrócić, bo lubuscy żużlowcy pojechali na własnym terenie kapitalnie, pokonując Orła aż 52:38. Nadzwyczajnie dobry wynik, jak na ten sezon.
Bohaterem meczu był zdecydowanie Piotr Protasiewicz, który zdobył komplet punktów. Na taką postawę lidera zielonogórzanie liczyli przez cały sezon. - Wiem, jaki jest mój poziom sportowy. Oczywiście, nie jeżdżę w trzech ligach i nie jestem zawodnikiem, który ściga się w Grand Prix, ale jak mam pod tyłkiem dobry silnik i jestem zdrowy, co jest najważniejsze, bo ostatnie lata to po całości kontuzje, to potrafię wygrać z najlepszymi - mówił po ćwierćfinałach Protasiewicz w klubowej rozmowie.
- Mamy teraz chwilę spokoju, bo nie jest to też jakiś dobry moment dla nas, szczególnie medialnie - dodał 47-letni żużlowiec. Na odpoczynek jednak zbyt wiele czasu Falubaz nie miał, bo już w piątek przed nimi jeszcze trudniejsze zadanie. Lubuska ekipa zmierzy się w półfinale z faworytem do awansu - Polonią Bydgoszcz. To właśnie ta drużyna zajęła pierwsze miejsce w ligowej tabeli i wiadomo, że 7-krotni mistrzowie Polski muszą pojechać ponad to, co pokazywali w tym sezonie, aby wygrać.
- Jak analizuję dzisiaj moc sportową Bydgoszczy i Falubazu to zakładam tutaj 50 na 50, ale niestety ze wskazaniem na Bydgoszcz, jeżeli chodzi o sportową siłę rażenia. Chociaż w tym sporcie trudno jest przewidzieć wynik meczu. Na przykład ostatni wynik Stali Gorzów w meczu z Toruniem zdumiał całą sportową Polskę (44:46). Stal startowała bowiem bez trzech podstawowych zawodników na polu rywala. Wszyscy mówili, że my stamtąd wrócimy z wynikiem nieprzekraczającym 30 punktów - powiedział Sport.pl Władysław Komarnicki, były prezes Moje Bermudy Stali Gorzów. I wskazał, co jego zdaniem jest kluczem do sukcesu Falubazu.
- Szczerze mówiąc, jest tam kilku zawodników, którzy rozczarowują. Bardzo słaby początek sezonu miał ich lider Piotr Protasiewicz. Proszę zauważyć, że jak tylko on wszedł na swój poziom, to zaraz Falubaz ograł Łódź. Jeśli zatem Protasiewicz będzie trzymał taki poziom, jak w meczu z Orłem, to z Polonią będzie mecz na styk. I ta drużyna, która wygra ten dwumecz w półfinale, wejdzie to ekstraligi. Jestem więcej, jak przekonany - uważa Komarnicki.
Żużlowy ekspert nie był zaskoczony wynikiem rewanżowego meczu Zielonej Góry z Łodzią, chociaż wielu komentatorów wieściło koniec szans Stelmetu Falubaz. - Trudno powiedzieć koniec, kiedy Falubaz miał handicap własnego toru i 10 punktów do odrobienia. Pokazali, że to nie był koniec. Ale umówmy się, potencjał Bydgoszczy, a potencjał Orła Łódź jest zdecydowanie różny. Proszę też nie zapominać, że Polonia ma obecnie najlepszego juniora w Polsce. To jest ogromny handicap w sytuacji, kiedy obie drużyny są zbliżone poziomem - podkreślił były prezes Stali.
Różnica może pojawić się w motywacji obu drużyn. Polonia niesiona jest sukcesami w tym sezonie, a zielonogórski klub od ponad roku musi zmagać się z krytyką. Tej trudno się dziwić. Kiedy z ekstraligi spada drużyna owiana wręcz legendą i nie potrafi udowodnić, że to wypadek przy pracy, trzeba liczyć się z ostrymi słowami i niezadowoleniem.
Komarnicki zgadza się z tezą, że pojedynek Falubazu i Polonii będzie przedwczesnym finałem. Ale wskazuje też, że lubuska drużyna musi wygrać u siebie sporą liczbą punktów, bo w przeciwnym razie będzie trudno. - Jeśli Falubaz nie wypracuje na własnym terenie określonej przewagi, to wiadomo, że w Bydgoszczy nie ma żadnych szans - tłumaczy Komarnicki.
Nie da się ukryć, że to żużlowcy z największego lubuskiego miasta mają nóż na gardle w kwestii awansu. Oni wręcz muszą wygrać, jeśli nie chcą nabawić się większych kłopotów. Już po spadku Falubaz stracił miliony złotych z praw transmisyjnych, jakie otrzymały kluby jeżdżące w elicie. Utracenie takich środków w kolejnym sezonie może przynieść opłakane skutki i wieloletnią zapaść.
- Więcej do stracenia ma Falubaz, bo jeździł przez lata w ekstralidze i zawsze pokazywał w niej ogromny potencjał. Jeśli teraz nie uda im się awansować, to ich losy mogą być naprawdę różne. Wiem coś o tym, bo ratowałem kiedyś Stal Gorzów po jej spadku do pierwszej ligi, to pięć lat biliśmy się o jej powrót. Mógłbym o tym opowiadać do rana, bo to nie jest taka prosta sprawa - podkreślił Władysław Komarnicki.
Pierwszy mecz półfinałowy zaplanowano na piątek 26 sierpnia. Rewanż, który przesądzi o tym, kto pojedzie w finale, odbędzie się w Bydgoszczy 3 lub 4 września.