Rosjanie mają zakaz występów w PGE Ekstralidze. Międzynarodowa Federacja Motocyklowa (FIM) podjęła decyzję o zawieszeniu zawodników z Rosji zaraz po tym, jak władze Federacji Rosyjskiej podjęły decyzję o zbrojnym ataku niepodległej Ukrainy. Oznacza to, że w Polsce zakaz występu ma m.in. Artiom Łaguta mistrz świata z poprzedniego roku.
Artiom Łaguta jest jednym z wielu Rosjan, którzy w Polsce mieszkają od wielu lat. - Bardzo szanowali możliwość jazdy i zarabiania w Polsce. Oni tutaj przywozili całe rodziny, osiedlali się i żyli. Bydgoszcz stała się dla nich takim centrum organizacyjno-logistycznym. I to dla wielu z nich. Oni tu zajęli niemal całe osiedle, bo mieszkali obok siebie - mówił nawet Władysław Gollob, niegdyś prezes bydgoskiej Polonii.
Więcej treści sportowych znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl
Łaguta ma nawet polskie obywatelstwo, co starał się wykorzystać po nałożeniu zakazu przez FIM. Jeździ jednak cały czas na starej licencji, a władze Polskiego Związku Motorowego nie zgodziły się na zmianę licencji na polską. Gdyby Łagucie udało się tego dokonać, występowałby w zawodach żużla jako Polak.
Rosjanin znalazł więc sposób, jak rekompensować sobie brak startów w ekstralidze. Nie od dziś wiadomo, że Łaguta jest fanem motocrossów. W żużlu występuje nawet z numerem 222, czyli tym, który nosi jego idol Tony Cairoli. Być może w mniejszych zawodach startował już wcześniej, jednak dopiero w niedzielę pochwalił się pierwszym zdobytym w tej dyscyplinie trofeum. "Pierwsze zawody w tym roku wygrane" - napisał pod zdjęciem żużlowiec. Wystartował on w zawodach Cross Country w biegu na 1,5 km.
Łaguta i pozostali Rosjanie będą musieli jeszcze poczekać, zanim FIM rozważy przywrócenie ich licencji do rozgrywek ekstraligi oraz Grand Prix. Władze PZM wykluczają też zmianę licencji tych zawodników. - Automatycznie musielibyśmy pozwolić im na występy choćby w indywidualnych mistrzostwach Polski. Jak czulibyśmy się, gdyby taki zawodnik wygrał Grand Prix Polski i na podium byłby mu puszczany polski hymn? To delikatny temat. Z całym szacunkiem, ale nawet dla rozwoju samego sportu żużlowego, to nie jest dobry pomysł - tłumaczył kilka tygodni temu Michał Sikora, prezes PZM.