Wymazać z pamięci niepowodzenie ze Stadionu Narodowego w Warszawie. Z takim zadaniem polscy żużlowcy przystąpią do rywalizacji w ramach Grand Prix Czech. A to wszystko na stadionie w Pradze, który od zawsze był szczęśliwy dla biało-czerwonych.
Seria sukcesów u naszych południowych sąsiadów zaczęła się już podczas pierwszej edycji rozgrywanych tam zmagań w 1997 roku. Tomasz Gollob, legenda polskiego żużla, zajął wówczas trzecie miejsce. Dwa lata później był już najlepszy. Następnie nastała era Jarosława Hampela, który sześć razy stawał na podium Grand Prix w Pradze, ale ani razu nie wygrał.
Od początku rozgrywania zawodów w Czechach, Polacy aż 21 razy stawali na podium. W dodatku wygrali sześć Grand Prix - w 1999 i 2010 roku Tomasz Gollob, w 2019 roku Janusz Kołodziej, w 2020 roku dwa razy Bartosz Zmarzlik i w ubiegłym roku Maciej Janowski. Szczególny podziw budzi statystyka pokazująca, że od sześciu sezonów biało-czerwoni nie schodzą z podium w stolicy naszych sąsiadów. W tym warto odnotować cztery triumfy.
Powtórzenie świetnych wyników dałoby Polakom możliwość odrobienia strat w klasyfikacji generalnej, a Bartosz Zmarzlik w przypadku zwycięstwa umocniłby się na pozycji lidera. Aktualnie prowadzi, bo zdobył 32 punkty. Tuż za nim plasują się dwaj Duńczycy. Leon Madsen i Mikkel Michelsen mają po 30 punktów. Czwarte miejsce zajmuje Maciej Janowski (29 punkty).
W sukces Zmarzlika wierzy były złoty medalista drużynowych mistrzostw Polski, Filip Sitera. - Bartek, to gość z innej planety. Obserwując jego jazdę, często zastanawiam się, kto go zesłał na Ziemię. Zacieramy ręce, gdy nie wyjdzie mu start, bo o oznacza fajerwerki na trasie i lecące spod kół iskry. To co rzuca się w oczy, to jego ludzka twarz. Nie wyjdzie bieg? Trudno, po nim takie rzeczy spływają jak po kaczce. Błyskawiczna korekta i rakieta wraca na orbitę. Dla mnie Bartek jest murowanym faworyt do złota - uznał były reprezentant Czech w rozmowie z Interią Sport.