Legendarny polski klub blisko katastrofy. Dopiero co byli potęgą

Falubaz Zielona Góra był marką rozpoznawalną w całej Polsce i jednym z najlepszych zespołów żyżlowych w kraju. Dzisiaj jego los zależy od innych. W niedzelę klub może pożegnać się ze Speedway Ekstraligą. - Magii Falubazu już nie czuję, bo nie dzieje się tyle, co kiedyś - wspomina w rozmowie z WP Sportowe Fakty były prezes klubu, Robert Dowhan.

Falubaz Zielona Góra święcił triumfy pod koniec pierwszej dekady XXI wieku i na początku drugiej. Trzy mistrzostwa Polski wywalczone w 2009, 2011 i 2013 roku, srebro w 2010 i brąz w 2008 i 2016. Falubaz bez wątpienia był jednym z najlepszych klubów żużlowych w Polsce, a już na pewno najbardziej rozpoznawalnym. Nazwa i charakterystyczny herb z Myszką Miki na pierwszym planie były znane w całej Polsce, nie tylko wśród fanów żużla.

Zobacz wideo Największe wyzwanie w karierze Roberta Kubicy? "Budzi duży szacunek"

Klub przeżywał okres świetności, kiedy jego prezesem był Robert Dowhan, a potem Marek Jankowski. Za popularnością klubu stały liczne akcje marketingowe. Falubaz pojawiał się w szkołach, miał swoje cukierki, wodę, jako pierwszy uruchomił klubową telewizję i miał własną gazetę. Organizował rajdy rowerowe i przeloty samolotów nad stadionem. Pojawiał się w telewizji, chociażby w popularnym serialu "39 i pół", a klub był promowany przez znanych celebrytów. - Prowadziliśmy także fundację, która pomagała dzieciakom. Nawet nie potrafię tego wszystkiego teraz wymienić. Często te inicjatywy brały się z tego, że lubiłem jeździć na mecze piłkarskie do Niemiec. Zawsze coś z tych wypraw przywoziłem i to wdrażaliśmy. Magii Falubazu już nie czuję, bo nie dzieje się tyle, co kiedyś – wspomina w rozmowie z WP Sportowe Fakty Robert Dowhan, były prezes klubu.

- Kiedyś Falubaz był żużlową Legią Warszawa. Nadawał narrację, a inni starali się to naśladować. To przekładało się na zainteresowanie zawodników. W Zielonej Górze chcieli jeździć najlepsi – tłumaczy komentator Canal+, Maciej Noskowicz.

Falubaz o krok od katastrofy. Musi liczyć na Włókniarza

Aktualnie wydaje się to odległą przeszłością. Dzisiaj Falubaz stoi nad przepaścią i jest o krok od katastrofy. W tym sezonie wygrał tylko dwa mecze i jest już bardzo blisko spadku. Ten stanie się faktem, jeśli w niedzielę ZOOleszcz DPV Logistic GKM Grudziądz pokona Eltrox Włókniarz Częstochowa. To co prawda nie jest najbardziej prawdopodobny scenariusz, bo ekipa z Grudziądza to najgorszy zespół ligi, ale kibice Falubazu będą musieli jeszcze drżeć o utrzymanie.

Jak do tego doszło? Jeszcze rok temu Falubaz kręcił się w okolicach czołówki ligi i walczył o medale. Ostatecznie zajął czwarte miejsce. Pomógł w tym lider zespołu, Słowak Martin Vaculik, który odszedł do Stali Gorzów. Władze klubu nie znalazły dla niego zastępstwa i teraz klub płaci wysoką cenę.

- Brak siły rażenia był widoczny w wielu meczach. Brakowało armaty i nie było już tak skutecznych juniorów. Mam wrażenie, że zespół został zbudowany na podstawie przesłanek, że rok temu było nie najgorzej, więc teraz jakoś też damy sobie radę. Te wszystkie założenia jednak nie wypaliły. Było zbyt dużo pobożnych życzeń, a zbyt mało konkretów – ocenia Noskowicz.

Jeżeli Falubaz utrzyma się w Speedway Ekstralidze, to konieczna będzie przebudowa zespołu i zastąpienie Vaclika. - Klub zapewnia, że po utrzymaniu nie będzie problemów ze wzmocnieniem składu, ale trudno mi w to uwierzyć, bo obserwuję rynek i widzę, że najważniejsze karty zostały już rozdane. Mam jednak nadzieję, że wnioski zostaną wyciągnięte, bo cały czas jestem sercem za Falubazem. Chciałbym, żeby znowu był wielką marką – mówi Dowhan.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.