"Znowu jest piekło, znowu jest wojna. Co tu się wydarzy? Ja tego nie wytrzymam! Jednak Maciej Janowski? Nie! Bartosz Zmarzlik! Mistrz świata wygrywa we Wrocławiu! Ostrzej się nie da, mocniej się nie da! Co za finał! Co to był za finał! - krzyczał komentator Canal+ na koniec Grand Prix we Wrocławiu.
Ale to faktycznie był bieg godny finału. Zaczął się od wykluczenia Emila Sajfutdinowa, który po ataku Janowskiego upadł na trzecim okrążeniu - z ogromną siłą wpadł na bandę. Rosjanin na szczęście wstał o własnych siłach. To był jednak dla niego koniec, a Janowski dostał ostrzeżenie.
W powtórzonym finale żużlowcy nadal jechali ostro. - Może nawet trochę za ostro - przyznał po biegu Zmarzlik. - O to chodzi w Grand Prix. Dlatego cieszę się, że sędziowie pozwalali na takie ściganie - dodał później Janowski, wrocławianin, który podziękował też miejscowym kibicom za wsparcie. Zresztą podobnie jak wcześniej Zmarzlik: - Naprawdę było je słychać i czuć. Dziękuję i do zobaczenia jutro - przyznał aktualny mistrz świata.
Kolejne wielkie ściganie już w sobotę. Też we Wrocławiu, kiedy odbędą się drugie zawody z cyklu Grand Prix. Początek o 19.