Od 1962 roku w Toruniu istnieje klub żużlowy. Obecnie pod nazwą Apator Toruń, czyli taką samą jak na samym początku, prawie 60 lat temu. W całej swojej historii zespół zdobył osiemnaście medali Drużynowych Mistrzostw Polski, w tym cztery złote. Ostatni raz Toruń cieszył się z mistrzostwa w 2008 roku. Był to niezwykły rok, bowiem ostatni na starym stadionie przy ulicy Broniewskiego. Dzisiaj w jego miejscu stoi galeria handlowa, a około kilometr dalej nowy obiekt – Motoarena, mogąca pomieścić nawet 17 tysięcy kibiców.
Każdy, kto kiedykolwiek będzie chciał zainteresować się żużlem, na pewno prędzej czy później usłyszy zdanie: „żużel w telewizji to nie to samo, trzeba poczuć zapach spalonego metanolu”. Chemicy na pewno mocno by z tym zdaniem polemizowali, gdyż charakterystyczny zapach podczas żużlowych meczów to tak naprawdę spalony olej. Wszyscy wiemy, że spalony metanol nie pachnie. Jednak sam sens zdania pozostaje zachowany. Aby zrozumieć fenomen żużla, trzeba koniecznie zasiąść na trybunach. Tylko wtedy można poczuć emocje i specyficzny klimat, który sprawia, że wiele osób, przychodzących na Motoarenę, wraca na kolejne mecze.
Żużel w Toruniu to rodzinny sport, na który w większości przychodzą rodziny z dziećmi. Oczywiście w przypadku innych dyscyplin jest podobnie, ale tutaj widać to najmocniej. Miasto żyje klubem, jego meczami, a także zwycięstwami i porażkami. - Od lat mówiąc o sporcie w Grodzie Kopernika, myślimy o żużlu. Tak jest od pokoleń i w moim odczuciu tak już zostanie. Pamiętam jak w naszym najlepszym sezonie przyszła bardzo wysoka porażka w Gorzowie. Wówczas całe miasto, przez dwa dni, odchorowywało ten mecz. Dosłownie. Informacje w mediach, telefony od kibiców. Naprawdę nigdy nie pomyślałabym, że wyniki zespołu tak mocno są skorelowane z nastrojami naszej lokalnej społeczności. Dobrze, że ówczesny sezon 2016 udało nam się skończyć na drugim miejscu (śmiech) – mówi Ilona Termińska, prezes klubu. Co ciekawe, przed pandemią kibice w trakcie przedsezonowych przerw bywali tak spragnieni żużla, że przychodzili nawet na treningi i sparingi swoich ulubieńców.
Wydaje się, że najgorsze chwile klub ma już dawno za sobą. Trzeba przyznać, że toruńscy kibice w ostatnich latach musieli być cierpliwi. Pierwsze ciemne chmury nad toruńskim żużlem zawisły w 2013 roku. Wtedy Unibax Toruń mierzył się na wyjeździe w finale Ekstraligi z Falubazem Zielona Góra. Święto sportu zamieniło się jednak w ogromny skandal. Torunianie w ostatniej chwili, kilka godzin przed meczem, chcieli przełożyć spotkanie ze względu na absencję dwóch liderów – Tomasza Golloba i Chrisa Holdera.
Z powodów regulaminowych jednak było już za późno. Decyzja, która w związku z tym zapadła, odbijała się czkawką Unibaxowi przez lata. Drużyna postanowiła ok. 1,5 godziny przed meczem zwinąć sprzęt i wrócić do Torunia. Do końca liczono, że zespół wróci na stadion. Nic takiego jednak nie miało miejsca, a sędzia Krzysztof Meyze ogłosił walkower na korzyść Falubazu. Oczywiście klub został ukarany. Kolejny sezon rozpoczynał z ośmiopunktową stratą, a także milionową grzywną. Mimo to zakończył sezon na bezpiecznym piątym miejscu.
We wrześniu 2014 roku zaczęła się jednak nowa era dla toruńskiej ekipy. Klub od Romana Karkosika przejął Przemysław Termiński, toruński przedsiębiorca, a od 2015 do 2019 roku senator. Z tego powodu rolę prezesa klubu pełnił tylko przez rok, a potem stery klubu przejęła jego żona, Ilona Termińska. Co prawda, od wydarzeń w Zielonej Górze minęło ponad 7 lat, ale kibice żużlowi w całej Polsce pamiętają o skandalu.
- Przyznam szczerze, że wielokrotnie czytam w komentarzach kibiców z innych miast, aniżeli Toruń, że „Apator to uciekinierzy”. Ja jednak nie przyjmuję tego do siebie, gdyż nie było nas wówczas w klubie i to nie naszą decyzją zespół nie pojechał w meczu finałowym. Podobnie chyba myślą zarówno nasi kibice, jak i sponsorzy, którzy wielokrotnie nas już bronili. Od 2015 roku mamy nowe rozdanie i nie chciałabym wracać do przeszłości – mówi Termińska.
Do przeszłości, przynajmniej tej najbliższej, nie chcieliby również wracać toruńscy kibice. Zeszły rok dla klubu był podwójnie trudny. Apator po słabym sezonie 2019 pierwszy raz w historii spadł z ligi i musiał odbudować swoją tożsamość w żużlowym czyśćcu, czyli 1. lidze. Co prawda Apator do najlepszej ligi świata – PGE Ekstraligi – wrócił bez najmniejszego problemu, ale wszyscy doskonale wiedzieli, że 1. liga nie jest odpowiednim miejscem dla tej ekipy. Na domiar złego, 2020 rok był również rokiem pandemii koronawirusa. - Problemem tak naprawdę była tylko i wyłącznie pandemia. Przygotowania do sezonu 2020 przebiegły bezproblemowo. Treningi stacjonarne, następnie obóz integracyjno-treningowy w Krynicy Zdrój. Wszystko szło zgodnie z planem, tymczasem po pierwszych treningach na torze przyszedł czas zastoju. Z tygodnia na tydzień czekaliśmy na nowe informacje, kiedy ruszymy lub inaczej… czy w ogóle ruszymy. To było najtrudniejsze tak naprawdę. Oczywiście do tego doszły ponowne rozmowy ze sponsorami, w większej części udane, renegocjacje umów z zawodnikami. Ostatecznie ruszyliśmy – mówi prezes klubu.
- Osobiście sportowo jestem bardzo zadowolona z ubiegłego roku. Jeśli chodzi o finanse, to na pewno mogłoby być lepiej, niemniej znaleźliśmy się w takim, a nie innym momencie i musimy z tym żyć. […] Liczę jednak, że to, co najgorsze jest już za nami, i niebawem znów w pełni będziemy mogli się cieszyć ze sportowych emocji.
Najważniejsze jest jednak to co przed nami. Sezon ruszy 3 kwietnia, ale torunianie zainaugurują rozgrywki na Motoarenie dzień później. Ostatni mecz przed spadkiem Apator pojechał przeciwko Falubazowi Zielona Góra. W pierwszym meczu po awansie również przeciwnikiem torunian będzie zespół z Myszką Miki w logo. W poprzednich latach presja w Toruniu była dość wysoka – drużyna zawsze miała walczyć o złoty medal. Tym razem nastroje są trochę inne. - Naszym nadrzędnym celem jest utrzymać się w PGE Ekstralidze i wszystkie nasze przygotowania są pod ten cel podyktowane. Wiemy, jak ciężki jest dla beniaminka sezon w "Najlepszej Lidze Świata", dlatego nie chcemy zmarnować żadnego dnia. Trenujemy obecnie sześć razy w tygodniu i wszystko podporządkowaliśmy przygotowaniom do sezonu. Jestem przekonany, że będziemy dobrze przygotowani – zdradza Tomasz Bajerski, trener żużlowców eWinner Apatora Toruń.