Tomasz Gollob: Czym?
- Zgadza się. Bardzo się cieszę, że będę występował jako ekspert Canal+. I że po dwóch edycjach Grand Prix na Narodowym, które straciłem, teraz będę na najlepszej żużlowej imprezie w całym kalendarzu. Warszawa to najlepsza arena, świetne miejsce dla żużlowych mistrzostw świata. I nie mogę się doczekać występu w Canal+, możliwości komentowania jazdy najlepszych obecnie zawodników świata.
- Nie ma co do tamtych wydarzeń wracać, bo kolejne lata pokazały, że mamy najładniejsze, najlepsze Grand Prix. Nie mam żadnych obaw o tor, wszystko jest przygotowane na sto procent, będą świetne zawody z 53 tysiącami kibiców na trybunach. I już się nie mogę doczekać, żeby dzielić z widzami i z kolegami z telewizji swoimi spostrzeżeniami.
- To prawda, jest komu kibicować, jest kogo oglądać. W gronie stałych uczestników tegorocznego cyklu mamy aż czterech Polaków. Na pewno od początku życzymy sobie ich dobrych występów. Wierzę, że moi koledzy dadzą radę. Jeżdżą w najmocniejszej lidze świata, radzą sobie i to się powinno przekładać na Grand Prix.
- Tak, jak zawsze wierzę w Bartka. Przyjdzie taki dzień, że on zostanie mistrzem świata. Myślę, że to jest tylko kwestia czasu. Współpracowałem z nim, cztery lata stał przy mnie, gdy jeździłem w Gorzowie Wielkopolskim, dlatego wiem, że ten chłopak ma duże predyspozycje i wielkie ambicje. Naprawdę czekam na tytuł dla niego i myślę, że to tylko kwestia czasu.
- Tak, bo on jest przebojowy, wiele potrafi i bardzo chce wygrywać.
- Ha, ha, w tym powiedzeniu jest cała prawda. Spędziłem 30 lat na żużlu. Potwierdzam, że trzeba to kochać, że to się musi śnić, żeby czegoś dokonywać.
- Rzeczywiście tak było. Kiedyś wszystko co się działo w moim życiu wyprzedzał sen. A w ostatnich dwóch latach przeanalizowałem wszystko, co mi się przydarzyło w sporcie i w życiu, i teraz śni mi się, że jeszcze będę mógł wsiąść na motocykl i się przejechać. Naprawdę mam taki sen, śnią mi się pozytywne rzeczy.
- Nadzieję będę miał zawsze. Cały czas ciężko pracuję. Przygotowuję rzeczy, które powinny zafunkcjonować. Oczywiście wszystko mam rozłożone w czasie, wiem, że muszę czekać, że nie zrobię nic już dziś czy jutro.
- Dokładnie tak. Zdaję sobie sprawę z tego jak jest. Każdego dnia mam do zrobienia ciężką, rzetelną pracę. I robię co trzeba. Chciałbym, żeby pan napisał, że bardzo dużą rolę odgrywają kibice. Dla mnie bardzo ważni są ci ludzie, którzy chodzą na stadiony i tak samo ważni ci, którzy oglądają transmisje w nc+. Obecność kibiców zawsze mnie napędzała. Tak było 20 lat temu, w latach 90., i teraz też coś takiego czuję.
- Wie pan, tu mogę po latach powiedzieć tylko tyle, że sport jest dlatego taki piękny, że do końca nie można przewidzieć kto wygra. Gdyby sport był przewidywalny, to byłby nudny. A że wtedy straciłem tytuł i wygrał Rickardsson? Trudno, co zrobić?
- Nie wiem co by nastąpiło, gdybym wtedy został mistrzem świata. Ale na pewno inaczej byśmy na wszystko patrzyli. Może bym wtedy skończył. Ale historia potoczyła się inaczej, już nie ma po co cofać się aż tak daleko.
- Historia. Mistrzem został Rickardsson, ja zdobyłem srebro. Było, minęło.
- Oczywiście! Jestem w kontakcie z nim i z wieloma innymi dawnymi rywalami. Na przykład ostatnio w swoim domu gościłem Erika Gundersena. Erik przyjeżdża do mnie zawsze, gdy tylko jest w pobliżu Bydgoszczy. Lubimy sobie pogadać. Jeszcze z kilkoma innymi mistrzami świata sobie czasem rozmawiamy.
- Tego nie umiem powiedzieć z całą pewnością. Trzeba by Rickardssona wypytać o sprzęt. Ale fakt jest taki, że Tony co najmniej dwa medale mi zabrał. Oczywiście w sportowej walce. Zasłużył na to. On jest sześciokrotnym mistrzem świata, ja złoto zdobyłem tylko raz. Ale nie patrzę na to. Wystarczy, że raz byłeś mistrzem świata, żeby do końca życia wszyscy przedstawiali cię jako mistrza. A jak jesteś drugi, trzeci, to zostaje niedosyt.
- Tak, o tym jednym, złotym wiedzą wszyscy. O srebrnych i brązowych ci, którzy się bardziej interesują żużlem.
- Wiele miałem takich momentów, które miały wpływ na moje możliwości walki. Ale przede wszystkim myślę o roku 1999 i 2000. W roku 2000 miałem ciężki wypadek samochodowy. Nie mogłem dokończyć Grand Prix, normalnie zbierać punktów. Nie wiadomo jak skończyłaby się rywalizacja.
- Było parę takich momentów, w których przyszły problemy rzutujące na moją sportową historię.
- Prawdą jest, że byłem maksymalnie zdeterminowany. Tak mocno jak tylko się dało. Uznałem, że to musi być mój rok, że w końcu muszę zdobyć tytuł, o który walczę już kilkanaście lat. Tak, to jest prawda, nie chcę się wypierać. Wiedziałem, że to jest ostatni rok z normalnymi zasadami. Mam na myśli zamieszanie z tłumikami. Zdawałem sobie sprawę z tego, że po zmianach trudno będzie przewidzieć, kto jakie będzie miał szanse.
- Tak, było huczne zakończenie sezonu. Przyjechało wielu znakomitych sportowców. Rickardsson był w tym gronie.
- Wszystko to jest prawda, to wszystko mi towarzyszyło. Ale radziłem sobie, uważałem że trzeba wygrać w walce sportowej, a nie gdzieś przy stole, i to czyniłem.
- To jest historia, która już była i kompletnie nie mam nic do powiedzenia na ten temat. Nie pamiętam tego tak samo jak nie pamiętam różnych bijatyk ze szkoły. Mogę powiedzieć tylko, że za to co się wydarzyło wszyscy, łącznie z sędzią i przedstawicielem FIM [Międzynarodowa Federacja Motycklowa] przepraszali mnie w Lonigo, na następnych zawodach. Myślę, że to jest cenniejsze wspomnienie niż opowiadanie o wybryku kolegi, który się nie zastanowił, co robi. Warto też napisać, że sędzia przez tę sytuację stracił licencję. I więcej o tym nie mówmy. Skupmy się na tym, co nas teraz czeka.
- Zawsze mówiłem, że faworyta nie można wskazać już w pierwszym Grand Prix. Trzeba się po prostu przygotować, spokojnie jechać i wygrywać, zbierać punkty. Faworyt będzie wyłoniony dopiero za jakiś czas.
- Nie ma tu pomyłki, tak rzeczywiście jest. Niestety, rolę pierwszorzędną odgrywają motocykle, wszystko idzie w stronę coraz większych osiągów motocykla, silnika, a nie umiejętności zawodników. Jak już wymyślamy jakieś rzeczy brane z Formuły 1, to proszę pomyśleć, czy idziemy w dobrą stronę.
- Tak, po nim widać wyraźnie, jak duży wpływ na wyniki ma to, czym się jeździ.
- To dopiero się okaże po pierwszych zawodach. Na razie nie wiadomo, co kto ma, i czy to co mówią i piszą, jest prawdą.
- Można zauważyć, że zawodnicy, którzy wygrywają, dysponują bardzo szybkim sprzętem i że są tacy, którzy sprzęt mają troszkę słabszy.
- Ma pan rację, Greg ma mój wielki szacunek. Człowiek ma już prawie 50 lat [w czerwcu skończy 49], a jeszcze chce się ścigać w Grand Prix i w ligach. To niesamowite. A, że nie będzie go w Warszawie? To niczego nie zmienia. On może sobie pozwolić na inne rzeczy niż młodzi, którzy jadą o tytuł mistrza świata. Ma problemy [zawiesił karierę, by wspierać żonę, u której zdiagnozowano raka piersi], trzeba mu życzyć wszystkiego dobrego i poczekać na jego powrót.
- Bardzo. To świetny człowiek. Uśmiechnięty, bardzo amerykański, typowy Jankes. Koleżeński, ale oczywiście zawsze chce wygrywać. Ma amerykański styl bycia, dużą wiarę w siebie, nastawienie na sukces. Dobrze znać takich ludzi. Poza Polakami, jemu mocno kibicuję.
Grand Prix na Stadionie Narodowym rozpocznie się w sobotę 18 maja o godzinie 19.00. Transmisja w CANAL + od godziny 18.00. Kwalifikacje przed zawodami w piątek 17 maja o 18.45 w CANAL+ SPORT i nSport+.