Kibice ratują marzenia młodego żużlowca

21-letni Edward Mazur ostatni sezon spędził na wypożyczeniu w pierwszoligowym Orle Łódź. Po jego zakończeniu podpisał kontrakt, w ramach którego został pełnoprawnym zawodnikiem łódzkiego zespołu. Niestety, kilka dni później został zmuszony do rozwiązania umowy. Powód? Unia Tarnów, czyli macierzysty klub żużlowca, zażądał za niego ekwiwalentu w wysokości 100 tysięcy złotych.

Pewnie nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że tarnowski klub od dawna nie widział Edwarda Mazura w swoich szeregach. W Tarnowie wielokrotnie dawano mu to do zrozumienia. - Mówili, żebym dał sobie spokój ze sportem i zdał sprzęt - wyjaśnia w rozmowie ze Sport.pl młody żużlowiec. - To tak, jakby ktoś kazał zrezygnować z największych marzeń, dodając, że się po prostu do tego nie nadajesz.

"Musiałem pożyczać pieniądze, aby jeździć"

Mając w pamięci słowa włodarzy macierzystego klubu, Edward w ubiegłym roku zdecydował się opuścić Unię Tarnów. Pomógł mu w tym były jej zawodnik - Jakub Jamróg - który zabierał chłopaka na klubowe treningi Orła Łódź. Na nich Mazur był jednak tylko obserwatorem. Pewnego dnia los się do niego uśmiechnął. - Zabrakło zawodnika na treningu. Bez zastanowienia wsiadłem na motor - wspomina Edward. - Okazało się, że idzie mi całkiem nieźle i mogę przydać się drużynie.

Dobra postawa na treningu zaowocowała wypożyczeniem z Tarnowa do Łodzi. Aby jednak mogło do tego dojść, Mazur musiał zdać cały klubowy sprzęt Unii, a Orzeł zapłacić za usługę 15 tysięcy złotych. - Cały czas radzili mi dać sobie spokój z żużlem, ale gdy tylko pojawiała się szansa zarobienia na mnie pieniędzy, natychmiast stawałem się wartościowym i ważnym juniorem - mówi żużlowiec. Niestety, Edward dysponował tylko jednym motocyklem (do startów w lidze potrzebne są minimum dwa) kupionym przez sponsorów za czasów występów w Tarnowie. Musiał więc pożyczyć kilkadziesiąt tysięcy złotych na nowy sprzęt. - Pomagali mi przyjaciele, znajomi, a nawet zwykli ludzie. Niektórzy nawet potrafili pieniądze po prostu mi podarować - dodaje. Koniec końców wszystko się udało. Edward wystartował w barwach Orła Łódź, a pieniądze, które zarabiał w ramach kontraktu, przeznaczył na spłatę zobowiązań.

Niedopatrzenie i złośliwość na drodze po marzenia

Gdy sezon dobiegł końca, prezes Orła Łódź Witold Skrzydlewski wyciągnął do zawodnika pomocną dłoń i zdecydował się zatrudnić go na stałe. 29 stycznia Mazur złożył podpis pod nowym kontraktem, w ramach którego zapewniony miał zostać mu także odpowiedni sprzęt i przygotowanie do tegorocznych rozgrywek. Tydzień po wielkim dniu w życiu żużlowca jego kariera niespodziewanie stanęła pod wielkim znakiem zapytania. Prezes Unii Tarnów Łukasz Sady przysłał do Łodzi pismo z nakazem zapłaty 100 tys. zł za jego wyszkolenie. Okazało się, że według przepisów ekwiwalent obowiązywał zawodnika do 31 stycznia, czyli jeszcze dwa dni po podpisaniu kontraktu. - Myśleliśmy, że ekwiwalent dotyczy mnie do ukończenia 21. roku życia. Po ukończeniu wieku juniorskiego żaden klub nie zapłaciłby za mnie pieniędzy. Orzeł Łódź chciał mi pomóc, ale roszczenia klubu z Tarnowa pozbawiły mnie marzeń - tłumaczy Edward Mazur.

Ostatecznie kontrakt został rozwiązany. Żalu z tego powodu nie ukrywa prezes łódzkiego Orła. - Wielokrotnie przeprowadzaliśmy takie transakcje i nigdy kluby nie kazały sobie płacić takich pieniędzy. Przecież Edek nie jest mistrzem świata juniorów. Unia doskonale wiedziała, że nie wyłożymy takiej sumy. To bardzo nieeleganckie zachowanie i czysta złośliwość. Wyglądało to na próbę odegrania się na chłopaku - mówi Witold Skrzydlewski. W efekcie Edward został bez klubu, sprzętu i pieniędzy. W tej sytuacji, jak sam przyznał, "pozostało zrezygnować z kontynuowania kariery".

Niezwykli kibice ruszają na ratunek

Historia chłopaka poruszyła serca kibiców z Łodzi, którzy przez rok zdążyli się z nim zżyć. Zdając sobie sprawę z powagi sytuacji, postanowili urządzić wielką zbiórkę pieniędzy. Ich celem jest 40 tysięcy złotych, czyli kwota pozwalająca skompletować cały sprzęt potrzebny do przygotowania do nadchodzącego sezonu. To jedyna szansa na to, aby Edward w maju (wówczas otwiera się żużlowe okienko transferowe) znalazł nowego pracodawcę. - To fantastyczny i utalentowany chłopak. Na torze nie raz pokazał duszę wojownika. Unia podcięła mu skrzydła, ale on się nie podda. My zdajemy sobie sprawę, że jeżeli w tym sezonie nie ruszy, to już nie zrobi tego nigdy. Stąd nasza pomoc - wyjaśnia Dorota Kmieciak, prezes Stowarzyszenia Sympatyków Sportu Żużlowego "Orły".

Co ciekawe, fani pomagają Edwardowi, choć nie mają pewności, czy ten w tegorocznych rozgrywkach będzie zdobywał punkty dla ich ukochanego zespołu. - W maju zespoły będą miały kompletne składy. Nikt nie będzie mi trzymał miejsca w drużynie - mówi młody zawodnik. Oczywiście sam bardzo chciałby pozostać w Łodzi, bo - jak opowiada - społeczność kibicowska w tym miejscu to jedna wielka rodzina. "Nigdy nie spotkałem się z tak ciepłym traktowaniem żużlowców" - te słowa powtarza jak mantrę. I trudno mu się dziwić. Wielu fanów żużla spoza Łodzi zna bowiem tradycje, jakie tu panują. Kibice spotykają się z zawodnikami po meczach w słynnej knajpie U Kowala, gdzie wspólnie przeżywają emocje związane z odbytym pojedynkiem. Nikt nikogo nie traktuje z góry. Dlatego pomoc dla młodego chłopaka chcącego spełnić marzenia jest dla nich czymś normalnym.

Obserwuj autora na Twitterze: @basz24

Aby pomóc kibicom Orła Łódź w spełnieniu marzeń Edwarda, wystarczy wysyłać dowolną kwotę na konto stowarzyszenia pod numerem: 77 1060 0076 0000 3380 0009 3185 z dopiskiem "Edward Mazur".

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.