Złapali wandala i kiboli, którzy odpalili race. Stal wandala nie ukarała [WIDEO]

Policja złapała sześć osób, które dymiły na żużlowych derbach w Gorzowie. Pięciu odpaliło race, jeden niszczył pod stadionem samochód z zielonogórską rejestracją. - Wyeliminujemy tych łobuzów - zapowiedział prezes Komarnicki. Jeden z wandali nie dostał jednak klubowego zakazu stadionowego, bo zdarzenie miało miejsce... poza stadionem.

Lubuska policja ogłosiła: namierzyliśmy już sześć osób, które zakłócały porządek przed i podczas niedzielnego meczu. Pięciu mężczyzn usłyszało zarzuty za użycie zabronionych na stadionach środków pirotechnicznych, m.in. rac i petard hukowych. To trzech mieszkańców Gorzowa i jeden zielonogórzanin w wieku od 19 do 23 lat. W grupie jest też 32-latek z Gubina. Jak dowiedzieliśmy się nieoficjalnie, mężczyzna na co dzień jest... pracownikiem ochrony. Grozi im nawet do pięciu lat więzienia. Wszyscy zostali objęci dozorem policyjnym, dostali "nakaz powstrzymania się od uczestnictwa w imprezach masowych".

- To nie koniec zatrzymań w związku z odpaleniem rac podczas derbów - przekonuje Sławomir Konieczny, rzecznik lubuskiej policji. Śledczy nadal analizują nagrania ze stadionowego i policyjnego monitoringu. Mają sporo pracy, zabronione race w zielonogórskim sektorze odpaliło przecież kilkanaście osób, w większości z zakrytymi twarzami. Race płonęły także po gorzowskiej stronie trybun. Obu lubuskim klubom grożą kary finansowe (do 25 tys. zł), które za odpalenie pirotechniki przez fanów może nałożyć Speedway Ekstraliga. - Frajerstwo tego typu nie będzie pokrywane z naszych pieniędzy. Pójdziemy do sądu z tymi, co odpalili race - grzmiał prezes Stali Władysław Komarnicki. Klub nie będzie się domagał pieniędzy od firmy ochroniarskiej, która zabezpieczała żużlowe derby. - Wnoszenie rac naprawdę trudno zdemaskować. Widziałem na nagraniu, jak jedna młoda dama wyciąga materiały pirotechniczne ze swojego biustonosza - podkreślał prezes.

Policjanci mówią też o incydencie pod stadionem. Jeszcze przed meczem, na gorącym uczynku zatrzymali 20-latka z Gorzowa, który tak się zdenerwował, że w sąsiedztwie żużlowego obiektu stoi nissan z zielonogórską rejestracją, że zaczął je kopać. Dostał 500 zł mandatu za naruszenie porządku i wulgaryzmy.

Mimo tych incydentów, prezes Komarnicki ocenił żużlowe derby jako bezpieczne. - Dziękuję kibicom i z Zielonej Góry, i Gorzowa. Szczególnie za to, że byli pięknie ubrani. Race to była tylko niepotrzebna rysa - przekonywał prezes Stali. Żalił się, że najbliższe żużlowe spotkanie z drużyną z Torunia (29 maja) zostało przez policję zakwalifikowane jako mecz podwyższonego ryzyka. Wyliczał, że Stal może stracić na tym nawet ok. 130 tys. zł. Nie sprzeda biletów na miejsca stojące i blisko dwukrotnie zwiększy siły ochrony. - Nie możemy w naszych decyzjach kierować się hurraoptymizmem. Pamiętajmy, że pieniądze zainwestowane w bezpieczeństwo zwracają się - podkreślał Konieczny.

Komarnicki kolejny raz idealizował żużlowego kibica. - Kibice czarnego sportu są inni. To nie są kibole piłki nożnej - zaznaczał. Dziś z błędu wyprowadzał go nawet rzecznik policji. - My nie dzielimy kibiców na piłkarskich i żużlowych. Dla nas ktoś albo zakłóca porządek na trybunach, albo nie. Nieważne na jakim stadionie - mówił Konieczny. Wyliczał, że w Lubuskiem zakazami stadionowymi objętych jest obecnie 75 osób. Wielu z nich to właśnie chuligani żużlowi.

Zapytaliśmy Komarnickiego, czy podobały mu się wulgarne przyśpiewki na derbach? - Prowadzący doping na stadionie został upomniany i wie, że nie może takich rzeczy robić. Jak komuś w domu nie zwracają uwagi, gdy używa słów na "ch" i "k", to ja mam go uczyć na stadionie? Może dożyję czasów, gdy każdy na stadionie śpiewa "Szła dzieweczka do laseczka..." - ironizował prezes.

Żużlowe derby bez cenzury

W piątek Stal nałożyła klubowe zakazy stadionowe (ma taką możliwość, ale zakaz obowiązuje tylko na jej obiekcie) na pięć osób, które odpalały race. Wandal, który pod stadionem niszczył samochód nie został w ten sposób ukarany. Mógł dostać zakaz, ale członkowie zarządu klubu odstąpili od nałożenia kary, bo - jak tłumaczyli "Gazecie" - zdarzenie... miało miejsce poza stadionem.

Zakazy będą egzekwowane od najbliższych zawodów na stadionie przy ul. Śląskiej. Jak? - To kasjer będzie teraz wpisywał imię i nazwisko kibica oraz nr PESEL na bilet i dopiero go drukował. System sprzedaży biletów będzie połączony z bazą kibiców z zakazem wydanym przez nasz klub. Taka osoba nie dostanie biletu ani w stadionowej kasie, ani w klubowych sklepach - mówi Ireneusz Maciej Zmora z zarządu Stali.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.