Żużel nie dla nastolatki, bo nie jest chłopakiem

Dziewczyna w żużlu z góry jest skazana na porażkę, choć zmienione przepisy ujednoliciły prawa obu płci. - Co z tego, że kobieta może trenować żużel? To bez znaczenia. Kobieta w szkółce się nie przyda - mówi trener GTŻ Robert Kempiński.

- Od małego tata mnie wciągnął w żużel - mówi mi 15-letnia Dominika Czarnecka z Gimnazjum nr X w Toruniu.

Dopiero odsłuchując naszą rozmowę, zwracam uwagę na słowa "od małego". Nie "od małej".

Gdyby młoda torunianka była 15-latkiem, spełniałaby wszystkie kryteria stawiane talentom żużlowym, jakich poszukuje Unibax w swojej szkółce. Młoda, z wielką pasją, słychać w jej słowach determinację. - Zaczęłam się interesować wszystkim, co z żużlem związane. Wynikami, techniką, maszynami, nawet kosztami sprzętu - wylicza Czarnecka. - Wiedziałam, że to bardzo drogi sport, ale jestem pewna, że gdyby dano mi szansę, nie zawiodłabym oczekiwań. Bardzo mi na tym zależało, starałabym się z całych sił.

Kilka miesięcy temu zgłosiła się do toruńskiego klubu. - Niestety, usłyszałam od trenera, że nie mam szans. Nie mogę być przyjęta, bo nie dałabym rady trenować jak chłopacy. Po tym się poddałam, nie wiedziałam, gdzie mam się zgłosić, żeby jeszcze próbować.

Żużel od lat jest uważany za sport męski. Tysiące kibiców oglądają w Polsce rywalizację na rozpędzonych maszynach, które trudno utrzymać na często nierównym torze. Rola kobiet ogranicza się jedynie do machania w fikuśnych, skąpych strojach kolorowymi parasolami, dzięki którym zawodnicy wiedzą, na którym torze mają się ustawić.

Jeszcze niedawno sportowej rywalizacji kobiet zabraniały przepisy. Zmieniono je po tym, jak o swoje prawa w 2008 r. walczyła Kinga Wachowska. Pochodząca z Wielkopolski dziennikarka zaczęła nękać Polski Związek Motorowy, by zgodził się na jej treningi w klubie żużlowym. Wylicza: - Były odmowy, odmowy, odmowy. I zasłanianie się regulaminem.

O równouprawnienie walczyła także Partia Kobiet. - Panowie, świadomie czy nie, utrwalacie stereotypy, dzięki którym polscy mężczyźni muszą uchodzić za najbardziej zakompleksionych w Europie - pisała do PZMot. jej szefowa Anna Kornacka. Aż w końcu Główna Komisja Sportu Żużlowego nadzorująca ten sport w Polsce się ugięła: zaakceptowała wspólne treningi z mężczyznami i zdobywanie przez kobiety licencji pozwalającej na starty w zawodach oraz udział w meczach.

Ale to tylko teoria.

Pytam toruński Unibax, czy można zapisać kobietę do szkółki żużlowej. Pani, która odbiera telefon, odpowiada, wahając się: - Nie wiem, podam panu numer telefonu trenera.

Trener Jan Ząbik nie pozostawia złudzeń. - Były chętne, ale rezygnowały. Może i mogą potrenować, ale startować? Bez szans. Nie ma sensu, żeby były jak maskotki w klubie, przecież nie wystartują w zawodach - mówi. Dodaje też, że klubowy sprzęt lepiej przeznaczyć dla chłopców, bo rokują na przyszłość.

W Grudziądzu próbuję zapisać kobietę do szkółki I-ligowego GTŻ. W sekretariacie - podobnie jak w Toruniu - zdumienie. - Kobieta? Oj, może trener coś poradzi na pana problem - słyszę.

Trener GTŻ Robert Kempiński też nie ma złudzeń. - Co z tego, że kobieta może trenować żużel? To bez znaczenia. Kobieta w szkółce się nie przyda. Kluby mają problemy finansowe, a na kaprysy nas nie stać. Sprzęt kosztuje kilkadziesiąt tysięcy złotych, lepiej go dać chłopakom.

Trenerzy - m.in. Ząbik - zwracają uwagę, że kobieta na żużlu sobie nie poradzi, bo ręce ma słabsze niż mężczyzna. - Ale na crossie czy w rajdach enduro motocykl utrzyma? - odpowiada Wachowska.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.