Zobacz co nas wkurza na Facebook.com/Sportpl ?
Tuż przed sobotnim finałem na stadionie im. Edwarda Jancarza w Gorzowie biało-czerwoni kibice, którzy jak zwykle tłumnie wspierali żużlową reprezentację, szukali odpowiedzi na dwa pytania: czy to faktycznie będzie tak ciekawy turniej, jak wszyscy zapowiadają, i czy Marek Cieślak dobrze wybrał polski skład?
Zawody rzeczywiście były przednie. Może brakowało trochę ścigania i mijanek, ale to przez wyjątkowo twardy tor. Ile za to było dramaturgii i zwrotów akcji! - Doskonale poznałem trenera Cieślaka, gdy współpracowałem z nim we Wrocławiu - stwierdził kapitan Australijczyków Jason Crump. - Wiem, jaki z niego magik. Dziś znów jego sztuczki zadziałały i dlatego nas pokonał. Trochę żal, bo byliśmy naprawdę blisko mistrzostwa, ale przegraliśmy z wielkimi rywalami. To był najciekawszy drużynowy finał, w jakim brałem udział.
Najpierw jednak Polaków nie było za co chwalić. Osiem wyścigów bez choćby jednego zwycięstwa i miejsce na końcu stawki. Nie tylko za Australią, ale również za Danią i Szwecją! Cieślak się pomylił? Mógł wybrać do składu kogoś z młodszych żużlowców, którzy przecież trenowali w Gorzowie? - Na szczęście dalsze wyścigi pokazały, że mój trenerski nos jednak jeszcze raz mnie nie zawiódł - powiedział szkoleniowiec Polaków. - A przecież wiecie, jak trudny w tym roku wybór był, bo większość naszych zawodników jeździ w kratkę.
Wreszcie w dziewiątym starcie wygrywa indywidualny mistrz świata Tomasz Gollob. Zjeżdża do parkingu i... - Decyzja jest natychmiastowa, najlepszy polski zawodnik jedzie ponownie jako joker, czyli za podwójne punkty - opowiadał Cieślak. - Nie było na co czekać. Kto mógł odbudować morale drużyny, jak nie kapitan.
Gollob doskonale wiedział, o co idzie gra. Gdyby przegrał ten bieg, złoto uciekłoby już na dobre. I jeszcze raz nie zawiódł. Dał drużynie 6 pkt, ale również coś więcej. - Po dobrej robocie Tomasza urosły nam skrzydła - przyznał indywidualny wicemistrz świata Jarosław Hampel. - Nie wypadało już jechać gorzej. Tym bardziej że po wspólnych konsultacjach znaleźliśmy też lepsze ustawienia naszych motocykli.
Dalej wygrywał już nie tylko Gollob, ale również właśnie Hampel i Piotr Protasiewicz, a w przedostatniej serii także Krzysztof Kasprzak i Janusz Kołodziej. - Pokazaliśmy, że jesteśmy drużyną w pełnym tego słowa znaczeniu - chwalił Cieślak. - Gdy zobaczyłem "trójki" całej piątki, poczułem, że tego nie możemy już przegrać.
Australijczycy kontratakowali, nawet przez chwilę byli jeszcze na prowadzeniu. W końcówce przegrywali jednak różnicą 6 pkt. W przedostatnim wyścigu to oni próbowali ratować się jokerem. Plan nie wypalił dzięki Hampelowi, który uciekł wszystkim rywalom z bardzo dobrego w tej fazie turnieju czwartego pola startowego. Po niespełna 63 s doprowadził kibiców do ekstazy. Fruwał podrzucany przez kolegów z drużyny, bo już można było wykrzyczeć: Polska trzeci raz z rzędu drużynowym mistrzem świata!
Puchar za zwycięstwo wręczył naszym 78-letni Szwed Ove Fundin, pięciokrotny indywidualny mistrz świata - główne trofeum w rywalizacji drużynowej nosi jego imię. Czasu na świętowanie nie było za wiele, bo już w niedzielę żużlowcy musieli wrócić do ścigania się w najsilniejszej na świecie polskiej ekstralidze. Polacy obiecali jednak, że za rok znów wrócą głodni złota. - Takie sukcesy, gdy nikt ci nie odpuszcza ani na milimetr, smakują niesamowicie - zakończył Hampel.
1. Polska - 51 pkt: Krzysztof Kasprzak 8 (2,1,0,3,2), Jarosław Hampel 11 (2,0,3,3,3), Tomasz Gollob 17 (1,3,6!,3,1,3), Piotr Protasiewicz 8 (0,-,3,2,3), Janusz Kołodziej 7 (1,1,0,3,2).
2. Australia - 45 pkt: Jason Crump 13 (3,3,2,3,2), Darcy Ward 4 (w,2,1,0,1), Troy Batchelor 10 (3,0,2,2,3), Davey Watt 3 (1,0,1,1,0), Chris Holder 15 (3,3,2,3,4!).
3. Szwecja - 30 pkt: Andreas Jonsson 1 (1,0,0!,0,-), Fredrik Lindgren 12 (3,1,3,2,2,1), Antonio Lindback 8 (0,3,2,1,1,1), Jonas Davidsson 2 (2,0,0,-,-), Thomas H. Jonasson 7 (0,2,2,1,2).
4. Dania - 29 pkt: Mads Korneliussen 3 (0,2,1,0,-), Bjarne Pedersen 3 (1,2,0,-,0), Niels Kristian Iversen 8 (2,1,1,1,3), Nicki Pedersen 5 (3,1,1,0,0,u), Kenneth Bjerne 10 (2,2,3,0!,2,1).
Niewiarygodny, wspaniały wieczór, tak naprawdę chciałbym, aby wcale się nie skończył. Potwierdziło się, że aby wygrać, trzeba będzie wspiąć się na wyżyny. Zwyciężyliśmy, bo byliśmy zespołem z prawdziwego zdarzenia. W decydujących momentach każdy dorzucił ważne punkty. Miło było patrzeć, jak się zjednoczyliśmy, pomagaliśmy sobie. Po prostu złota drużyna.
Skandynawskie media zachwycone Gollobem i spółką ?